31 marca odbędzie się pierwsza tura głosowania w wyborach prezydenckich na Ukrainie. Jak zawsze istotnych, także z polskiej i europejskiej perspektywy, choć tym razem różniących się od poprzednich.
Zdaniem części komentatorów, specyfika tegorocznych wyborów prezydenckich polega m.in. na tym, że po raz pierwszy od dłuższego czasu (a być może de facto pierwszy raz w historii niezależnej Ukrainy w ogóle) nie jest to wybór ścieżki cywilizacyjnej wokół dylematu „Zachód czy Wschód?”. Tym razem faktycznie wszyscy czołowi kandydaci (jeśli brać pod uwagę czwórkę cieszących się największym poparciem, tj. Wołodymyra Zelenskiego, Petra Poroszenko, Julię Tymoszenko i według części sondaży – Anatolija Hrycenko) wskazują na zasadność realizowania działań na rzecz integracji Ukrainy ze strukturami euroatlantyckimi. Co w gruncie rzeczy nie może dziwić: wybór ten dokonał się na przełomie 2013 i 2014 roku w czasie „Rewolucji Godności”, a tocząca się od 2014 roku wojna z Rosją dodatkowo go ugruntowała.
Charakterystyczną jest duża liczba kandydatów – blisko 40 osób zarejestrowało swoje kandydatury w Centralnej Komisji Wyborczej i spośród tylu będą wybierać w niedzielę obywatele Ukrainy. Faktycznie jednak, tylko kilkoro z nich, wskazanych w poprzednim akapicie, od początku miało realne szanse na wejście do drugiej tury. W przypadku pozostałych prawdziwy sens kandydowania odnosi się nie tyle do wyborów prezydenckich, co parlamentarnych – te ostatnie odbędą się na Ukrainie pod koniec października tego roku, a udział w kampanii prezydenckiej to sposób na zaprezentowanie się wyborcom i okazja do pozostania zapamiętanym w przededniu głosowania do Rady Najwyższej Ukrainy. Wybory parlamentarne będą o tyle istotniejsze, że w aktualnym systemie politycznym to rząd posiada więcej uprawnień władzy wykonawczej niż prezydent, zmuszając tego ostatniego do wypracowania modelu współpracy z większością parlamentarną (co nie zawsze musi się udać).
Urzędujący prezydent Petro Poroszenko oparł swoją kampanię na haśle odnoszącym się do bezpośrednio do spraw leżących u podstaw państwowości, istotnych zwłaszcza wobec toczącej się na Donbasie wojny z Rosją: armia, język i wiara. To w dużej mierze gra na wyborców o prawicowych i antyrosyjskich poglądach. O ile „armia” to dla większości społeczeństwa wartość nie podlegająca dyskusji, to pozostałe elementy: język i wiara nie są już tak neutralne. Cały czas bowiem toczy się spór o kwestie ustawy językowej, a na obawach rosyjskojęzycznej części społeczeństwa co do rzekomego pomysłu ograniczenia możliwości posługiwania się językiem rosyjskim żeruje propaganda Federacji Rosyjskiej. Z kolei po uzyskaniu autonomii przez Ukraińską Cerkiew Prawosławną na początku tego roku (tzw. Tomosu) część wiernych Patriarchatu Moskiewskiego ma wątpliwości co do dalszych losów własnych wspólnot religijnych, co analogicznie jest wykorzystywane przez Moskwę, jednak zarówno w jednym jak i w drugim wypadku nie na skalę taką, jak w 2014 roku i najprawdopodobniej nie na tyle skutecznie, by realnie wpływać na wyniki głosowania. Co nie zmienia oczywiście faktu, że takie próby są (w różnych formach) podejmowane.
Z kolei w programie byłej premier Julii Tymoszenko na pierwszy plan wysuwają się obietnice związane z gospodarką i sferą socjalną: zmniejszenia cen gazu ziemnego, bezpłatnej oświaty, budowania dobrobytu i zapobiegania dalszej emigracji zarobkowej na Zachód. To także propozycja nowej strategii ekonomicznej, która ma zapewnić szybki rozwój gospodarczy kraju i w ciągu kilku lat osiągnięcie poziomu zbliżonego do innych krajów regionu będących już członkami UE (jako punkt odniesienia pojawia się m.in. Polska). W sferze polityki międzynarodowej Tymoszenko zapowiada rozwiązanie kwestii wojny na Donbasie drogą negocjacji w ramach rozszerzonego formatu normandzkiego (m.in. o USA, Chiny oraz przedstawicieli UE) jak również finansowanie armii na poziomie co najmniej 3%.
