Przed 73 rocznica Zbrodni Wołyńskiej po raz kolejny rozgorzały dyskusje dotyczące oceny tych wydarzeń. Polski parlament podjął pracę nad uchwałą poświęconą pamięci „ofiar ludobójstwa OUN i UPA”. Pojawiły się również pomysły, by za zaprzeczanie ludobójstwo karać więzieniem w wymiarze do 3 lat pozbawienia wolności. Tymczasem pod koniec czerwca w Przemyślu doszło do przepychanek, gdy grupa młodych ludzi próbowała zatrzymać ukraińską procesję pod hasłami związanymi z Wołyniem.
Ukraińscy historycy określająZbrodnię Wołyńską mianem wojny polsko-ukraińskiej, w ramach której miały miejsce czystki etniczne i zbrodnie wojenne, popełniane przez obie strony. Obwiniają przy tym polskich kolegów o próbę zrzucenia odpowiedzialności za zbrodnie wyłącznie na Ukraińców.
Polukr.net zapytał o zdanie w tej sprawie szefów Instytutów Pamięci Narodowej w Polsce i na Ukrainie. Oto co na ten temat powiedział szef polskiego IPN, Łukasz Kamiński.
– Akurat przed 11 lipca polska władza zmienia strukturę i charakter IPN. Krytycy twierdzą, że to upolitycznienie IPN. Jak duże jest ryzyko, że IPN oddali się od roli historycznej na rzecz politycznej celowości?
– Sama zmiana ustawy nie niesie za sobą takich zagrożeń. To, czy IPN zachowa swoją dotychczasową niezależność od świata bieżącej polityki zależy przede wszystkim od tego, jaką postawę w tej kwestii przyjmie nowy prezes Instytutu.
– Jakie są osiągnięcie pół roku pracy Forum historyków IPN obu państw, Polski i Ukrainy?
– Praca forum zaprojektowana jest na wiele lat, trudno więc po pół roku mówić o osiągnięciach. Ważne jest, że doszło do dwóch spotkań, że powróciliśmy do tego trudnego dialogu. Zdecydowaliśmy od razu podjąć najważniejsze tematy – już na najbliższym spotkaniu w tym roku będziemy dyskutowali o Zbrodni Wołyńskiej.
– W jakim stopniu zagrażają przyszłości kontynuowania pracy tego Forum i wspólnym poszukiwaniom faktów historycznych zmiany w polskim IPN?
– Moim zdaniem, zmiany w IPN nie stanowią zagrożenia dla kontynuowania dialogu historycznego z Ukrainą. Jestem przekonany, że nowe kierownictwo Instytutu będzie wspierało prace Forum historyków.
– Jak Pan ocenia te zmiany, które są aktualnie planowane?
– Projekt ustawy udało się znacząco poprawić w czasie prac w Sejmie, żałuję, że część naszych uwag nie została uwzględniona. Do pozytywów zaliczyć należy likwidację tak zwanego zbioru zastrzeżonego w naszym archiwum do którego historycy nie mieli dostępu. Zagrożenia dostrzegam natomiast w przepisach związanych z likwidacją Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Jej kompetencje zostały nieprecyzyjnie rozdzielone między IPN oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W przyszłości może to doprowadzić do konfliktów kompetencyjnych między obiema instytucjami.
– Nad uchwałą w sprawie ludobójstwa pracuje polski Sejm, apel w tej sprawie przyjął już Senat. Prawdopodobnie oceny Zbrodni Wołyńskiej w 2016 roku będą o wiele ostrzejsze, niż były w 2013 roku, gdy przyjmowano poprzednią uchwałę. Czy jest zasadnym twierdzenie, że niepaństwowy ruch podziemny UPA i OUN był w stanie dokonać ludobójstwa, porównując to zwłaszcza z równoległymi działaniami ZSRR i III Rzeszy?
– Ludobójstwo jest przede wszystkim kategorią prawną, chociaż rzadko jej formalna definicja pojawia się w dyskusji publicznej. W śledztwach prowadzonych przez prokuratorów IPN przyjęto taką właśnie kwalifikację prawną zbrodni dokonywanych na Polakach przez UPA.
