Aktualny stan relacji polsko-ukraińskich po raz kolejny zmusza do refleksji nad podstawami funkcjonowania idei partnerstwa strategicznego obu krajów.
Po raz kolejny wypadałoby w tym miejscu zadań pytanie „dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze?”. Jeśli Polska i Ukraina są strategicznymi partnerami – jak deklarują to przywódcy obu krajów, realizowane są wspólne projekty w dziedzinie obronności czy energetyki, rozwija się wymiana handlowa i ruch osobowy pomiędzy oboma krajami – dlaczego jesteśmy świadkami wymiany dyplomatycznych złośliwości, wskazujących na zaistnienie kolejnego kryzysu w relacjach dwustronnych?
Skrzynka z narzędziami
Obecny spór pomiędzy Polską a Ukrainą dotyczy w zasadzie wyłącznie ocen i interpretacji wydarzeń historycznych. Patrząc z perspektywy relacji dwustronnych różnych krajów nie jest to sytuacja wyjątkowa, co więcej – upływ nawet kilkudziesięciu i więcej lat nie gwarantuje, że problem automatycznie znika z porządku dziennego. Głównym powodem takiego stanu rzeczy (poza ewentualnymi działaniami podmiotów trzecich) jest fakt, iż historia, zwłaszcza ta tragiczna i pozwalająca postawić „nas” w pozycji ofiary, a „ich” w pozycji kata, jest niezwykle wygodnym instrumentem bieżącej walki politycznej. Narzędzia te są z powodzeniem wykorzystywane zarówno w Polsce jak i na Ukrainie jako skuteczne instrumenty mobilizacji własnego elektoratu, głównie przez formacje skrajne (choć nie jest to regułą). Pokusie tej ulegając politycy różnych szczebli po obu stronach granicy polsko-ukraińskiej.
Wielką naiwnością byłoby sądzić, że politycy zrezygnują z wykorzystywania tak łatwo dostępnego i skutecznego instrumentu, podobnie jak naiwnym byłoby mieć nadzieję, że nie znajdą się ludzie podatni na podobne sugestie. Ta niezbyt optymistyczna refleksja powinna być nieobcą również tym przedstawicielom elit politycznych w Polsce i na Ukrainie, którzy patrzą nieco dalej niż do kolejnych wyborów. Zrozumienie wagi i znaczenia relacji dwustronnych pomiędzy Polską a Ukrainą jest bowiem podstawą dla realizacji skutecznej polityki zagranicznej przez oba kraje: polityki wschodniej Polski oraz zachodniego wektora polityki zagranicznej Ukrainy. Oba państwa posiadają na wspomnianych kierunkach krytycznie ważne interesy: dla Polski jest to przede wszystkim budowanie i utrzymywanie stabilności na wschodniej granicy (a niezbędnym tego elementem jest przyciąganie Ukrainy do struktur zachodnich); dla Ukrainy jest to dążenie do maksymalnej integracji ze strukturami euroatlantyckimi przy jednoczesnym uniezależnianiu się od wpływów rosyjskich (co jest również w żywotnym interesie Polski jako czynnik sprzyjający naszemu bezpieczeństwu). Ich realizacja bez wzajemnego zrozumienia i dobrych relacji najprawdopodobniej okazałaby się niemożliwa, co byłoby niebezpiecznym tak dla Warszawy jak i Kijowa.
Niestety, problem instrumentalnego wykorzystania zaostrzenia w relacjach polsko-ukraińskich dotyczy nie tylko świata polityki, ale i mediów. Pogarszaniu nastrojów sprzyjają bowiem nie tylko ośrodki nazywające się mediami, a naprawdę funkcjonujące jako instrumenty propagandowe, ale również ludzie niekompetentni, nieposiadający dostatecznej (lub praktycznie żadnej) wiedzy na temat specyfiki relacji polsko-ukraińskich czy problemów w ramach tychże. To, w połączeniu z przysłowiowym „parciem na szkło” (czy raczej ekran, bo mowa głównie o mediach internetowych) tworzy bardzo niebezpieczna mieszankę sprzyjającą nawet jeśli często niezamierzonej, to szkodliwej dezinformacji, a przy okazji samonapędzającą się spiralę wzajemnych oskarżeń i często niesprawiedliwych ocen. Marginesem (na szczęście) pozostają głosy histeryczne, mówiące o rzekomym dążeniu do zmiany granic z jednej lub drugiej strony. Choć nie można ich lekceważyć, to należy lokować je w obszarze zabiegów z pogranicza propagandy niskich lotów i folkloru politycznego.
W poszukiwaniu złotego środka
Tworzenie „czarnych list” z zakazami wjazdu tylko i wyłącznie za prezentowanie poglądów odmiennych od naszych własnych jest rozwiązaniem z katalogu najgorszych z możliwych. Wyklucza bowiem możliwość podejmowania jakiegokolwiek konstruktywnego dialogu i dążenia do znalezienia kompromisu w obszarach, w których są rozbieżności co do ocen danego problemu. Należy przy tym pamiętać, że kompromis w omawianym wypadku nie musi, a być może nawet nie powinien oznaczać uzyskania stanu stuprocentowej zgody i zbieżności w ocenie wydarzeń historycznych sprzed blisko 80 lat. Należy na samym początku przyjąć realistyczne założenie, że nie jest to możliwe – i skupić się na poszukiwaniu takiej formuły dwustronnych relacji w obszarze historycznym, która pozwoli z jednej strony na badanie przeszłości, z drugiej zaś nie będzie negatywnie wpływać na współczesność i przyszłość wzajemnych relacji.
Wydaje się, że koniecznym warunkiem powyższego pozostaje uświadomienie sobie faktu, iż niezbędne jest stworzenie swego rodzaju „protokołu rozbieżności” – grupy faktów i postaci, co do których oceny są, były i zawsze będą rozbieżne. Do tego jednak konieczne jest zrozumienie, że świat nie był, nie jest i nie będzie czarno-biały – i tu wracamy do problemu funkcjonowania wskazanego na początku tekstu mechanizmu identyfikacji „my-oni” w myśl modelu „dobrzy-źli”, tak chętnie i bezrefleksyjnie wykorzystywanego przez politykę i media.
Za pozytywne sygnały w obecnej sytuacji uznać należy wystąpienie strony ukraińskiej z inicjatywą omówienia spornych kwestii na forum Komitetu Konsultacyjnego Prezydentów Polski i Ukrainy, jak również pozytywne przyjęcie tej inicjatywy przez stronę polską. Dialog i wyciąganie konstruktywnych wniosków z rozmów pozostają jedyną drogą do rozwiązania spornych kwestii, czego zresztą już nieraz byliśmy świadkami w relacjach polsko-ukraińskich, nawet w sprawach trudnych, które latami oczekiwały na swój, jak się okazywało z czasem, pozytywny finał. Pojawiające się rozbieżności na tle historycznym na szczęście nie uderzają we współpracę w sferze wojskowej czy gospodarczej, jak również nie wpływają w zasadniczy sposób na działalność przedsiębiorstw, choć w razie przedłużania się i eskalacji napięć można sobie wyobrazić sytuacje tego typu – ważne więc, by już na tym etapie niwelować ryzyka ich wystąpienia, tak, by obecny (i żaden następny) kryzys na tle historycznym wkrótce przeszedł do historii.
Dariusz Materniak