wtorek, 29 kwiecień, 2025
pluken
Home / Komentarze i opinie / Jak przez ostatni rok zmieniał się ruch wolontariacki na rzecz wsparcia ukraińskiej armii?
Fot. mil.gov.ua
Fot. mil.gov.ua

Jak przez ostatni rok zmieniał się ruch wolontariacki na rzecz wsparcia ukraińskiej armii?

Share Button

zolniereze_ato2Niekończące się ładunki szklanych, trzylitrowych słoików ze słoniną i konserwy w żołnierskich jadalniach – tak wyglądał początek wolontariackiej pomocy na rzecz wojskowych, którzy zostali powołani do armii w ramach pierwszej fali mobilizacji na wiosnę 2014 roku.

Siły zbrojne nie były przygotowane do tak ogromnego napływu dodatkowych gardeł do wykarmienia. W standardowym menu mojej pierwszej brygady czołgowej prawie codziennie znajdowały się przysmaki w postaci kaszy jęczmiennej z sosem na bazie rybich głów, zalane wrzątkiem. Wtedy to właśnie wolontariusze pomogli dziesiątkom tysięcy zmobilizowanych przetrwać trudne warunki i stanąć do walki z agresorami rosyjskimi oraz terrorystami. Gdyby nie nadesłane przez dobroczyńców ciężarówki z materacami, kołdrami i poduszkami jeszcze długo spalibyśmy na samych siatkach pancernych. Gdyby nie kamizelki kuloodporne i hełmy kewlarowe, zakupione z darowizn społeczeństwa i dostarczone nam przez wolontariuszy, pozostalibyśmy nawet bez ochrony w bitwie. Potężny ruch wolontariacki stał się jednym z głównych osiągnięć Rewolucji Godności, a następnie wykorzystał swoją siłę na rzecz wsparcia Sił Zbrojnych.

– W ciągu półtora roku działalności na rzecz ukraińskiej armii ruch wolontariacki przeszedł szereg zmian, stał się bardziej zorganizowany i systematyczny, popierając lub zmieniając kierunki działalności samego Ministerstwa Obrony.

– Wielkość pomocy finansowej na rzecz armii ze strony obywateli zmniejszyła się przez ostatni rok dziesięciokrotnie, znaczące pozostaje nadal wsparcie ze strony wolontariuszy i środowisk biznesowych.

– Ministerstwo Obrony pozostaje zbiurokratyzowaną, pasywną strukturą i stawia opór wolontariuszom w ich próbach reformowania przestarzałego systemu zaopatrzenia armii.

– Zaopatrzenie Sił Zbrojnych Ukrainy w porównaniu z ubiegłym rokiem uległo znaczącej poprawie. Wolontariusze koncentrują się obecnie na poszczególnych problemach, a podstawowe potrzeby wojska pokrywa państwo i partnerzy zagraniczni.

 

Zmiany na lepsze

„Przez ostatni rok ruch wolontariacki bardzo się zmienił, a nawet zmienił się kardynalnie”  –  przyznał w wywiadzie dla polukr.net Roman Balan (pseudonim Sinicyn), współzałożyciel jednego z największych stowarzyszeń wolontariackich „Tył Narodowy”. „Wszystko zaczynało się samoistnie i chaotycznie, jeszcze w czasach Majdanu, później przekształciło się w pewne struktury – większe, mniejsze, średnie. Teraz te środki są rozdzielane według różnych kategorii, zostały zalegalizowane zgodnie z prawem”. Mimo to na Ukrainie nadal działa wielu tzw. „dzikich” wolontariuszy, którzy samodzielnie lub z przyjaciółmi pomagają poszczególnym jednostkom wojskowym. „Obecnie społeczeństwo pomaga zwłaszcza niewielkim grupom krewnych, najbliższych, przyjaciół i kolegów tych mężczyzn, którzy zostali zmobilizowani do wojska i do których powinno być adresowane wsparcie” – podkreśla aktywistka ogólnoukraińskiego zrzeszenia „Patriota”, Olena Nahorna. „Pomagamy takim ludziom z zakupami. Wiele specjalistycznych rzeczy możemy zakupić taniej, biorąc pod uwagę naszą własną sieć kontaktów i wielkość zamówienia” – dodaje Roman Balan.