– Ukraińscy historycy twierdzą, że zginęli także cywilne narodowości ukraińskiej ginęli z rąk AK, dlatego była to wojna polsko-ukraińska. Czy strona polska uznaje ukraińskie ofiary tej tragedii?
– Polscy historycy nie ignorują ukraińskich ofiar, wspominając o nich w swoich pracach. W ramach projektu zainicjowanego i realizowanego przez Instytut Pamięci Narodowej powstaje imienna lista ofiar, zarówno Polaków, jak i Ukraińców. Nie oznacza to jednak akceptacji dla prób budowy fałszywej symetrii między zaplanowanymi zbrodniami UPA a reakcją polskiego podziemia.
– Dlaczego zatem wydarzenia były ludobójstwem, a nie wojną dwóch podziemi?
– Nie można mówić o wojnie, jeśli mamy do czynienia z masowymi akcjami eksterminacyjnymi wymierzonymi w ludność cywilną, zaplanowanymi i zrealizowanymi przez UPA.
– Jak historycy oceniają porozumienia między AK i UPA zawarte w 1946 roku oraz wspólne akcje przeciwko ZSRR?
– Zawarty w 1945 r. rozejm i porozumienie między AK i UPA na Lubelszczyźnie polscy historycy oceniają pozytywnie. Doceniana jest zdolność obu stron do wzniesienia się ponad dotychczasową wzajemną nienawiść. Żałować jednak należy, że strona ukraińska nie dostrzegła sowieckiego zagrożenia wcześniej i w latach 1943-1944 traktowała Polaków jako głównego wroga. Pozwoliłoby to nie tylko uniknąć tysięcy niewinnych ofiar, ale także umocniło opór obu narodów wobec komunistycznego zniewolenia.
– Na początku czerwca pojawił się list dwóch byłych prezydentów Ukrainy, przywódców Kościołów i intelektualistów pod hasłem „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” z prośbą, by nie upolityczniać daty Wołynia oraz ustalić wspólną datę oddania hołdu wszystkim ofiarom walk pomiędzy Polakami a Ukraińcami. W odpowiedzi powstał list posłów PiS, który w Kijowie odczytał autor projektu uchwały ws. Zbrodni Wołyńskiej, poseł i jednocześnie historyk Michał Dworczyk. Pojawia się tam m.in. sformułowanie, że na gloryfikacji zła na Ukrainie nie można niczego dobrego zbudować. Dlaczego ponownie doszło do takiej ostrej dyskusji wokół tematu Wołynia?
– Kwestia ta będzie nieustannie wracać, dopóki uczynimy znaczących postępów na drodze do pojednania. Wpływ na obecną sytuację ma z pewnością z jednej strony postawienie UPA w centrum kształtującej się ukraińskiej pamięci historycznej, a z drugiej zmiana sytuacji politycznej w Polsce.
– Czy poprzednie osiągnięcia, wspólne reakcje prezydentów i parlamentów obu krajów od 60 do 70 rocznicy nie były dostatecznymi?
– Deklaracje polityczne można stosunkowo łatwo wygłaszać. Słowami jednak nie da zadekretować pojednania. Jest ono wynikiem długiego procesu, który wymaga wysiłku. W przypadku relacji polsko-ukraińskich przez wiele lat próbowano „iść na skróty”. Padały piękne słowa polityków, za którymi nie szły żadne działania. W efekcie, w Polsce środowiska grupujące ofiary i ich bliskich czuły się odrzucone i zmarginalizowane. Pojednania nie osiągniemy bez udziału ofiar.
– Czy te dyskusje i uchwały o których mowa teraz, pomagają czy szkodzą w ustaleniu historycznej prawdy i porozumieniu między narodami?
– Spory polityczne rzadko służą dialogowi. Sam spór może jednak być czynnikiem mobilizującym do działania. Jeśli w efekcie obecnych napięć rozpoczną się dodatkowe badania, zintensyfikuje się działalność edukacyjna, dojdzie do większej liczby spotkań młodych ludzi, to ta ostra debata może paradoksalnie przynieść dobre skutki.
