wtorek, 29 kwiecień, 2025
pluken
Home / Komentarze i opinie / Rozumienie polityki wewnętrznej państw warunkiem koniecznym prawidłowego budowania stosunków międzynarodowych
Fot. unn.com.ua
Fot. unn.com.ua

Rozumienie polityki wewnętrznej państw warunkiem koniecznym prawidłowego budowania stosunków międzynarodowych

Share Button

W tym tygodniu Polskę odwiedzi kanclerz Niemiec Angela Merkel, kraju będącego kluczowym filarem bezpieczeństwa i współpracy w Unii Europejskiej. Niestety, w Polsce mało kto tą rolę docenia i rozumie – poza kilkoma ekspertami, którzy niczym jaskółka, wiosny nie czynią. Kraje efektywne w polityce zagranicznej najczęściej nie przenoszą różnic partyjnych na swoją komunikację zewnętrzną ponieważ ich interesy i ambicje cechują się dużą dozą stałości. To ideał, który zderzony z rzeczywistością nie zdaje egzaminu i wyraźnie to widać na przykładzie polskiego stosunku do Niemiec.

W ciągu ostatnich dwóch lat w polskiej przestrzeni informacyjnej – głównie w blogosferze i mediach internetowych, ale nie tylko – nastąpił ostry zwrot retoryczny i znaczeniowy dotyczący stosunków z Niemcami. Już nie stabilny i przewidywalny partner, którego udało się zainteresować sprawami regionu i zagrożeniem płynącym ze strony Rosji, partner będący liderem w konstrukcji polityki wschodniej UE, ale zagrożenie, zdrada, odwieczny wróg, zgniły Zachód, straty II wojny światowej, obozy i zbrodnie wojenne – to nowy obraz Niemiec, na siłę wtłaczany widzom i czytelnikom. Przekaz ten albo wynika ze skrajnej głupoty albo jest celową wrzutką pewnych frakcji i nurtów myślowych polskiej polityki obliczoną na zmianę kodów znaczeniowych i emocji w społeczeństwie.

To tak jakby niezaleczone rany pamiętające czasy naszych dziadków, Holocaustu i Powstania Warszawskiego nadal się jątrzyły z tą samą intensywnością co w dniach kończących II wojnę światową. A to stwierdzenie skrajnie nieprawdziwe. Z licznych rozmów z weteranami wynika szacunek do ofiary życia, pamięć o bohaterstwie, duma z wysiłku swojego i towarzyszy broni. Trauma, poczucie krzywdy zaczęło stopniowo ustępować z mijającymi latami, a proces ten nabrał szczególnej dynamiki po pamiętnym liście biskupów polskich do niemieckich. Potem były wyjazdy zarobkowe, codzienna współpraca naukowa i biznesowa i coraz lepsze wielopoziomowe relacje nie wolne od problemów i spraw do omówienia, ale przecież żadne międzyludzkie stosunki nie są od tego wolne.

Drażliwą kwestią pozostaje lansowana w polskich mediach problematyka nazywania obozów koncentracyjnych „polskimi obozami”. Nie ma tutaj pola do jakiejkolwiek dyskusji i zniuansowania. Żadnych polskich obozów zagłady nie było nigdy w historii, i bezpardonowa walka z celowym lub nieumyślnym wypisywaniem tego typu bzdur włącznie z pozwami do sądu jest w pełni uprawniona. Z tym, że zdecydowana większość tego dotyczy świadomie tolerowanej polityki redakcyjnej w mediach amerykańskich, ale już zdecydowanie nie – niemieckich. Na marginesie warto zaznaczyć, że można stracić cierpliwość, jeśli do tej samej redakcji wysyła się notę dyplomatyczną ze sprostowaniem po raz 50-ty, a redakcja za każdym razem się tłumaczy, że nie chciała, dziękuje za uwagi, a temat to jest w ogóle za mało znany, by się szczegółowo orientować. Tyle amerykańska rzeczywistość informacyjna, od której wiele nie powinniśmy wymagać.

W odpowiedzi na frustrujące tendencje do nazywania obozów z czasów II wojny światowej polskimi obozami powstała chętnie podchwycona w Internecie kampania „German, Not Nazi”. Memy i billboardy rozchodzą się jak świeże kajzerki, a informacji o tym, kto odpowiada za kampanię nie ma. Na stronie projektu jest odniesienie do fundacji, a na stronie fundacji brak informacji o składzie Zarządu. Byłoby wskazane zmienić tą sytuację.

Intensywność reakcji dotycząca stosunków z Niemcami zaciera zdolność do racjonalnego myślenia. Do najzwyklejszego dostrzeżenia odmienności CDU od SPD i kanclerz Merkel od Martina Schultza. Z dużym zdziwieniem obserwowałam wypowiedzi uderzające w kanclerz Merkel i poniekąd grające na osłabienie jej wizerunku pochodzące nie z anonimowych stron w Internecie, a od wziętych komentatorów i sporej grupy polityków. Ludzkie emocje związane ze strachem przed falą niekontrolowanych na granicach osób, które dzięki powiązaniom z siecią przemytników i fałszerzy mogą wyrobić sobie fałszywe dokumenty i zatrzeć za sobą ślady, a ich przeszłość jest praktycznie niesprawdzalna – doskonale rozumiem. Ale nawet to jest tematem debaty normalnej w stosunkach międzypaństwowych i nie ma mowy o tym aby nie można było w sposób stanowczy zdecydowanie czegoś odmówić jednocześnie nie dopuszczając do sytuacji, w której negatywne emocje rozbudzone w społeczeństwie tworzą pułapkę w polityce, gdyż uczucia elektoratu liczą się przy urnach. W takim wypadku po przekroczeniu pewnej „cienkiej czerwonej linii” jakakolwiek merytoryczna i rozsądna współpraca z Niemcami hipotetycznie mogłaby zostać wzięta przez obywateli za zdradę wobec oczekiwań i postaw wyborców.

Wspomniana przeze mnie konieczność rozumienia polityki wewnętrznej sąsiadów i różnic w poglądach dotyczących relacji z Polską to nie jedyny obowiązek ekspertów i dziennikarzy. Dziennikarz powinien również cechować się wiedzą z zakresu protokołu i stosunków dwustronnych zanim zacznie oceniać postępowanie przedstawicieli innych państw podczas wizyt w Polsce. Kurtuazyjne spotkania z opozycją i organizacjami pozarządowymi nie są niczym niezwykłym, a urosły w niektórych komentarzach do rangi zdrady o co najmniej tysiącletnim znaczeniu.

Co do samej tematyki wizyty i oczekiwań, należy być dobrej myśli. Przed wyborami obecna Kanclerz Niemiec szuka spokoju i stabilizacji oraz sojuszników. Dla Polski jest to szansa aby być stanowczym, ale konstruktywnym partnerem, który wesprze działania nakierowane na rozwiązanie.

Agnieszka Piasecka

Share Button

Czytaj również

Czołg M1A1 Abrams z 1 Warszawskiej Brygady Pancernej /fot. polukr.net

Komunikacja na wysokim poziomie

Tegoroczne obchody Święta Wojska Polskiego, podobnie zresztą jak rok temu, odbywały się w dość szczególnej …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.