Wszyscy wolontariusze, z którymi udało mi się porozmawiać, zgadzają się, że w ciągu ostatniego roku państwo zrobiło duży krok naprzód jeśli chodzi o zaopatrzenie Sił Zbrojnych Ukrainy, przy dużym udziale ich własnej pomocy. Zostaje jednak wiele obszarów problemowych, w których trudno obejść się bez darowizn i aktywnej pracy wolontariuszy oraz ich struktur, takich jak organizacje „Wróć żywy”, „Armia SOS”, „Tył Narodowy”, „Skrzydła Feniksa”, „Wolontariacka Sotnia” i inne.

„Tył Narodowy” wypracował swoją określoną specjalizację około trzech miesięcy temu” – przyznaje Roman Balan. „Już nie zajmujemy się umundurowaniem i wyposażeniem ogólnym, a skupiamy się jedynie na czterech obszarach: optyka i termowizja, medycyna – kursy medyczne i apteczki,  pojazdy mechaniczne dla armii i ich modernizacja, a także bezzałogowe statki powietrzne. Jeśli chodzi o to ostatnie, mamy własną szkółkę, przygotowaliśmy ponad 30 jednostek bezzałogowych i nauczyliśmy ich obsługi prawie 200 osób” – dodaje.

Obecnie największe organizacje wolontariackie w praktyce nie dostarczają już armii mundurów wojskowych, butów, skarpet, wyposażenia ochronnego i amunicji, chociaż w zeszłym roku robiły to na szeroką skalę. „W ciągu ostatniego roku państwo zrobiło w tym zakresie naprawdę dużo” –  uważa Balan. „Kamizelki kuloodporne i hełmy przestaliśmy kupować jeszcze w listopadzie. Ten problem można uznać za rozwiązany przez Ministerstwo Obrony. Oczywiście zdarzają się pojedyncze przypadki, w których żołnierzom nie zostaje wydana amunicja. Ale w tej sprawie trzeba się zwrócić do konkretnych osób odpowiedzialnych za zaopatrzenie oraz odpowiednich służb zaopatrzeniowych. Te rzeczy znajdują się w magazynach” podsumowuje.

O tym, że problem trwi bardziej w alokacji zapasów, np. mundurów wojskowych czy też amunicji, a nie w ich braku,  informował w sieciach społecznościowych Jurij Biriukow, jeden z wiodących wolontariuszy, który w ubiegłym roku został doradcą Prezydenta i pomocnikiem Ministra Obrony. To samo dotyczy żywności. „Obecne menu, które państwo zapewnia żołnierzowi, nadaje się nawet do zjedzenia. Nie jest to pięć gwiazdek, ale też i nie jakieś pomyje. Jakość żywności pozostawia jeszcze wiele do życzenia, standardy zaopatrzenia nie są takie, jakich by się chciało (od kilku dni obowiązuje w tym zakresie nowa ustawa), jednak postęp jest widoczny” – zaznaczył Biriukow, który jest również założycielem fundacji „Skrzydła Feniksa”.

W armii obowiązuje stary schemat dostaw żywności: artykuły spożywcze kupuje nie Ministerstwo, ale cztery firmy, z którymi zawarta została umowa na usługę wyżywienia. Ten schemat jest nieprzejrzysty i niemożliwy do naprawienia – odpowiada Biriukow na pytanie dlaczego w diecie żołnierzy nawet w lecie nie znajdziemy świeżych warzyw. „My, wolontariusze, wybieramy alternatywne rozwiązanie i rozpoczynamy pilotażowy projekt, który powinien zmienić tę sytuację. Projekt startuje od 15 września” – przyznaje.

 

Obszary działalności wolontariuszy

Problem został rozwiązany jeśli chodzi o lornetki i telekomunikację, kontynuuje Roman Balan. „Nadchodzi pomoc amerykańska, podpisano kontrakt z firmą Motorola. Wolontariusze nie muszą już masowo kupować zapasów, tak jak miało to miejsce rok temu” – dodaje.

