W ramach projektu realizowanego przez czeskie organizacje „Team4Ukraine” i „Pomoc humanitarna dla Ukrainy” wolontariusze odwiedzili przedszkole i szkoły podstawowe w wioskach Netajno i Pierwomajsk, położonych w pobliżu Awdijewki. Odwiedzili także żołnierzy w Piaskach koło Doniecka. Nauczyciele pokazywali ślady kul na ścianach szkoły i ślady ostrzału artylerii tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. W Pokrowsku odbyło się szkolenie na temat cyberbezpieczeństwa, w którym udział wzięło 20 osób.
W szkołach Netajno i Pierwomajska, dzięki pomocy ONZ i organizacji międzynarodowych udało się przeprowadzić częściowy remont, zakupić rzutniki i inne wyposażenie. Na ścianach wisi wiele proukraińskich dekoracji. Nauczyciele i dzieci ucieszyły się z wizyty. Pani Krystyna, nauczycielka, mówi, że to pierwsza w tym roku szkolnym taka wizyta, tym przyjemniejsza, że z tak daleka. Z kolei pani Switłana pokazuje dziury po kulach – to „pamiątka” z 2014 roku, gdy w szkole stacjonował oddział separatystów, który ustawił sprzęt artyleryjski przed szkołą. Wobec ostrzału w odpowiedzi – pojawiły się uszkodzenia. Wspomina także brutalne traktowanie ze strony bojowników: „prosiłam ich, by stąd poszli, to w końcu szkoła, jedyna w naszej wsi. Ale nie było w ogóle sensu z nimi rozmawiać”.
W okolicznych wioskach można nadal zobaczyć podziurawione kulami ogrodzenia, domy z wybitymi szybami, wiele jednak jest odnowionych. W wielu innych trwają prace. Nie brak jednak także zrujnowanych, przez czas lub wojnę. Na polach z kolei jest już po zbiorach, pozostały jedynie słoneczniki z pochylonymi do ziemi głowami. Kilka kilometrów dalej na skraju drogi widać ostrzeżenie: „uwaga, miny”.
Biorą pomoc i mówią „abyście zdechli, ukry!”
Pytam dowódcę grupy CIMIC Awdijewki, Ołeksandra Łucewata, czy wielu miejscowych jest negatywnie nastawionych do ukraińskich żołnierzy. Odpowiada, że wielu ludzi nie pokazuje tego, co naprawdę myślą. Wielu z tych, którzy nie byli nigdy nawet za granicą własnego obwodu, łatwo poddaje się prorosyjskiej propagandzie. Ukraińska armia stara się budować pozytywne relacje angażując się w pomoc konkretnym ludziom. Jednak są i tacy, którzy tą pomoc przyjmują, a za plecami można od nich usłyszeć „abyście zdechli, ukry!”. Wśród tych mieszkańców, którzy przeżyli okupację i odczuli na sobie skutki działań wojennych, jest zdecydowanie mniej zwolenników DNR niż w innych rejonach Donbasu.
„Ci, których życie zależy od nas, odnoszą się do nas lepiej, niż dobrze” – mówi Ołeksander Łucewat. „Gdy w danym tygodniu nie pojawiamy się, zaczyna się panika. Ludzie zastanawiają się, czy nie stało się coś złego. Są bowiem takie miejscowości, gdzie tylko wojskowi dostarczają wodę, chleb, żywność. Wszystko, co potrzebne do życia. Wielu ludzi jest tam na stałe, bez możliwości wyjazdu: drogi są pod ostrzałem i w złym stanie, zniszczone przez ciężkie pojazdy. Dojechać tam jest trudno i bardzo niebezpiecznie” – dodaje.
„Jest wielu takich, którzy brali udział w organizacji „referendum” tzw. DNR, zajmowali aktywnie prorosyjskie stanowisko. Nie wiem, czy zmienili punkt widzenia, czy po prostu przystosowali się do nowych realiów. Ci ludzie boją się nas i nie uważają nas za obrońców. Ale jeśli ktoś chce agitować za Rosją, to często inni mieszkańcy pomagają nam takich ludzi znaleźć, co jest efektem gorzkich doświadczeń okupacji. Ludzie siedzieli wtedy bez elektryczności, bez jedzenia, cały czas pod ostrzałem. Gdy jest spokojnie, ludzie przywykają do spokojnego życia, gdy znów sytuacja zaostrza się, zaczynają panikować” – kontynuuje Ołeksandr.
Blokpost pod mostem w Piaskach
Następnie wolontariusze odwiedzili blokpost pod mostem w Piaskach, w pobliżu Doniecka. Tu obowiązują maksymalne środki bezpieczeństwa: należy trzymać się grupy, słuchać poleceń wojskowych. Obok drogi – zrujnowane budynki, spalony sklep, niewybuch pocisku. W tym rejonie trwały ciężkie walki. Wojskowi mówią, że przy dobrej pogodzie widać zabudowania lotniska w Doniecku. Stąd można pomachać separatystom, którzy zapewne obserwują okolice przez lornetki.
„To, że w Piaskach jest od dłuższego czasu dość bezpiecznie, to zasługa Sił Zbrojnych Ukrainy” – mówi Ołeksandr Łucewat. „Nasi żołnierze zajęli pozycje dalej od wioski, dzięki czemu nie dolatują tu pociski mniejszego kalibru. Ciężkie pociski – tak, ale z nich praktycznie nie da się strzelać w sposób niezauważony”. Dalej, na drodze, w pobliżu wioski Netajno – czarna, wypalona jama, a obok pomnik. W tym miejscu spłonął czołg, wraz z całą załogą, trafiony podczas osłaniania odwrotu własnych oddziałów. W tym roku, w miejscu, gdzie zginęło łącznie 6 żołnierzy, w dzień niezależności Ukrainy, odsłonięto tutaj pomnik.
Pod „promzoną” nadal gorąco
Przed wjazdem do „promzony”, najbardziej „gorącej” części Awdijewki znajduje się pomnik poświęcony poległym tutaj żołnierzom, w tym zastępcy dowódcy batalionu „Czarnych Zaporożców”, Andrijowi Kiziło, który zginął niedaleko stąd. Obok kamiennej płyty i krzyża – setki odłamków pocisków różnych kalibrów. Również tutaj leży spalona wieża czołgu, resztki autobusu i BTR-a. Dalej – odnowiony schron, w którym wcześniej kryli się żołnierze 72 Brygady.
Na blokpoście regularnie słychać odgłosy walki. Niemal co dzień w „promzonie” dochodzi do starć, w których giną lub zostają ranni ukraińscy żołnierze. Dotąd w tej części miasta zginęło ponad 70 ukraińskich żołnierzy. W pobliżu widać zrujnowane budynki, jednak sto metrów dalej toczy się normalne życie, tak samo jak wzdłuż całej linii frontu.
Ihor Tymots