Kto realnie ma szansę na wejście do drugiej tury wyborów prezydenckich planowanych na marzec 2019 roku?
Jak na razie, według praktycznie wszystkich badań sondażowych, najwyższym poparciem cieszy się Julia Tymoszenko. To poparcie gwarantuje jej wejście do drugiej tury wyborów, choć z drugiej strony ukraińska polityka jest nieprzewidywalna i tak naprawdę wszystko może się wydarzyć: mogą na przykład nagle pojawić się dokumenty czy inne dowody wskazujące na jej zaangażowanie we współpracę z Rosją – i taki scenariusz również trzeba brać pod uwagę. Aktualnie jednak, z prawdopodobieństwem 99% można stwierdzić, że to właśnie ona znajdzie się w drugiej turze. Drugim politykiem, który najpewniej wejdzie do kolejnej tury wyborów będzie urzędujący prezydent, Petro Poroszenko. Co prawda jego poparcie według sondaży znacząco odstaje od byłej premier, ale jego obserwacja pokazuje pozytywną dynamikę. Poza tym, posiada on coś, czego nie mają inni kandydaci: różnego typu środki, które może stosować, nawet nie bezpośrednio. Nie chodzi tu o stosowanie narzędzi takich jak za rządów Wiktora Janukowycza: wydawania poleceń instytucjom państwowym czy służbom porządkowym w celu wywierania nacisków na kontrkandydatów. Mimo tego, znaczna liczba urzędników państwowych szczebla nie tylko centralnego, ale także rejonowych administracji to przedstawiciele Bloku Petra Poroszenko, co oczywiste zainteresowani w utrzymaniu obecnego stanu rzeczy na scenie politycznej: aby Poroszenko pozostał prezydentem. Trzeci kandydat z potencjalnie najwyższym poparciem to umowny kandydat wyborców ze wschodniej części kraju: obecnie to najpewniej Jurij Bojko. Obecnie w ramach Bloku Opozycyjnego mają miejsce trudne do zidentyfikowania procesy wewnętrzne, związane z próbami przejęcia kontroli nad partią przez grupę Wiktora Medwedczuka, co jest efektem wcześniejszego połączenia „Opobloku” i partii Medwedczuka „Za życie” – i najprawdopodobniej zakończy się ponownym rozpadem. Faktycznie, dla Petra Poroszenko najlepszy wariant w drugiej turze to jego starcie z Jurijem Bojko, jako że to najlepiej wpisałoby się w obecnie realizowaną kampanię: Poroszenko jako obrońca Ukrainy, główny wróg Putina. Cała kampania urzędującego prezydenta jest skonstruowana na schemacie: kto za Poroszenką, ten przeciwko Putinowi, kto przeciwko Poroszence – ten popiera Putina, w ten czy inny sposób. Na czwartym miejscu obecnie plasują się takie nazwiska jak Wakarczuk, Hrycenko czy Liaszko.
Aktualnie poziom poparcia głównych kandydatów nie przekracza 20%. Jest za to spora liczba osób, które deklarują w badaniach sondażowych, że nie podjęły jeszcze decyzji. Kto ma szansę zagospodarować ten niezdecydowany elektorat?
Właśnie teraz trwa walka o ten elektorat, największy w całej najnowszej historii Ukrainy. Związane jest to z negatywnym elektoratem wszystkich polityków głównego nurtu – zarówno Poroszenko jak i Tymoszenko mają znaczący negatywny elektorat. Trzeba jednak pamiętać, że kampania wyborcza jeszcze się nie zaczęła: oficjalnie rozpocznie się 31 grudnia 2018 roku, dlatego jak na razie taki rezultat jest zupełnie normalnym. Początku zmasowanej, agresywnej kampanii wyborczej należy spodziewać się w okolicach 10 stycznia, po świętach. Najprawdopodobniej wkrótce potem liczba osób deklarujących niezdecydowanie znacząco się zmniejszy. Obecnie zarówno Poroszenko jaki Tymoszenko próbują ten elektorat zagospodarować – prezydent poprzez podkreślanie odcięcia się od Moskwy, była premier poprzez proponowanie „nowego kursu” i dyskutowania reform, dążąc do przyciągnięcia elektoratu z klasy średniej. Trudno powiedzieć, czy to się uda, jako że tradycyjny elektorat byłej premier to mniejsze miejscowości i wsie. Podobne zabiegi będą zapewne prowadzić inni kandydaci, ale tak czy inaczej walka rozegra się pomiędzy Tymoszenko a Poroszenką.
Kto potencjalnie jest idealnym kontrkandydatem dla Julii Tymoszenko, analogicznie jak Jurij Bojko dla urzędującego prezydenta?
Petro Poroszenko. Gdyby do drugiej tury weszła ona i ktoś „trzeci”, jej pozycja w takim rozdaniu byłaby dużo słabsza, jako że jest ona również przedstawicielem „starej” władzy. Była już przecież premierem i deputowaną do Rady Najwyższej. Jeśli jej oponentem będzie Poroszenko, będzie to pojedynek również z przedstawicielem tego samego pokolenia władzy, który również był deputowanym, sprawował stanowiska w rządzie i również pozostaje współodpowiedzialnym za aktualną sytuację, w jakiej znalazła się Ukraina. Zresztą podstawą kampanii byłej premier jest krytyka obecnej władzy. Poza tym Tymoszenko stara się nie wykorzystywać w swojej retoryce argumentów odwołujących się wprost do języka czy wiary, tak jak robi to prezydent Poroszenko, licząc na głosy wyborców np. z obwodu dniepropietrowskiego czy centralnej Ukrainy.
