Zaczął się czwarty miesiąc rosyjskiej agresji – trwającej wszak faktycznie od ośmiu lat. Powstała już pewna rutyna, co niesie za sobą nie tylko przywykanie i dostosowanie do nowych okoliczności, ale i nieuniknioną „trywializację” wojny i jej odejście na peryferie świadomości opinii publicznej. To ostatnie dotyczy przede wszystkim graczy zewnętrznych, dla których chęć powrotu do normalności staje się coraz bardziej wyraźna. Hasło „pokój za wszelką cenę” rozbrzmiewa coraz głośniej w europejskich stolicach. Historia pokazuje zaś, że pokoju żąda się zwykle od strony słabszej i jej kosztem.
Autor: prof. Serhij Feduniak
Co kryje się za tą kampanią „przyspieszonego pokoju”? Przede wszystkim obawa przed eskalacją konfliktu i zaangażowaniem w niego państw członkowskich NATO, która prawdopodobnie przerodzi się w wymianę uderzeń nuklearnych. Warto też zauważyć, że świadomość zachodnich elit nie może porzucić tradycyjnego myślenia geopolitycznego, w którym małe państwa zawsze były kartą przetargową w walce czołowych graczy o kontrolę nad obrzeżem. Dlatego chęć zawarcia porozumienia z Rosją kosztem Ukrainy wydaje się całkiem naturalna. Do tego można dodać samolubne pragnienie wielkiego zachodniego biznesu, by ostatecznie zakończyć uciążliwe sankcje i powrócić na lukratywny rynek rosyjski.
Interesy inicjatorów „kampanii pokojowej” i Federacji Rosyjskiej obiektywnie się pokrywają – Putin musi przegrupować i zwiększyć swoje siły, aby ostatecznie rozwiązać „kwestię ukraińską”. W tym celu Kreml rzucił do boju wszystkich już dawno zapomnianych „dinozaurów” światowej polityki: pojawił się włoski „przyjaciel Silvio” z pomysłem przekonania Ukraińców do wyrażenia zgody na warunki Putina. A dziadek Kissinger – z radą dla Ukrainy, aby w zamian za pokój oddała część terytorium agresorowi – został niemal wyjęty z naftaliny.
To wszystko w istocie zdarzyło się to już wcześniej w historii. Przypomnijmy, jak w 1938 r. Wielka Brytania i Francja „wyłamały ręce” Czechosłowacji, aby ta poszła na ustępstwa wobec Hitlera w kwestii Sudetów. Głównym argumentem przemawiającym za specjalnym potraktowaniem nazistów była niechęć narodów europejskich, które nie wyszły jeszcze z okropności I wojny światowej, do przelewu krwi za Czechosłowację. W efekcie wybuchła nowa, bardziej krwawa wojna światowa, z której nikt nie wyszedł bez uszczerbku.
Niestety, ale doświadczenie pokazuje, że w sytuacji, gdy potrzebne są zdecydowane działania, politycy albo nic nie robią, albo podejmują decyzje najprostsze – teoretycznie „nieryzykowne”. Łatwiej jest bowiem próbować „przekonać” Ukrainę do pewnych ustępstw niż rozwijać i stosować skoordynowaną strategię zwalczania raszystowskiego reżimu, który już stał się zagrożeniem dla całego globu. Łatwiej jest uciec się do zwykłej polityki business as usual w nadziei na uspokojenie agresora. Ale historia pokazała, że iluzoryczna prostota polityki uderza w jej własnych zwolenników. Trzeba uniknąć tragedii z września 1939 r. z powodu prostego lenistwa, chciwości czy tchórzostwa polityków. Nie ma łatwego pokoju.
Prof. Serhij Feduniak – doktor habilitowany nauk politycznych, profesor na Wydziale Stosunków Międzynarodowych Czerniowieckiego Uniwersytetu Narodowego im. Jurija Fedkowycza w Czerniowcach (Ukraina), dyrektor ds. projektów strategicznych Centrum Narracji Politycznych Demokracji w Czerniowcach (Ukraina).
Artykuł ukazał się na portalu obserwatormiedzynarodowy.pl