Wybory parlamentarne na Ukrainie z 26 października 2014r. mają szansę stać się czynnikiem, który przypieczętuje zmiany, jakie zaszły w ciągu ostatniego roku nad Dnieprem.
Jak pokazują pierwsze nieoficjalne jeszcze wyniki głosowania największe poparcie zyskały partie będące zapleczem urzędującego prezydenta Ukrainy Petro Poroszenki (Blok Petra Poroszenko) oraz pełniącego od marca tego roku obowiązki premiera Arsenija Jaceniuka (Front Narodowy). Najpewniej to właśnie te dwie partie będą osią nowej, proeuropejskiej i proreformatorskiej koalicji, powstanie której zapowiadał jeszcze przed wyborami prezydent Ukrainy. Być może trzecim elementem tego porozumienia będzie partia „Samopomoc” kierowana przez mera Lwowa Andrija Sadowego, która po raz pierwszy znalazła się w parlamencie, zajmując trzecie miejsce w wyborach. Sukces tego ugrupowania pokazuje, że z jednej strony Ukraińcy popierają program zakładający reformy samorządowe i przyznanie większych uprawnień władzom na szczeblu lokalnym, z drugiej zaś wskazuje, że istnieje potrzeba nowej jakości i „nowych twarzy” w ukraińskim życiu politycznym. To tłumaczy także bardzo słaby wynik partii „Blok Opozycyjny” (ok. 7%) skupiającej przedstawicieli środowisk związanych z Partią Regionów oraz fakt, iż Komunistyczna Partia Ukrainy po raz pierwszy od 1991 roku nie znajdzie się w Radzie Najwyższej.
Nowa jakość w ukraińskiej polityce
Wydaje się, że najistotniejszą zmianą jaka zaszła w ciągu ostatnich dziesięciu lat (tj. od przełomu 2004 i 2005 roku, czyli tzw. „pomarańczowej rewolucji”) jest zmiana podejścia do problemu dalszego kierunku ukraińskiej polityki zagranicznej. Dylemat wyboru kierunku dalszego rozwoju koncentrujący się (w dużym uproszczeniu) wokół pytania: czy priorytetowe mają być relacje z Rosją czy z Unią Europejską przestał istnieć. Każda z liczących się dziś w wyścigu wyborczym sił politycznych w swoim programie zakłada dążenie do zbliżenia z Unią Europejską, wychodząc zresztą naprzeciw oczekiwaniom większości społeczeństwa.
Rzecz jasna zasadniczy wpływ na tą zmianę miały wydarzenia jakie rozegrały się na przełomie 2013 i 2014 roku na Euromajdanie – począwszy od reakcji na odstąpienie władz Ukrainy od podpisania umowy stowarzyszeniowej na szczycie w Winie w listopadzie zeszłego roku (w tym zwłaszcza pobicie protestujących na kijowskim Majdanie Niezależności studentów), aż po wydarzenia z lutego 2014 roku i użycia broni palnej wobec protestujących, co w konsekwencji doprowadziło do pozbawienia władzy prezydenta Wiktora Janukowycza przez Radę Najwyższą Ukrainy. O ile wydarzenia te miały zasadnicze znaczenie dla zmiany punktu widzenia znacznej części Ukraińców na politykę wewnątrz kraju, to aneksja Krymu, a następnie rosyjska agresja w Donbasie doprowadziły do zasadniczej zmiany nastawienia wobec wschodniego sąsiada: od mitu „bratniego narodu” do stwierdzenia „nigdy nie będziemy braćmi”.
Wobec powyższych wydarzeń, a zwłaszcza wobec ceny jaką przyszło zapłacić Ukrainie za prawo do nieskrępowanego wyboru drogi rozwoju cywilizacyjnego – w postaci najpierw setki zabitych na Majdanie w Kijowie, a potem kilku tysięcy ofiar walk na wschodzie kraju – można zaobserwować także zmianę w podejściu znacznej części polityków i obywateli do kwestii samych wyborów. Co prawda nie udało się wyeliminować całkowicie negatywnych praktyk związanych z kupowaniem głosów wyborców czy prób fałszerstw, jednak ich skala jest daleko mniejsza, niż w poprzednich głosowaniach, a poziom społecznej akceptacji dla podobnych działań jest o wiele mniejszy. Skala zaangażowania samych Ukraińców w działania na rzecz uczciwego przebiegu głosowania, jak choćby 200 tysięcy obserwatorów wystawionych przez partie polityczne i organizacje pozarządowe, pokazuje jak wielka zmiana dokonała się w ciągu ostatnich lat.
To dopiero początek
Trzeba jednak pamiętać, że same wybory, nawet jeśli wygrywają w nich partie o proeuropejskich programach, nie oznaczają automatycznie gwarancji sukcesu i szybkiego rozwiązania wszystkich trapiących Ukrainę problemów. Realizacja zapowiadanego przez prezydenta Petro Poroszenkę programu reform będzie wymagała wielu miesięcy i lat ciężkiej pracy, a przede wszystkim budowania i utrzymywania porozumień z partnerami politycznymi, a co za tym idzie – zapewne wielu niełatwych kompromisów. Jak trudne i jak wielkim ryzykiem obarczone jest to zadanie świadczą losy „pomarańczowej koalicji” i porozumienia pomiędzy prezydentem Wiktorem Juszczenko i premier Julią Tymoszenko, które nie przetrwało politycznych perturbacji po zwycięstwie rewolucji w 2005 roku. Wiadomo także, że kraj nie może się rozwijać ani zachowywać stabilności w toku ciągłych zmian o charakterze rewolucyjnym – dlatego kolejne lata i nadchodzące wyzwania będą wymagały od ukraińskiej klasy politycznej także znalezienia innych sposobów radzenia sobie z politycznymi kryzysami. Niezbędne będzie także przekonanie społeczeństwa do nieuchronnych, ale koniecznych wyrzeczeń związanych z wprowadzanymi reformami i zmianami.
Na pewno nie będzie w tym pomagać Ukrainie Federacja Rosyjska, której celem w najbliższych miesiącach i latach będzie dążenie do maksymalnej destabilizacji sytuacji na Ukrainie z wykorzystaniem szeregu instrumentów: politycznych, gospodarczych, energetycznych i militarnych. Konsekwencją destabilizacji byłoby zapewne fiasko programu reform i powrót do stanu sprzed Euromajdanu. Pierwszych prób storpedowania planów obecnych władz Ukrainy należy spodziewać się już tej zimy – zapewne po raz kolejny będziemy świadkami wykorzystania przez Moskwę „broni gazowej”, co miało już miejsce w 2006 i 2009 roku. Także utrzymywanie wsparcia Rosji dla Rosję tzw. „republik ludowych” w Doniecku i Ługańsku oraz nietrudne do przewidzenia sytuacje mające na celu eskalowanie napięcia w tym regionie będą miały na celu stałe destabilizowanie sytuacji na Ukrainie.
Ukraina, jeśli chce zachować swoją niezależność, nie może pozwolić sobie na pozostanie w stanie zawieszenia pomiędzy wschodem i zachodem. Jedynym rozwiązaniem dającym pozytywne perspektywy jest droga reform i zmian wewnętrznych przy politycznym i gospodarczym (w tym także finansowym) wsparciu krajów Unii Europejskiej, USA oraz instytucji takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Oby tylko tym razem ukraińskim politykom nie zabrakło zdrowego rozsądku i woli porozumienia, a obywatelom – determinacji.
Dariusz Materniak