Co do kampanii urzędującego prezydenta, warto zauważyć, że nie jest ona różnicowana pod kątem wyborców we wschodniej czy zachodniej części Ukrainy. Widać to choćby po plakatach wyborczych, takich samych w różnych częściach kraju.
Wynika to głównie z tego, że sztab wyborczy Poroszenki trzyma się schematu, w myśl którego kontrkandydatem urzędującego prezydenta ma być Jurij Bojko. Dążą oni uparcie do tego, by „Opoblok” i jego sojusznicy wystawił jednego kandydata i aby był to właśnie Bojko. W takim wypadku kampania wyborcza Poroszenki pozwala z jednej strony mobilizować prozachodni elektorat, głównie na zachodniej i środkowej Ukrainie, z drugiej – ta sama kampania daje możliwości Jurijowi Bojko i jego sztabowi. Tak samo element kampanii związany z autokefalią i tomosem – po pierwsze pozytywnie wpłynęło to na poparcie urzędującego prezydenta, z drugiej strony wpłynęła pozytywnie także na Bojko, mobilizując wokół niego prorosyjski elektorat, przywiązany do Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego – jako głównego oponenta Poroszenki. To niebezpieczna strategia, niosąca za sobą ryzyko podziałów społecznych.
Znaczna grupa kandydatów w wyborach prezydenckich ma świadomość, że nie będzie w stanie odnieść sukcesu, jednak dzięki temu liczy na sukces w wyborach do Rady Najwyższej, planowanych na październik tego roku.
Według aktualnych szacunków, w wyborach prezydenckich chce wziąć udział około trzydziestu kandydatów. Spośród nich zaledwie trzech lub czterech ma realną szansę w zmaganiach. Kolejnych 10 lub 15 dąży do tego, by budować swoje poparcie tak, by mieć potem większe szanse w wyborach parlamentarnych. Faktycznie będzie toczyć się jedna kampania, która z prezydenckiej niemal natychmiast przeistoczy się w parlamentarną. Pozostałą grupa kandydatów w wyborach prezydenckich ma za zadanie „zabrać” innym po 2-3% głosów, poprzez krytykowanie działań któregoś z głównych kandydatów. Jest jeszcze jeden ważny aspekt: faktycznie prezydent, który nie ma poparcia większości parlamentarnej, formalnej lub nie, tak jak jest to obecnie u Poroszenki, nie może podjąć i realizować żadnych skutecznych działań na forum parlamentu. Także obecny prezydent musi zastanawiać się nie tyle nad tym, jak wygrać wybory, ale jak konsolidować swoją większość w kolejnym parlamencie aby wpływać na wyznaczenie premiera, innych stanowisk czy działania kolejnej Rady. Ten kto będzie kontrolował parlament, będzie realnie rządził Ukrainą i niekoniecznie musi to być prezydent. Najpewniej Blok Petra Poroszenko nie będzie miał samodzielnej większości, ale może utworzyć jądro, wokół którego będzie konsolidować się koalicja mniejszych formacji. Wielce prawdopodobnym jest także to, co wydarzyło się po wszystkich poprzednich wyborach: jeśli wygrywa prezydent z jednej partii, niemal natychmiast zaczynają się przejścia deputowanych Rady Najwyższej do formacji będącej jego zapleczem politycznym. Tak samo było w 2004 roku, po zwycięstwie wyborczym Wiktora Juszczenko: wielu deputowanych partii „Za jedną Ukrainę” przeszło wtedy do „Naszej Ukrainy” i „Bloku Julii Tymoszenko”. W drugą stronę ten proces miał miejsce po zwycięstwie Wiktora Janukowycza w 2010 roku. Jeśli wygra Poroszenko, zapewne uda mu się skonsolidować większość w parlamencie; w przypadku zwycięstwa Jurija Bojko parlament będzie wobec niego opozycyjnym, w przypadku wygranej Tymoszenko – nie wiadomo, czy uda się jej skonsolidować obecny czy nowo wybrany parlament. Trzeba oczekiwać jednak, że nowo wybrana Rada Najwyższa będzie bardziej podzielona, bardziej populistyczna, a jej relacje z prezydentem będą trudniejsze.
Jaka będzie sytuacja po wyborach? Można zakładać, że po zwycięstwie urzędującego prezydenta sytuacja nie zmieni się znacząco, czego jednak należy oczekiwać w wypadku sukcesu byłej premier Tymoszenko, zwłaszcza w polityce zagranicznej?
Niezależnie od tego kto wygra, realizacja jego programu będzie znacznie trudniejsza. Przyszły prezydent tak czy inaczej będzie miał trudności z kontrolowaniem parlamentu. Były już sytuacje, gdy prezydent rozwiązywał parlament, nie można i takiego scenariusza wykluczyć. Zwycięstwo Poroszenki rozwiąże mu ręce jeśli chodzi o realizację części reform. Jeśli zwycięży Tymoszenko, nie należy oczekiwać zasadniczej zmiany kursu w polityce zagranicznej. Choćby dlatego, że Ukraińcy już dwa razy udowodnili, że nie pozwolą na taką zmianę: w 2004 i 2013 roku. Kolejny prezydent nie odważy się dążyć do zmiany obecnego kursu. Następny prezydent nie będzie w stanie również zrezygnować ze współpracy z międzynarodowymi instytucjami takimi jak MFW. To samo dotyczy także polityki gospodarczej czy walki z korupcją. Co prawda Julia Tymoszenko proponuje aktualnie w kampanii zmianę systemu politycznego na kanclerski, jednak to wymagałoby zmian w konstytucji, co będzie do przeforsowania jeszcze trudniejsze niż obecnie.
Dziękuje za rozmowę.
Rozmawiał: Dariusz Materniak