Najgorzej wygląda sytuacja z kamerami termowizyjnymi, przyznaje przedstawiciel „Tyłu Narodowego”. „Ministerstwo Obrony jeszcze de facto nie rozpoczęło ich zakupu. Trudno jednak nie docenić znaczenia tych urządzeń na pierwszej linii – pozwalają zobaczyć manewry wroga podczas zmroku. Ważne są też parametry tych kamer termowizyjnych, które nadchodzą dla Sił Zbrojnych Ukrainy z zewnątrz. Dla przykładu, jedna z jednostek na linii frontu otrzymała niedawno w ramach amerykańskiej pomocy 56 kamer o zakresie 300-400m. To nie wystarczy, żołnierze omal nie zapłacili za tą „krótkowzroczność” swoim życiem. My, wolontariusze, dostarczamy kamery termowizyjne o zakresie 800-1200m” – podkreśla Balan.

Wolontariusze, a nie struktury oficjalne, pozostają też głównymi dostawcami nowoczesnych celowników i bezzałogowych statków powietrznych dla ukraińskiej armii. Jednak jak zaznacza Balan, „w wielu miejscach robią je po prostu entuzjaści, w samym Kijowie istnieją 3-4 szkoły dla wojskowych. To wszystko to na pół dyletanctwo, żaden sprzęt militarny. Problem leży w kanałach łączności. Te samoloty spadają, rozbijają się, są bez problemu eliminowane przez kontrwywiad radioelektroniczny. Tylko w ciągu pół roku straciliśmy prawie dziesięć tych drogich sprzętów. W tym obszarze jest jeszcze wiele do zrobienia”.

Do obszarów, w których decydującą rolę odgrywają wolontariusze, należą również pojazdy dla jednostek na froncie, przebudowane na potrzeby armii, jak również rehabilitacja wojskowych i wsparcie psychologiczne dla zdemobilizowanych.

 

Aktualne problemy wolontariuszy – spadek przychodów i oszustwa

Bezpośrednie darowizny obywateli, wpłacane na konto Ministerstwa Obrony, nie spełniły oczekiwań. Maszyna państwowa okazała się uciążliwa, zbyt bierna, aby można było sprawnie i w pełnym zakresie wykorzystać uzyskane środki na potrzeby armii. Wolontariusze stali się więc pośrednikami, którym ufa społeczeństwo i którzy utrzymują na kontach swoich organizacji ogromne sumy pieniędzy przekazane na wsparcie ukraińskich Sił Zbrojnych. W miarę upływu czasu w społeczeństwie narasta jednak zmęczenie wojną na wschodzie, a także kryzys gospodarczy, który wpływa na zdolność zwykłych obywateli do udzielenia wsparcia dla armii.

„Wysokość darowizn wpłacanych na konta wolontariuszy zmniejszyła się kilkukrotnie, jeżeli nie dziesięciokrotnie” –  mówi Olena Nahorna z ogólnoukraińskiego zrzeszenia „Patriota”. „Pierwsza fala pomocy dla armii była potężna – ludzie pod wpływem emocji przekazywali ogromne sumy. Teraz małym grupom wolontariuszy pomagają głównie ich znajomi, „swoi ludzie” – przyznaje Nahorna.

„Darowizny pieniężne na rzecz Tyłu Narodowego” spadły trzy- lub czterokrotnie” –  określa wysokość środków finansowych swojej organizacji Roman Balan, podkreślając, że wolontariusze próbowali optymalizować wydatki koncentrując się na kwestiach zasadniczych. „Najniższe wpłaty na nasze konta bankowe, te od zwykłych obywateli, wynoszące ok. 100-200 hrywien,  jakby zupełnie zniknęły. Teraz w strukturze naszych przychodów blisko 60% to środki od biznesu, przedsiębiorstw, które przeznaczają pieniądze na określone projekty” dodaje.