– Na jakiej podstawie, z Pana punktu widzenia, możliwe porozumienia w temacie Wołynia?
– Porozumienie możliwe jest jedynie w oparciu o prawdę i pamięć. By wspomnieć o konkretach, to poza wspomnianym dialogiem historyków, za podstawowe uważam dwa działania. Pierwsze z nich to wspólna praca nad odnalezieniem szczątków ofiar, w większości do dziś spoczywających w anonimowych mogiłach i ich godne pochowanie. Drugie z nich to rozpoczęcie (w oparciu o dotychczasową pracę IPN) wspólnego projektu, którego celem będzie sporządzenie imiennej listy ofiar. Oba te działania pozwolą nie tylko na zakończenie części sporów (np. w kwestii szacunków strat po obu stronach), lecz sprawią, że dalsze debaty będą prowadzone z uwzględnieniem perspektywy ofiar. Przyczynią się też do tego, że upowszechniona zostanie wiedza o przeszłości. Jej brak, zwłaszcza na Ukrainie, jest ważną przeszkodą na drodze do pojednania.
– Co będzie z poszukiwaniami pojednania, gdy Ukraińcy będą kontynuować gloryfikacje UPA i OUN, jako tych formacji, które walczyły przeciwko ZSRR i Nazistom za niepodległa Ukrainę, zapominając o mordach na Wołyniu?
– W takiej sytuacji do pojednania nie dojdzie. Wierzę, że to zostanie zrozumiane na Ukrainie.
– Jak pan ocenia zarzuty do polskich władz o „kwestionowaniu ukraińskich aspiracji państwowych i narodowych”?
– Uważam, że domaganie się prawdy o przeszłości nie może być nazywane kwestionowaniem aspiracji państwowych.
– Czy można konkretnie nazwać rolę i miarę odpowiedzialności przywódców wołyńskiej UPA (na przykład Dmytro Klaczkiwski, Wasyl Iwachow, Iwan Łytwynczuk) oraz ludności cywilnej w zbrodniach przeciwko polskiej ludności cywilnej, jak również jakie są podstawy odpowiedzialności Stefana Bandery, który w tym czasie siedział w niemieckim obozie koncentracyjnym?
– Odpowiadając na te szczegółowe pytania pozostaje mi odwołać się do prac polskich historyków, na przykład książki prof. Grzegorza Motyki, dostępnej również w języku ukraińskim. Skala udziału miejscowych chłopów w zbrodni wołyńskiej jest przedmiotem sporu, nie ulega jednak wątpliwości, ze stanowili oni mniejszość sprawców. Nie uprawnia to do stawiania tezy o rzekomej „chłopskiej wojnie”. Ludność miejscowa była mobilizowana do akcji przez OUN-UPA
Ukraińskich dokumentów potwierdzających odpowiedzialność OUN i UPA za zbrodnie na Wołyniu i w Galicji jest na tyle dużo, że w 2013 r. stały się one podstawą wystawy, przygotowanej przez lubelski oddział IPN. Nie spotkała się ona z żadną reakcją badaczy ukraińskich. Z kolei odpowiedzialność Stepana Bandery jest odpowiedzialnością człowieka, który był głównym twórcą radykalnego ruchu nacjonalistycznego i który nigdy, już po wojnie, nie potępił popełnionych zbrodni. Podobnie ocenić należy ideologię skrajnego nacjonalizmu – była ona jedną z przyczyn masowych zbrodni, dając im usprawiedliwienie.
– Ile Pana zadaniem będzie prawdy w filmie Wojciecha Smarzowskiego o Wołyniu, którego premiera została zaplanowana na jesień tego roku?
– Nie widziałem jeszcze tego filmu, nie mogę go więc oceniać.
– Na ile realne są obawy, że temat OUN, UPA i Wołynia może zepsuć stosunki między Polakami i Ukraińcami i na tym wygra Moskwa?
– Jest to niestety możliwe. Sprawa jest jednak w naszych rękach – Polaków i Ukraińców. Jeśli zdobędziemy się na wysiłek i trud potrzebny do pojednania, żadne działania Moskwy nie przyniosą rezultatów.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Ihor Tymots