Od wielu lat Rosja podejmuje rozmaite działania, których celem jest odzyskanie utraconych wpływów w dawnych republikach ZSRR oraz krajach satelickich dawnego bloku komunistycznego. Najczęściej wykorzystuje do tego uzależnienie tych państw od dostaw gazu, a wszelkie próby wyzwolenia się z tych kleszczy powodują poważne reperkusje gospodarcze. Szczególnie doświadcza tego Ukraina. Jej strategiczne położenie, wspólne granice z krajami Unii Europejskiej oraz istnienie poradzieckiej infrastruktury gazowej stanowiło jeden z głównych powodów, które żywotnie interesują władze Federacji Rosyjskiej.
Przeciąganie gazowej nitki
Jeszcze w latach 2004- 2005 ponad 80% gazu eksportowanego do krajów Europy Środkowej i Zachodniej było przesyłanych przez terytorium naszego wschodniego sąsiada. Tocząca się do 1990 roku do chwili obecnej tak zwana „wojna gazowa” służy przede wszystkim ustaleniu nowych porządków ekonomicznych i politycznych między Kijowem i Moskwą.
Ukraina ze względu na swoje położenie geograficzne w Europie zawsze była krajem, w którym krzyżowały się szlaki handlowe biegnące ze wschodu na zachód i z północy na południe. Przez wiele lat istnienia ZSRR wiodły tędy magistrale dostarczające gaz do Europy. Dwa gazociągi o wdzięcznych nazwach „Sojuz” (ros. wspólnota/związek) i „Braterstwo” znajdują się w południowej części Ukrainy. Ich zadaniem jest dostarczenie gazu przez Słowację i Czechy do Austrii. Jednak z każdym rokiem znaczenie tych gazociągów maleje. O ile jeszcze w roku 2010 tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę do krajów Unii Europejskiej wynosił blisko 130 mld m³, to w roku 2015 osiągnął on wolumen zaledwie 64-67 mld m³, czyli zmniejszył się prawie o połowę.
Gazowy bat na Kijów
Ta sytuacja związana jest z eksploatacją istniejącego od 2011 roku gazociągu „Nord Stream”, który dostarcza gaz ziemny magistralą położoną na dnie Morza Bałtyckiego bezpośrednio z Rosji do Niemiec. Budując „Nord Stream” Rosja ominęła „niepokorną” Ukrainę od północy, dzięki czemu zmniejszyła opłaty tranzytowe, będące istotnym źródłem przychodów dla Kijowa. Oznacza to nie tylko poważne straty dla budżetu państwa, ale i ogromne straty polityczne – wpływ Ukrainy na sytuację w regionie znacząco się zmniejszył. Ta trudna sytuacja pogłębi się jeszcze po powstaniu magistrali Nord Stream II, której budowa uważana jest przez wielu analityków za karę nałożoną przez Moskwę na Kijów za zbytnie zbliżenie się z Unią Europejską.
Destabilizacji sytuacji ekonomiczno-politycznej naszego wschodniego sąsiada miał również służyć projekt „South Stream”. Ten gazociąg miał przecinać Morze Czarne i łączyć Rosję z Bułgarią ogromną magistralą o przepustowości 63 mld m³ rocznie. Dalej naziemna część miała prowadzić przez Serbię, Węgry do Słowenii i Austrii. Jego druga nitka miała zostać poprowadzona bezpośrednio przez Grecję do Włoch. Udział francuskiego koncernu w całym projekcie sugerował, że Francja również mogłaby korzystać z dobrodziejstw Gazociągu Południowego.
Projekt „South Stream” spotkał się z negatywnym odbiorem ze strony władz UE w Brukseli. W kwietniu 2014 roku w związku z trwającym konfliktem zbrojnym na wschodzie Ukrainy i po aneksji Krymu, Parlament Europejski przyjął polityczną rezolucję sprzeciwiająca się powstaniu „South Stream” i zalecającą poszukiwania alternatywnych źródeł gazu dla krajów unijnych. Gwoździem do trumny Gazociągu Południowego stała się opinia Komisji Europejskiej z grudnia 2014 roku, w której ogłoszono, że umowy podpisane przez unijne państwa tranzytowe i Rosję są sprzeczne z unijnym prawem. Wtedy to Gazprom ogłosił zamknięcie powyższego projektu i przystąpił do prac nad alternatywnym projektem pod nazwą „Turkish Stream”.
Rosyjska walka o południowy szlak gazowy
Już teraz wiadomo, że prace badawcze wykonane na rzecz South Stream zostaną wykorzystane przy budowie Tureckiego Potoku. Dotyczy to między innymi wyników oceny oddziaływania na środowisko, czy kwestii położenia blisko 660 kilometrów podmorskiej nitki w planowanym korytarzu Południowego Potoku. Europejska naziemna część rurociągu ma mieć długość około 250 km i kończyć się na granicy Turcji z Grecją. Z tego widać jasno, że oferta Turkish Stream skierowana jest również do krajów bałkańskich i południowoeuropejskich.