Jak wynika z rozmów z wolontariuszami, wielu z nich obecnie ugina się pod ciężarem kosztów i darowizn rzeczowych.  Roman Balan podaje prosty przykład: „W jednej z sieci supermarketów w Kijowie zbieramy produkty na potrzeby armii. Prosimy klientów, aby zostawiali darowizny w wózkach przy wyjściu ze sklepu. Taki charakter pomocy zmniejszył się mniej więcej osiem razy w porównaniu ze stanem wcześniejszym”.

Przedstawiciele mniejszej organizacji, ogólnoukraińskiego zrzeszenia „Patriota”, które wcześniej zbierało wiele rzeczy i produktów dla Sił Zbrojnych, ogłosiło jeszcze bardziej pesymistyczne informacje – przez całe lato przyniesiono do nich na rzecz wsparcia armii jedynie… gitarę. Nadszedł chyba odpowiedni moment, aby pozostały ciężar zaopatrzenia armii przenieść z pleców dobroczyńców na państwo.

Wielu obywateli-darczyńców dezorientowała ponadto duża liczba oszustów, którzy zaczęli pasożytować na zaufaniu społeczeństwa do ruchów wolontariackich. W pewnym momencie ulice, przejścia podziemne i transport publiczny zapełniły się przedstawicielami pseudo-wolontariackich organizacji, zatrudnionych do pracy poprzez Internet. Ci młodzi chłopcy i dziewczyny szli między ludzi z przezroczystymi puszkami, zbierając rzekomo datki dla „armii”, „ATO”, „Sił Zbrojnych Ukrainy”, na rzecz „leczenia wojskowych”, a czasami na jednostki, które nie przypominały w ogóle „Batalionu Jezusa Chrystusa”. Zarejestrować taką organizację pod kątem prawnym to żaden duży wysiłek. Dokumenty u pseudo-wolontariuszy są w porządku. Jednak jak wykazało śledztwo, takich „zbieraczy” z przezroczystymi puszkami zatrudniano do pracy za wynagrodzenie prowizyjne, procent od sumy zebranych datków, przy czym lwia część tej pomocy ze strony narodu lądowała w kieszeniach sprytnych właścicieli tych firm. Jaka część datków dociera do wojskowych (i czy w ogóle dociera), pozostaje pod dużym znakiem pytania.

Pod tym względem należy oddać hołd środkom masowego przekazu i całemu społeczeństwu: po serii dziennikarskich dochodzeń liczba pseudo-wolontariuszy znacznie się zmniejszyła. Niestety, armia pozostaje wciąż podatnym gruntem zarówno dla różnorodnych „Ostapów Benderów” [fikcyjna postać literatury radzieckiej, synonim kanciarza i oszusta – przyp. Tłumacza], jak i niezliczonych nielegalnych transakcji w wykonaniu samych wojskowych. Także wolontariusze starają się zwalczać takie zjawiska. „Zanim wykonamy teraz jakieś zamówienie lub udzielimy pomocy, sprawdzamy poprzez właściwych dowódców, na ile dana rzecz jest potrzebna konkretnemu wojskowemu lub jednostce, czy znajdzie się ona w wykazie, a po wszystkim wymagamy raportów” – mówi Olena Nahorna, dodając, że czasami okazuje się, iż przekazana przez wolontariuszy żywność jest serwowana w knajpie obok miejsca, gdzie została zlokalizowana jednostka.

 

Czy uczciwi wolontariusze mogą zarabiać na wolontariacie?

W procesie organizowania pomocy na rzecz armii pojawiło się dość delikatne pytanie: czy uczciwi wolontariusze mogą otrzymywać za swoją pracę wynagrodzenie? Ten problem omal nie spowodował rozłamu w ruchu wolontariackim, jako że nawet w słowniku zapisano, iż wolontariusz jest osobą, która nie pobiera wynagrodzenia za wykonaną pracę. Jak można pracować na innych warunkach? – pytają jednak niektórzy wolontariusze na łamach sieci społecznościowych.