Wiele wskazuje na to, że w drugiej turze głosowania „pewniakiem” stanie się Wołodymyr Zelensky, z zawodu komik i aktor, jeszcze pół roku temu faktycznie nieobecny w prezydenckich sondażach. To zdecydowanie największe zaskoczenie tej kampanii wyborczej, choć faktycznie dość zrozumiałe i będące wypadkową zarówno oczekiwań jak i braku zaufania społeczeństwa do „starej” klasy politycznej (a tą reprezentują zarówno urzędujący prezydent jak i była premier), pozostającej w grze praktycznie przez większość czasu jaki minął od powstania niezależnej Ukrainy w 1991 roku. „Ze” proponuje m.in. zwiększenie roli demokracji bezpośredniej (referendum), budowę dobrobytu (po raz kolejny pojawia się odniesienie do Polski: by popularne na Ukrainie hasło „praca w Polsce” zastąpiło „praca na Ukrainie” – tym razem w Polsce), poprawę warunków życia. Obawy wielu komentatorów i wyborców budzą jednak kompetencje kandydata (czy w zasadzie ich brak), zwłaszcza w odniesieniu do polityki zagranicznej: brak jakiegokolwiek doświadczenia może przełożyć zdaniem wielu na brak zdolności realizowania skutecznej polityki zagranicznej, co byłoby poważnym problemem wobec aktualnej sytuacji geopolitycznej Ukrainy. Tak czy inaczej jednak, pozycja Zelenskiego pozostanie istotną w najbliższym czasie: tworzona przez niego partia pod nazwą „Sługa Narodu” ma szansę na uzyskanie dobrego wyniku w jesiennych wyborach do Rady Najwyższej Ukrainy.
Co charakterystyczne, mniej aktywną, niż miało to miejsce dotychczas pozostaje postawa ukraińskich oligarchów, takich jak Wiktor Pińczuk czy Rinat Achmetow. Do pewnego stopnia wyjątkiem jest Ihor Kołomojski, skonfliktowany z urzędującym prezydentem Ukrainy na tle kontroli nad Naftohazem i Privatbankiem – jednak nawet w tym przypadku trudno mówić o otwartym wsparciu dla któregokolwiek z oponentów urzędującego prezydenta (choć jest ono widoczne, choćby w mediach kontrolowanych przez Kołomojskiego).
Ogólne zmęczenie społeczeństwa polityką i politykami oraz zawiedzione wielokrotnie nadzieje mogą przełożyć się na niską frekwencję w dzień wyborów. To zagrożenie zwłaszcza dla kandydatury Wołodymyra Zelenskiego: największe poparcie posiada on wśród najmłodszych wyborców, a ci często pomimo deklarowania poparcia w sondażach, nie uczestniczą później w głosowaniach.
Obawy w związku z wyborami budzą również działania Federacji Rosyjskiej. Od co najmniej kilku tygodni wzmożoną pozostaje aktywność rosyjskiej armii (m.in. w ostatnich dniach marca na okupowanym Krymie odbyły się ćwiczenia, w ramach których realizowano m.in. scenariusze operacji desantowej), a 29 marca Służba Bezpieczeństwa Ukrainy poinformowała o rozbiciu grupy ekstremistów planujących destabilizowanie sytuacji w kraju, najpewniej także w trakcie wyborów. Faktycznie, zwłaszcza w południowej i wschodniej części kraju nie można wykluczyć zamieszek i innych prób utrudnienia lub nawet uniemożliwienia głosowania, zaś w całym kraju – ataków cybernetycznych wymierzonych w infrastrukturę komisji wyborczych wszystkich szczebli.
Z punktu widzenia Polski, podobnie jak i całej UE mniej istotnym jest kto konkretnie zostanie kolejnym prezydentem Ukrainy. To, że wybory odbywają się demokratycznie, zgodnie z obowiązującymi standardami, jest wartością samą w sobie i największym sukcesem „Rewolucji Godności”, podobnie jak to, że prozachodni kurs Ukrainy pozostaje faktycznie bezdyskusyjnym. Ważne, by kolejny prezydent kontynuował ścieżkę zmian i reform w kluczowych dla Ukrainy obszarach, gdyż tylko ten szlak na dłuższą metę jest w stanie zapewnić stabilizację i rozwój, istotne nie tylko dla Ukrainy ale i całej Europy.
Dariusz Materniak