Liczne informacje o dostawach broni dla Sił Zbrojnych Ukrainy sprowokowały falę spekulacji, często w tonie obaw, co do przyczyny takiego stanu rzeczy. Faktycznie jednak, jest mało prawdopodobne, by miało wydarzyć się coś szczególnie zaskakującego – przynajmniej w obecnej sytuacji.
Przełom 2022 i 2023 roku przyniósł liczne doniesienia o planowanych i/lub realizowanych dostawach uzbrojenia dla ukraińskiej armii. Już pod koniec grudnia, podczas wizyty prezydenta Ukrainy w Waszyngtonie mowa była o długo oczekiwanych dostawach systemu obrony przeciwlotniczej „Patriot”; na początku stycznia 2023 dostawę kolejnej baterii pocisków tego typu zadeklarowały Niemcy. Również z Niemiec na Ukrainę mają trafić bojowe wozy piechoty typu Marder, z USA zaś – M2 Bradley (odpowiednio ok. 40 i 50 sztuk). Także Francja, dotąd krytykowana za zbyt małe zaangażowanie w pomoc dla Kijowa, zapowiedział dostawy wozów wsparcia ogniowego AMX-10RC.
Jeśli faktycznie jest w tym coś niezwykłego, to co najwyżej to, że na dostawy tego rodzaju uzbrojenia – nadal dość podstawowego z punktu widzenia potrzeb SZ Ukrainy i wymagań toczącego się konfliktu – są realizowane dopiero teraz, po ponad roku od początku rosyjskich przygotowań do inwazji i blisko rok od początku tej fazy konfliktu. Wątpliwości, jakie mają kraje zachodnie, jeśli mowa o dostawach nowoczesnych systemów przeciwlotniczych, czołgów, bwp, systemów artyleryjskich w liczbach większych niż „homeopatyczne” są całkowicie niezrozumiałe od początku obecnego kryzysu, a więc co najmniej od końca 2021 roku. Tym bardziej, że mówimy także o krajach (USA i Wielka Brytania) jakie przecież gwarantowały Ukrainie suwerenność i integralność terytorialną w ramach memorandum z Budapesztu w 1994 roku! Podobnych wątpliwości nie mają (na szczęście) Polska, Czechy, Słowacja czy kilka innych państw, które udzielają Ukrainie pomocy w miarę swoich możliwości, co wynika z odmiennej (czytaj: realistycznej) percepcji zagrożeń, jakie stwarza putinowska Rosja.
Jeszcze rok temu, choć ryzyko wybuchu konfliktu było już znaczące, to nadal wielu żyło jeszcze nadziejami na to, że do wybuchu otwartej wojny nie dojdzie. Czas, jaki upłynął od 24 lutego 2022 roku znacząco zmienił percepcję tego, co wydawało się dotąd niemożliwe lub co najmniej mało prawdopodobne. W tym czasie stopniowo zmieniło się także podejście mocarstw zachodnich do dozbrajania Ukrainy: stopniowo przekraczane były (i są nadal) kolejne granice dotyczące dostaw kolejnych, bardziej zaawansowanych typów uzbrojenia, niezależnie od protestów ze strony Federacji Rosyjskiej. Te dostawy to konieczny warunek przejęcia inicjatywy przez ukraińską armię: ostatecznie stało się to jasne latem 2022 roku, gdy nieliczne wyrzutnie HIMARS pozwoliły stronie ukraińskiej na przeprowadzanie uderzeń na zaplecze sił rosyjskich, a dostarczone czołgi i inny ciężki sprzęt umożliwiły podjęcie działań kontrofensywnych. Z czasem zaowocowało to postępami i wyzwoleniem znacznych obszarów: najpierw na północnym odcinku frontu w pobliżu Charkowa, a finalnie, w listopadzie 2022 roku całego zachodniego brzegu Dniepru i Chersonia.
Do zakończenia wojny – a to ma nastąpić w momencie, gdy siły rosyjskie zostaną wyparte poza granice Ukrainy, jakie są uznane przez społeczność międzynarodową począwszy od 1991 roku (gdy Ukraina ogłosiła swoją niezależność od ZSRR) – jest jeszcze daleko. Aktualnie realizowane dostawy uzbrojenia o których mowa była na początku nie są szczególnie rozbudowane: należy mieć nadzieję, że z czasem będą one liczniejsze, tak, by można było wyposażyć na ich bazie kolejne brygady SZ Ukrainy. To pozwoliłoby na podjęcie przez ukraińską armię kolejnych działań kontrofensywnych: ich celem prawdopodobnie będzie Melitpol i/lub wybrzeże Morza Azowskiego, co w założeniu powinno pozwolić na przecięcie komunikacji pomiędzy okupowanym Donbasem a Krymem. Według przedstawicieli władz ukraińskich i dowództwa wojskowego (m.in. szefa Wywiadu Wojskowego Ukrainy generała Kiryło Budanowa, który wspomniał o tym w amerykańskiej telewizji ABC News) taka operacja ofensywa mogłaby się rozpocząć wiosną 2023 roku.
Równocześnie, strona rosyjska nadal kontynuuje działania mobilizacyjne; należy oczekiwać ogłoszenia kolejnych „fal” mobilizacji o liczebności nie mniejszej niż ta z września 2022 roku, gdy mowa była o 300 tysiącach wezwanych do służby rezerwistów (otwartym pozostaje pytanie ilu z nich jest jeszcze w stanie brać udział w jakichkolwiek działaniach zbrojnych). Wiosna będzie więc ważnym momentem nie tylko dla Ukrainy ale i dla Rosji: to czas, gdy (najpóźniej) FR podejmie kolejne próby działań zaczepnych, dążąc do odniesienia jakiegoś sukcesu, który dawałby szansę nie tyle na zwycięstwo (to jest już dawno poza zasięgiem Moskwy: co najmniej od kwietnia 2022 roku), co na zawarcie choćby tymczasowego pokoju na możliwych do przyjęcia warunkach. Działania te nie będą żadnym zaskoczeniem ani dla Kijowa, ani dla krajów zachodnich: o ile teoretycznie strona rosyjska mogła liczyć na taki efekt w lutym 2022 roku, przed początkiem tej fazy wojny, to obecnie, wobec stałego „nadzoru” terytorium FR i Białorusi przez ukraińskie i NATOwskie środki rozpoznawcze różnych, nie ma mowy o ataku na nieprzygotowanego przeciwnika. Warto przy tym nadmienić, że faktycznie również ranek 24 lutego zastał ukraińską armię dobrze przygotowaną na to, co się wydarzyło, także jeśli chodzi o poszczególne cele realizowanej operacji (choć to materiał na osobny artykuł).
Najpóźniej zatem do marca 2023 roku należy oczekiwać kolejnych, jeszcze bardziej rozbudowanych dostaw sprzętu wojskowego dla Ukrainy: powinny być one o wiele liczniejsze, niż to, co widzieliśmy do tej pory. Można mieć nadzieję, że znajdą się wśród nich typu uzbrojenia, o których mowa jest od dawna: pociski ATACMS, czołgi, a także samoloty wielozadaniowe. Takie uzbrojenie pozwoliłoby na uzyskanie przez ukraińską armię zdecydowanej przewagi i przyczyniłoby się do szybkiego zakończenia konfliktu.
Dariusz Materniak
Tekst ukazał się na stronie Ukraińskiego Portalu Militarnego mil.in.ua