Wydaje się, że emocje opadną, a wszystko wróci na swoje miejsca. Część wolontariuszy ma własny biznes, który przynosi dochód. Jeszcze inna część poświęci się wolontariatowi w niepełnym wymiarze godzin. Najważniejsze, aby istotnie pomóc armii, nie trzeba być obowiązkowo wolontariuszem w „czystej” postaci.

Roman Balan w wywiadzie dla polukr.net opisuje dwa podejścia do pracy wolontariuszy, realizowane przez największe organizacje. „Tył Narodowy płaci tylko za wynajem biura – nie mamy ludzi pracujących za wynagrodzenie i nie będziemy mieli, nasi wolontariusze pracują pół dnia, rano lub wieczorem. Ale są też inne duże organizacje wolontariackie, które naśladują zachodni model z konkretnie wyznaczonymi zadaniami, zatrudniają pracowników na pełny wymiar pracy, realizują poważne projekty, a przy tym 15-20% przychodów przeznaczają na koszty operacyjne, w tym koszty wynagrodzenia. Nie widzę w tym nic złego. To normalne, jeżeli realizowane są zaplanowane działania”.

 

Mur przed wolontariackim desantem

Chociaż organizacje wolontariackie skutecznie realizują i kanalizują pomoc społeczną dla armii, najważniejsze zadanie jest inne. Należy tak zreformować Ministerstwo Obrony i zoptymalizować jego działalność, aby na funkcjonowanie Sił Zbrojnych wystarczyło pieniędzy z budżetu państwa i wysiłków oficjalnych struktur. Za rozwiązanie tego problemu wziął się „desant wolontariacki” – grupa mężczyzn i kobiet, którzy weszli w struktury Departamentu Obrony, aby realizować ambitne projekty w zakresie reformowania Ministerstwa Obrony na rzecz wsparcia wojska. Prezydent Petro Poroszenko podjął m.in. odważną decyzję polityczną, aby na stanowisku tymczasowo wykonującej obowiązki dyrektora departamentu zamówień i dostaw w Ministerstwie Obrony postawić wolontariuszkę Nelli Stelmach. Podobnie, na stanowisku szefa Ługańskiej Obwodowej Administracji Cywilno-Wojskowej postawiono Georgija Tukiego, kierownika organizacji „Tył Narodowy”, co świadczy o wielkim zaufaniu Prezydenta do najbardziej autorytatywnych przedstawicieli ruchu wolontariackiego.

To właśnie ów „wolontariacki desant” w ciągu ostatniego roku pomógł Ministerstwu Obrony posunąć się naprzód jeśli chodzi o kwestie nowego standardu umundurowania dla poszerzonego składu Zbrojnych Sił Ukrainy, wyżywienie żołnierzy, zaopatrzenie wojskowych w środki medyczne, a nawet modernizację niektórych rodzajów broni. Z drugiej strony „desant wolontariacki” ukazał szereg negatywnych trendów. „Działając w ścisłym kontakcie z całym ruchem wolontariackim, zdołałem zaobserwować, że w Ministerstwie Obrony nie wyciągnięto żadnych wniosków jeśli chodzi o radykalne reformy” – mówi Roman Balan. „Wolontariusze w Ministerstwie Obrony cały czas tłuką głową o papierową, biurokratyczną ścianę. Znam wielu ludzi, którzy przyszli do Ministerstwa z motywacją zmiany systemu. Ale system na tyle broni sam siebie, że trudno będzie cokolwiek zrobić. Szczerze mówiąc, nie zazdroszczę im” – żali się Balan. Dodaje jednak, że „niektóre z ich projektów działają. Nowe umundurowanie, jakie by ono nie było, jest szyte, a armia je otrzymuje. Od roku toczyły się walki o apteczki i one też są już gotowe do rozdania. Modernizowany jest system wyżywienia w armii, poszerza się zakres dziennej diety. Będą nowe racje żywnościowe i dużo innych rzeczy”.

