24 stycznia sąd rejonowy w Kijowie ogłosił wyrok w sprawie Wiktora Janukowycza. Były prezydent Ukrainy został skazany wyrokiem zaocznym na 13 lat pozbawienia wolności za zdradę stanu, której dopuścił się już po ucieczce z Kijowa pod koniec lutego 2014 r. na terytorium Federacji Rosyjskiej. Wyrok nie jest prawomocny.
Podczas procesu udowodniono, że już po opuszczeniu Kijowa, przebywając na terytorium Federacji Rosyjskiej, Janukowycz w liście z 1 marca 2014 r. zwrócił się do rosyjskiego prezydenta Władimira Putina o użycie wojsk na terytorium państwa ukraińskiego – list ten był kluczowym dowodem na zdradę stanu. W wyroku wskazano ponadto, że swoim działaniem Janukowycz sprzyjał przedstawicielom Rosji w prowadzeniu agresywnej wojny przeciwko Ukrainie. Kijowski sąd orzekł także, że uciekając z terytorium Ukrainy i przestając wykonywać obowiązki głowy państwa, Janukowycz w istocie sam usunął się z tego urzędu. Jednocześnie, prokuratura nie zdołała przekonać sądu do stwierdzenia odpowiedzialności byłego prezydenta za sprzyjanie separatyzmowi i działalność zmierzającą do zmiany granic państwa.
Pierwszy taki proces
Sam proces trwał 20 miesięcy, przesłuchano 52 świadków, z czego kilkunastu z inicjatywy obrońców Janukowycza – sam były prezydent Ukrainy uczestniczył w posiedzeniach tylko za pośrednictwem wideokonferencji ze względu na swoje ciągłe przebywanie w Rosji. Nie należy się także spodziewać, że Federacja Rosyjska w jakikolwiek sposób ułatwi państwu ukraińskiemu wykonanie wyroku – pozostając w ramach jurysdykcji rosyjskiej, Janukowycz może czuć się bezpiecznie, choć oczywiście istnieje pewne ryzyko, że podczas podróży po innych krajach świata, służby danego państwa zdecydują się zatrzymać byłą głowę państwa i dostarczyć służbom ukraińskim. Warto przy tym wyraźnie uwypuklić, że zapadły wyrok nie stanowi całościowej oceny rządów Janukowycza – zakończone postępowanie nie obejmowało bowiem swoim zakresem ani zbrodni na Majdanie, ani przestępstw ekonomicznych (czy przypadków korupcji), których były prezydent dopuścić się mógł w czasie swojej kadencji.
Największym krytykiem orzeczenia kijowskiego sądu jest główny obrońca Janukowycza, co rzecz jasna dziwić nie powinno. Adwokat zarzuca błędy proceduralne, niepowiadomienie oskarżonego o terminie ogłoszenia wyroku oraz niedoskonałości ukraińskiej procedury karnej, dotyczącej możliwości na prowadzenie postępowania pod nieobecność oskarżonego (in absentia). Co ciekawe, na liczne naruszenia procedury (np. odbieranie zeznań od świadków, znajdujących się na terytoriach okupowanych za pomocą łącz wideo, co uniemożliwiało np. odebranie należytej przysięgi od zeznających) zwracają uwagę także inni ukraińscy prawnicy. To np. pełnomocnicy rodzin tzw. Niebiańskiej Sotni, czyli ofiar zbrodni na Majdanie, którzy z pewnością nie mają żadnego interesu w bronieniu byłej głowy państwa. Wskazuje się ponadto na możliwe naruszenie międzynarodowych standardów dotyczących postępowań karnych, co skutkować może – po niekorzystnych dla Janukowycza wyrokach sądu II instancji i kasacji przed Sądem Najwyższym – skierowaniem skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, zbudowanej przede wszystkim na naruszeniu art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, tj. prawa do sądu, czyli rzetelnego postępowania. Patrząc na dotychczasowe bogate orzecznictwo strasburskiego Trybunału w tej mierze, należy zauważyć, że Trybunał szczególną wagę w realizacji prawa do sądu przywiązywał zwłaszcza w odniesieniu do postępowań, w których możliwa jest sankcja karna, a taka właśnie (jak na razie – 13 lat pozbawienia wolności) spotkała Janukowycza.
Sprawiedliwość okresu przejściowego po Rewolucji Godności
Sprawę byłego prezydenta Ukrainy należy rozpatrywać także w szerszym kontekście próby wdrożenia pewnych mechanizmów sprawiedliwości okresu przejściowego (transitional justice) przez Ukrainę po Rewolucji Godności, ukierunkowanych na rozliczenie reżimu Wiktora Janukowycza (w tym działanie aparatu państwa w czasie samego Euromajdanu), jak i ostateczne odrzucenie radzieckiej spuścizny. Proces Janukowycza, obok postępowań w sprawie zbrodni na Majdanie, ustawy lustracyjnej z 2014 r. czy tzw. pakietu dekomunizacyjnego z 2015 r., jest oczywistą emanacją potrzeby transitional justice. Warto też przypomnieć, że tuż po ucieczce Janukowycza, Rada Najwyższa Ukrainy wystąpiła z prośbą do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze o pomoc w pociągnięciu do odpowiedzialności byłego prezydenta. Zakończone postępowanie w Kijowie powoduje, że sprawa Janukowycza do Hagi raczej już nie trafi.
