Zatrzymanie w porcie Izmaił rosyjskiego tankowca „Neyma”, dokonane przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy, Prokuraturę Wojskową i Służbę Przygraniczną Ukrainy to najprawdopodobniej przemyślany gest nowych ukraińskich władz, obliczony na wysłanie czytelnych sygnałów zarówno odbiorcom wewnętrznym jak i zagranicznym.
Jak wiadomo, jednostka pod nazwą „Nika Spirit” po wejściu do portu Izmaił na Morzu Czarnym została zatrzymana przez ukraińskie służby graniczne i specjalne, co zostało uzasadnione jej zidentyfikowaniem jako tankowiec „Neyma”, który w listopadzie 2018 roku brał czynny udział w blokadzie Cieśniny Kerczeńskiej, skutkiem której był incydent i aresztowanie trzech ukraińskich okrętów oraz 24 członków ich załóg, do dzisiaj zresztą przebywających w rosyjskich więzieniach pod zarzutami naruszenia granicy Federacji Rosyjskiej. Oskarżenia te zostały odrzucone przez Ukrainę, a ocenę tą potwierdził Międzynarodowy Trybunał Prawa Morza, nakazując zwolnienie zatrzymanych marynarzy i okrętów, do którego to nakazu Rosja rzecz jasna nie zastosowała się.
Zatrzymanie rosyjskiej jednostki to nie tylko swego rodzaju rewanż za działania z 25 listopada 2018 roku. Można założyć, że decyzja o areszcie tankowca zapadła na wysokim szczeblu ukraińskich władz, z prezydenckim włącznie. Jeśli istotnie tak było, to działanie to ma na celu wysłanie szeregu sygnałów, zarówno w wymiarze wewnętrznym jak i zagranicznym. W tym pierwszym – chodzi zapewne o uspokojenie nastrojów społecznych po wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Jedne i drugie zakończyły się miażdżącymi wręcz sukcesami Wołodymyra Zelenskiego i stworzonej wokół niego partii „Sługa Narodu”: zwycięstwem prezydenta w drugiej turze z przewagą ponad 70% oraz zwycięstwem jego formacji, która zdobyła 254 mandaty w Radzie Najwyższej Ukrainy. Zatrzymanie rosyjskiej jednostki w ukraińskim porcie może być próbą przekonania sceptycznych wobec Zelenskiego wyborców o tym, że dotychczasowy kierunek polityki krajowej i międzynarodowej zostanie utrzymany i że o żadnym powrocie wektora rosyjskiego nie ma mowy.
Tak samo można interpretować skutki akcji ukraińskich służb w wymiarze zagranicznym, przynajmniej w zakresie skierowanym w kierunku krajów zachodnich: Unii Europejskiej i USA. W tym obszarze gest ten ma wymiar bardziej praktyczny, niż tylko same słowne deklaracje Wołodymyra Zelenskiego, składane podczas wizyt w Brukseli czy w Kanadzie, mówiące o przywiązaniu do euroatlantyckiego kursu Ukrainy. Przekonanie zachodnich partnerów może mieć znaczenie niebagatelne, zwłaszcza w perspektywie planowanych rozmów ws. dalszej współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.
Adresatem omawianego działania są rzecz jasna nie tylko kraje zachodnie, ale również, a być może przede wszystkim Rosja. Dla części komentatorów, także w samej Federacji Rosyjskiej są one zaskoczeniem: mowa jest m.in. o tym, że „Ukraina straciła szansę na poprawę stosunków z Rosją”. Istotnie, może to tak wyglądać, jednak nie musi być do końca oczywistym. Działania władz w Kijowie mogą być dość zręcznym zagraniem z kategorii „kija i marchewki”. Już po wyborze i zaprzysiężeniu Wołodymyra Zelenskiego miało miejsce z jego strony kilka pozytywnych gestów skierowanych w kierunku Moskwy: zapowiedź rozmów na rzecz powstrzymania walk na Donbasie, wznowienie prac w ramach Trójstronnej Grupy Kontaktowej w Mińsku oraz rozmowa telefoniczna z Władimirem Putinem. W tym układzie swoistym „kijem” jest właśnie sprawa zatrzymanej w porcie Izmaił jednostki: ma pokazać stronie rosyjskiej, że szansa na poprawę relacji jest, ale nie za wszelką cenę i nie w sposób oznaczający całkowitą kapitulację Kijowa przez rosyjskimi żądaniami. I choć opisywany scenariusz jest tylko domniemaniem i może zostać uznany za życzeniowy, to jeśli przyjrzeć się głębiej nastrojom na Ukrainie – w dłuższym okresie czasu jest jedynym dającym realną szansę utrzymania się przy władzy nowo wyłonionej politycznej elity.
Dariusz Materniak