Jak poinformowali polukr.net przedstawiciele „desantu wolontariackiego”, nie licząc formalnej akceptacji przez Ministra Obrony i Głównodowodzącego Sił Zbrojnych, ich praca w Ministerstwie napotyka na otwarty sabotaż. Wojskowi przez dziesięciolecia żyli z łapówek – mając mizerne oficjalne pensje, brali łapówki za dopuszczenie określonych firm do zarabiania pieniędzy na zaopatrzeniu Sił Zbrojnych, następnie te łapówki były rozdzielane pomiędzy wszystkich pracowników różnych działów Ministerstwa jako dodatek do pensji. „Desant wolontariacki” staje się w tym sensie przeszkodą dla takich schematów. Urzędnicy nie chcą jednak pracować  inaczej. „W odpowiedzi biurokratyczna maszyna sabotuje nowe projekty i inicjatywy. Na podpisanie jednego dokumentu można czekać nawet tydzień” – skarży się rozmówca.

Oprócz sabotażu w grę wchodzi duża bierność armii oraz jej opór przed reformami. Niedawno na jaw wyszedł rozkaz, zgodnie z którym zakazano jednostkom przyjmowania pomocy od pojedynczych wolontariuszy. Rzekomo wszyscy oni powinni skierować zebrane datki i rzeczy na konta Ministerstwa Obrony. „To bzdura i absurd” –  komentuje powyższą wiadomość „Radia Swoboda” współzałożyciel „Tyłu Narodowego”, Roman Balan. „To tak, jakby na rozkaz dowództwa zakazać wojskowym używania telefonów komórkowych lub nakłaniać ich, żeby usunęli konta z sieci społecznościowych. Takie rozkazy też już były, ale dowiodły swojej nieskuteczności” – przyznaje. W jego opinii „masowy ruch wolontariacki w dużej mierze opiera się nie na  dużych organizacjach, a właśnie zwykłych ludziach w terenie. Oni wspierają swoich krewnych, przyjaciół, znajomych i ich jednostki – na przykład wiozą z Iwano-Frankiwska do Kurachowa dziczyznę i celownik do karabinu. Jak można im tego zabronić?”.

 

KOMENTARZ EKSPERTA dla polukr.net
Olena Nahorna, wolontariusz ogólnoukraińskiego zrzeszenia „Patriota”

„Niektóre projekty wolontariackie przerodziły się w praktyczne i innowacyjne działania. Wolontariuszom zawdzięczamy unikatowe osiągnięcia, a nawet wynalazki, takie jak udoskonalone celowniki optyczne, które okazały się lepsze od ich amerykańskich odpowiedników. Majową wystawę, poświęconą wolontariackiemu przemysłowi zbrojeniowemu, krytykowano za komercjalizację, ale ja zobaczyłam w tym plus. Mały oraz średni biznes zaczął funkcjonować, wykonując zlecenia od wolontariuszy. Sami wojskowi wybierają kierunek produkcji. Wolontariusze osiągnęli nawet porozumienie, że po tym, jak minął okres użyteczności sprzętu zagranicznego, należy inwestować środki w rozwój produkcji krajowej.

Co najważniejsze, wolontariusze wspięli się na wyższy poziom – tworzą obecnie instrumenty pozwalające wpływać na cały system. Sformowano relacje horyzontalne, pojawiło się zrozumienie dla ruchu wolontariackiego i sposobów jego wykorzystania. Dzięki wolontariuszom praktycznie zbudowany został szkielet nowego formatu społeczeństwa obywatelskiego na Ukrainie. Dla machiny państwowej, która okazała się być przeciwnikiem tej aktywnej części społeczeństwa, obecnie istnieją dwie możliwości: iść na rzeczywiste ustępstwa i reformować się, albo też przejść do otwartej konfrontacji z obywatelami.
Dmytro Lychowij
Tłumaczenie: Nataliia Sokolova

Share Button

Czytaj również

Czołg M1A1 Abrams z 1 Warszawskiej Brygady Pancernej /fot. polukr.net

Komunikacja na wysokim poziomie

Tegoroczne obchody Święta Wojska Polskiego, podobnie zresztą jak rok temu, odbywały się w dość szczególnej …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.