Niemniej jednak, choć rozrachunki z przeszłością stanowią najczęściej pewien polityczny wybór danego państwa post-autorytarnego, porewolucyjnego czy powojennego, to jednak rdzeniem sprawiedliwości okresu przejściowego zawsze powinno być prawo międzynarodowe, w tym prawa człowieka, a także zasady demokratycznego państwa prawa. Jakiekolwiek odstępstwo od tej reguły, skutkujące w przyszłości np. wyrokiem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka stwierdzającym odpowiedzialność Ukrainy za niedochowanie wszystkich gwarancji i praw procesowych Janukowycza, osłabi wymiar rozliczeń z przeszłością (także w wymiarze wewnętrznym jako spoiwa społecznego), stanowiąc rzekomy „dowód” na rewolucyjne w swej istocie zapędy pomajdanowych władz na Ukrainie. Z takiej „okazji” z pewnością skwapliwie skorzysta Rosja w swojej polityce dezinformacji i tworzenia narracji zgodnie z interesem Kremla.
Co jednak znamienne, pomijając stricte prawny wymiar oceny wyroku w sprawie Janukowycza, w ukraińskich mediach trudno o komentarze, które wskazywałyby na wielką wagę zakończonego postępowania byłej głowy państwa z perspektywy politycznej. Z jednej strony, rzeczywiście zauważa się bezprecedensowy charakter postępowania, zmierzającego do osądzenia byłej głowy państwa za zdradę własnej ojczyzny (co nie miało jak dotąd miejsca w historii Ukrainy). Z drugiej zaś, podkreślić należy jednak, że sam wyrok nie dotyka najważniejszych kwestii, które interesują ukraińskie społeczeństwo, tj. możliwych zbrodni, których dopuścić się miał Janukowycz podczas protestów na Majdanie, decydując się na użycie broni przeciwko demonstrującym.
Warto wskazać, że postępowanie w sprawie zabójstw podczas Rewolucji Godności jeszcze trwa, a Janukowycz występuje w nim w charakterze świadka. Nie ulega wątpliwości, że właśnie te sprawy są dla Ukraińców szczególnie rozczarowujące, którzy już od ponad 5 lat czekają na oficjalne – sądowe – potwierdzenie odpowiedzialności byłych władz państwa, jak i bezpośrednich wykonawców, najczęściej członków „Berkutu”, jednostki specjalnej milicji. Wielu dawnych berkutowców po Rewolucji Godności również opuściło Ukrainę, kryjąc się w Rosji lub też walcząc po stronie tzw. prorosyjskich separatystów na Donbasie. Z tego względu, postępowania wobec „strzelców na Majdanie” toczą się także w trybie zaocznym, co poddaje wątpliwość możliwość faktycznego wykonania ewentualnych orzeczeń stwierdzających odpowiedzialność karną byłych berkutowców.
Prorosyjskość politycznym samobójstwem
Dziś Ukraina żyje przede wszystkim już trwającą kampanią wyborczą przed wyborami prezydenckimi zaplanowanymi na 31 marca. W sondażach prowadzi Julia Tymoszenko, choć należy spodziewać się, że wraz z upływającymi tygodniami kampanii dystans do niej zacznie odrabiać urzędujący prezydent – Petro Poroszenko. To wśród tej dwójki ukraińscy komentarzy upatrują skład drugiej tury wyborów, do której mimo medialnego wsparcia ze strony oligarchy Ihora Kołomojskiego raczej nie wejdzie Wołodymyr Zełeński, popularny ukraiński komik i aktor, znany z serialu „Sługa narodu”, jak i przede wszystkim kabaretu Studio „Kwartał-95”.
Jak pokazał pierwszy miesiąc kampanii, tematami, które w największym stopniu mogą wpłynąć na ostateczny wybór Ukraińców będą raczej sprawy społeczne i ekonomiczne, a niekoniecznie te związane stricte z agresją Federacji Rosyjskiej czy potrzebą zakończenia działań zbrojnych na wschodzie i polityką np. reintegracji Donbasu. Pokazał to zresztą zainicjowany przez prezydenta Poroszenkę stan wojenny wprowadzony na 30 dni w 10 obwodach kraju po ataku jednostek rosyjskich na jednostki pływające Marynarki Wojennej Ukrainy z 25 listopada zeszłego roku w Cieśninie Kerczeńskiej (który faktycznie poprzedził rozpoczęcie samej kampanii wyborczej). Choć stan wojenny był oceniany pozytywnie z uwagi na jego aspekt wojskowo-administracyjny, to nie rozgrzał on społeczeństwa i nie przyniósł tyle korzyści politycznych Petrowi Poroszence, na jakie pewnie liczył ukraiński prezydent.
Nie wydaje się także, żeby któryś z kandydatów chciał mocno „grać” wyrokiem Janukowycza, jednoznacznie wskazując np. na jego pozbawiony jakiejkolwiek wartości normatywnej „polityczny charakter”, co w sensie najprostszych politycznych skojarzeń obciążać może przecież tylko urzędującego prezydenta jako emanację rządzącego establishmentu. Broniąc w jakikolwiek sposób Janukowycza, broniono by wszak jawnie prorosyjskiego byłego polityka, a faktycznie obywatela Federacji Rosyjskiej.
Jak wydaje się, 5 lat po Euromajdanie i po 5 latach trwania wojny, która zabrała już kilkanaście tysięcy ofiar, nie ma w ukraińskiej polityce miejsca dla osoby o otwarcie prorosyjskich poglądach – a już zwłaszcza dla kogoś, kto mógłby objąć najważniejszy urząd w państwie.
Źródło: obserwatormiedzynarodowy.pl