O relacjach Ukrainy, Polski i Wielkiej Brytanii, a także możliwych scenariuszach rozwoju sytuacji międzynarodowej w regionie Europy Środkowej portalowi polukr.net opowiada dr Jakub Olchowski z Instytutu Europy Środkowej i UMCS w Lublinie.
Jak obecnie wygląda kwestia relacji brytyjsko-ukraińskich w sferze obronności, zwłaszcza z perspektywy umowy podpisanej w styczniu 2024 roku podczas wizyty premiera Wielkiej Brytanii w Kijowie? Jakie ma to przełożenie na gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy?
Nie używałbym tutaj określenia „gwarancje”, bo to nieco za duże słowo, w ogóle to pojęcie nie najlepiej się kojarzy, bo trudno w dzisiejszym świecie komukolwiek „zagwarantować” bezpieczeństwo. Mimo tego, nie ma tu powodów do aż tak wielkiego pesymizmu: samemu Londynowi zależy na tym, aby odgrywać większą rolę na świecie niż do tej pory, zwłaszcza po Brexicie – musi odbudować swoją pozycje międzynarodową. Brytyjczycy starają się to robić między innymi sięgając do własnych tradycji – przede wszystkim wracając na morza i oceany. Widać to było jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę, gdy brytyjskie okręty pojawiały się na Morzu Czarnym, obecnie z kolei, na początku 2024 roku, jest to widoczne na Morzu Czerwonym, w związku z działaniami przeciwko rebeliantom Huti w Jemenie. Brytyjczycy starają się konsekwentnie budować swój wizerunek potęgi morskiej, na przykład angażując się w naloty wspólnie z USA. Takie zaangażowanie, podobnie jak wsparcie Ukrainy, pozostaje w interesie Wielkiej Brytanii: Morze Czarne to jeden z najważniejszych akwenów morskich na świecie, a Wielka Brytania zawsze podchodziła do zapewniania sobie bezpieczeństwa także poprzez zapewnianie bezpieczeństwa szlaków morskich: dlatego rozbudowywała flotę, która była używana na całym świecie w celu dbania o wolność żeglugi. Jeśli zaś mowa o przyszłości, niedługo będą miały miejsce wybory w Wielkiej Brytanii i wiele wskazuje na to, że po 14 latach władze przejmą laburzyści.
Czy to może oznaczać zmianę polityki Wielkiej Brytanii w stosunku do Ukrainy i Rosji?
Nie sądzę, aby to oznaczało zmianę polityki, bo Wielka Brytania tak czy inaczej ma z Rosją „na pieńku” i ma to wymiar również emocjonalny. Cały czas pamiętają sprawę Litwinienki i to, na co sobie Rosjanie pozwalali na brytyjskiej ziemi. Tym samym nie sądzę, by miała mieć miejsce jakaś większa zmiana, tym bardziej, że Wielka Brytania nie była nigdy uzależniona energetycznie od Rosji, jak wiele innych państw Europy Zachodniej. Trudno powiedzieć co z Ukrainą – wiele zależy od tego, jaki będzie postęp walki z korupcją, co dla Zachodu jest coraz bardziej istotne, oraz jak będzie wyglądała sytuacja na froncie. Zarówno Brytyjczycy jak i Amerykanie podchodzą bardzo emocjonalnie do kwestii wolności – dlatego reakcja na postawę Ukraińców, uznanych za „Freedom fighters” w obecnym konflikcie, była taka, a nie inna. Ale Amerykanie potrafią również liczyć pieniądze – i nie lubią, gdy z tymi pieniędzmi dzieje się coś, czego nie kontrolują. Co więcej, nie lubią przegranych – gdy skończyły się spektakularne sukcesy armii ukraińskiej, entuzjazm do wsparcia nieco osłabł. Ponadto, po dwóch latach wojny widać zmęczenie tym tematem i nie jest on już sprawą numer jeden i jest to naturalne zjawisko.
Co to wszystko będzie oznaczać dla naszego regionu Europy Środkowo-Wschodniej? Wiele wskazuje na to, że idziemy w stronę zamrożenia konfliktu.
Myślę, że to dla nas nic dobrego. To oznacza niejako odroczenie, zatrzymanie wojny na pewien czas. Jeśli ktoś trochę rozumie procesy polityczne i historyczne w Europie Wschodniej, nie ma wątpliwości, że to się nie skończy – a Rosja nie zaczęła tej wojny dla kawałka Zaporoża czy Donbasu, ale po to, by pozbyć się Ukrainy jako niezależnego bytu. Zresztą Rosjanie odchodzą już od mówienia o „operacji specjalnej” na rzecz mówienia o tym, że toczy się wojna o bezpieczeństwo państwa i narodu. Rosja czeka również na to, aż Zachód całkowicie się „zmęczy” tą wojną – my, jako Europa Środkowa nie możemy na to pozwolić, powinniśmy przypominać reszcie Zachodu i reszcie świata o tym konflikcie. Powinniśmy uświadamiać innym, że zamrożenie tego konfliktu jest wbrew interesom nas wszystkich.
Polska powinna również wykazywać większą aktywność jeśli chodzi o sojusz z Wielką Brytanią, jak również kwestię inwestycji w przemysł zbrojeniowy, co wynika także z naszych uwarunkowań wewnętrznych. Niemcy budują nowe fabryki broni, podpisują kolejne umowy także z Ukrainą; podobnie Francja, która dotąd była wskazywana jako mniej aktywna – obecnie ta postawa się zmienia. Powinniśmy lepiej wykorzystywać nasz potencjał jaki posiadamy na przykład jeśli chodzi o drony, które odgrywają w tym konflikcie znaczącą rolę: są używane setkami przez obie strony wojny, w skali nie notowanej jak dotąd nigdzie wcześniej. To jest ogromny rynek, a my mamy znaczne możliwości jeśli chodzi o ten typ uzbrojenia.
Na ile my, zwłaszcza grupa B9, a także Niemcy czy Francja jesteśmy w stanie działać w przypadku, gdyby w USA wygrał wybory Donald Trump i doszłoby do zmiany polityki Waszyngtonu?
Obawiam się, że samodzielnie nie jesteśmy w stanie wiele zrobić bez wsparcia Ameryki. Pomijając skalę, ogromne znaczenie ma przywództwo i rola lidera: gdyby nie stanowcza reakcja USA na początku wojny, również Europa miałaby problem z adekwatną reakcją. W tym roku mamy wyjątkowo dużo wyborów w różnych krajach: łącznie w ok. 70 krajach, więcej niż 1/3 państw świata, tym bardziej, jeśli mowa o liczbie populacji. Wiele może się pozmieniać, tak jak w Wielkiej Brytanii. Mamy też wybory w USA, w wielu krajach europejskich, a przecież pojawiają się także postawy prorosyjskie, podzielające rosyjską narrację i wizję świata, wspierane zresztą przez Rosję – poprzez działania na rzecz rozwoju sił skrajnych, czy to prawicowych czy lewicowych.
Generalnie rzecz biorąc zmierzamy w stronę zamrożenia konfliktu i ciągu dalszego tej wojny za jakiś czas?
Nie chciałbym aby tak było, ale obecnie tak właśnie to wygląda, wiele na to wskazuje przynajmniej. W tym roku wiele się może pozmieniać, na skutek wyborów i innych procesów – możemy za 12 miesięcy funkcjonować w zupełnie innej rzeczywistości.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Dariusz Materniak