Na razie Ankara zainteresowana jest powstaniem jednej nitki dostarczającej gaz tylko na krajowe potrzeby. Ma to być uzupełnienie dostaw z już istniejącego gazociągu „Blue Stream” biegnącego również przez Morze Czarne. Gazprom ma inny pomysł. Chciałby wybudować docelowo cztery nitki, dzięki którym mógłby bez problemów tłoczyć 63 mld m³ gazu rocznie. Na rynek turecki miałoby trafić około 14 mld m³ błękitnego paliwa, czyli tyle ile obecnie wynoszą dostawy przesyłane przez ukraińskie magistrale. Pozostały wolumen miałby być zgromadzony w hubie na granicy grecko-tureckiej skąd byłby dalej wysyłany do krajów Unii Europejskiej. Dzięki takiemu rozwiązaniu Rosja będzie posiadała centrum hurtowego obrotu gazem, który nie będzie podlegał przepisom unijnym.
Koniec tranzytu – groźba ekonomiczna i polityczna
Szacuje się, że straty Ukrainy związane z zawieszeniem tranzytu błękitnego paliwa dla Turcji mogą wynieść 300-400 mln $ rocznie. Jeśli plany budowy „Turkish Stream” zostaną całkowicie zrealizowane, wartość utraconych dochodów z przesyłu rosyjskich paliw może się podwoić. Jeśli wolumen przepompowanego gazu przez terytorium Ukrainy spadnie poniżej progu rentowności szacowanego między 35 a 40 mln m³ rocznie, to zdaniem wielu ekspertów będzie to oznaczało powolną śmierć ukraińskiej infrastruktury przesyłowej.
W konsekwencji wycofana z eksploatacji zostanie większa część systemu gazowego co spowoduje wzrost kosztów transportu wewnątrz Ukrainy i przełoży się na podniesienie cen błękitnego paliwa dla odbiorców indywidualnych i sektora przemysłowego. Dodatkowym aspektem w tej sprawie jest jej wymiar międzynarodowy. Odebranie Ukrainie możliwości tranzytu rosyjskiego gazu znacząco osłabi jej pozycję w regionie i pozbawi możliwości nacisku na Rosję. Pozostałym krajom pokaże, że Federacja Rosyjska jest mocnym graczem, który swoje działania planuje z wieloletnim wyprzedzeniem i tak je formułuje, aby zawsze osiągnąć zamierzony efekt – w tym przypadku podporządkowanie i uniezależnienie się od Ukrainy jako kraju tranzytowego.
Gazociągi – narzędzie rosyjskiej polityki
Wszystkie projekty, jakie w ciągu ostatnich 10 lat były realizowane przez Gazprom na północy i południu Europy miały jeden strategiczny cel – stworzenie alternatywnych dróg dostaw gazu do Europy, który obecnie tłoczony jest przez terytorium Ukrainy. Zdaniem niektórych ekspertów to rodzaj kary dla Kijowa za próby zbytniego zbliżenia się do Unii Europejskiej. Koszty takiej interwencji nie grają już tu żadnej roli. Z ekonomicznego punktu widzenia budowa „Turkish Stream” w takiej postaci jaką zaproponowali Turcy, czyli powstanie tylko jednej nitki, jest nieopłacalna. Wartość inwestycji szacowana jest nawet na 1 mld euro. Dopiero wybudowanie dwóch nitek magistrali miałoby realnie zmienić obecną sytuację. Z jednej strony zachwiałoby to gospodarką Ukrainy, z drugiej zaś zapewniłoby minimalną rentowność uruchomionej magistrali poprzez możliwość tłoczenia gazu dalej do Europy Południowej.
Kto ma gaz ten rządzi?
Wprowadzając w życie projekt budowy „Turkish Stream” i rozwijając współpracę z krajami zainteresowanymi powstaniem „Nord Stream II” Rosja buduje nowe sojusze energetyczne. Celem tych działań jest utrudnienie budowania wspólnej, jednolitej polityki energetycznej przez państwa Unii Europejskiej, a co za tym idzie utrudnienie porozumienia z Ukrainą. Dzięki temu Federacja Rosyjska umacnia swoja pozycję na rynku europejskim, zagrażając w ten sposób próbom znalezienia nowych źródeł gazu i dywersyfikacji dostaw. Oznacza to, że zarówno w stosunku do Ukrainy jak i do pozostałych krajów europejskich Gazprom i jego ewentualni następcy przyjmą pozycję dominującego dostawcy surowców energetycznych, mogącego kształtować relacje gospodarczo-polityczne na naszym kontynencie. A to wszystko może wydarzyć się już w 2019 roku. Wówczas wygaśnie umowa między Ukrainą i Rosją na tranzyt gazu do Unii Europejskiej. Jest to też rok, na który zaplanowano oddanie do użytkowania pierwszej nitki „Turkish Stream”.
Roma Bojanowicz