Przekształcenie się Polski w jednego z wpływowych aktorów branży gazowej na terenie Europy Środkowo-Wschodniej daje szansę na ograniczenie niemiecko-rosyjskiej hegemonii w tym regionie. Jednak Warszawie będzie wyjątkowo trudno samodzielnie stawić czoło sojuszowi dwóch mocarstw, dlatego potrzebuje ona niezawodnych sojuszników. Niestety lista państw nadających się na zaufanego partnera w tej części Europy nie jest zbyt długa.
Realpolitik vs. solidarność
Odwiecznym problemem Polski jest jej usytuowanie pomiędzy dwoma potężnymi mocarstwami, z których każde zawsze wykazywało się stałym dążeniem do rozszerzenia swych wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej (EŚW). Szczególne trudności Warszawa napotyka, gdy te dwie potęgi mają wspólne interesy, które są sprzeczne z interesami polskimi.
Właśnie taka sytuacja obecnie zachodzi na rynku gazowym tej części Europy. Wbrew napiętym stosunkom politycznym między Niemcami a Rosją ich wspólne przedsięwzięcia w branży gazowej nadal są kontynuowane, przy czym przebieg tej współpracy jest wyjątkowo skuteczny. Widać wyraźnie, że relacje w tej dziedzinie zostały wyprowadzone poza obręb napiętych stosunków politycznych pomiędzy dwoma państwami. Berlin oskarża Moskwę o ingerencję w wewnętrzne sprawy polityczne kraju, aktywnie popiera przedłużenie sankcji wobec Rosji za agresję wojskową wobec Ukrainy, a w tym samym czasie współpraca w zagadnieniach związanych z dostawą gazu idzie swoją drogą.
Ścisłe partnerstwo tych dwóch państw jest oparte na wzajemnym interesie, dlatego śmiało można stwierdzić, że współpraca ta jest nie do zahamowania. Rosja poszukuje nowych rynków do sprzedaży gazu, aby przynajmniej częściowo zrekompensować straty poniesione w efekcie spadku cen na węglowodory. Z kolei Niemcy krytycznie potrzebują dodatkowych dostaw tego surowca z powodu zachodzących zmian w branży energetycznej. Niemcy zmierzają ku całkowitej rezygnacji z eksploatacji elektrowni jądrowych, wskutek czego na rynku pojawi się deficyt energii elektrycznej. W dodatku będzie temu towarzyszyć zwiększenie popytu na prąd i gaz, spowodowane stabilnym wzrostem gospodarczym oraz wynikami polityki reindustrializacji kraju.
Zielona energetyka – mimo tego, że RFN w ciągu ostatnich lat osiągnęła wiele spektakularnych sukcesów w jej rozwoju – nie będzie w stanie wypełnić luki na rynku prądu, która powstanie po zamknięciu wszystkich elektrowni jądrowych. Niemcy nie mogą również zwiększyć zdolności produkcyjnych elektrowni węglowych, a tym bardziej budować nowych z racji tego, że Berlin od wielu lat promuje ekologiczny trend w polityce gospodarczej.
Najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji zatem jest zwiększenie udziału gazu w bilansie energetycznym. Gaz jest w miarę tanim i relatywnie ekologicznym źródłem energii. Niemiecki rząd wyraźnie dostrzega, że już w średnioterminowej perspektywie zapotrzebowanie na błękitne paliwo wzrośnie, dlatego w tej dziedzinie tak sztywnie trzyma się współpracy z Rosją. Niemcy, a wraz z nimi instytucje europejskie, idą na poważne ustępstwa wobec Rosji w zamian za dodatkowe wolumeny gazu. Trudno nie zauważyć, że przedsięwzięciom związanym ze zwiększeniem dostaw tego surowca do Europy Zachodniej udzielono w UE nieformalnego i wszechstronnego poparcia.
Zachowanie i postawę Niemiec w stosunkach gazowych z Rosją naśladują również inne państwa UE (Włochy, Austria, Francja, etc.). Im również zależy na zwiększeniu zakupów rosyjskiego gazu, dlatego niewątpliwie wkrótce zostaną odblokowane i uruchomione budowy kolejnych gazociągów, przede wszystkim Turkish Stream.
Ogólnie rzecz biorąc, państwa EŚW, zwłaszcza Polska i Ukraina, nie powinny mieć złudzeń – współpracy największych europejskich państw i Rosji w zakresie budownictwa nowych gazociągów zwiększających dostawy rosyjskiego gazu, nie da się zablokować. Należy szykować się do nowej konfiguracji rynku w EŚW, poszukując optymalnego modelu partnerstwa w celu przeciwdziałania niemiecko-rosyjskiemu monopolowi.
Realizacja przez niektórych członków UE wspólnych przedsięwzięć z Moskwą w zakresie dostarczania gazu spowoduje, że olbrzymie straty poniosą zarówno państwa trzecie (w największym stopniu dotyczy to Ukrainy) jak i niektórzy członkowie Unii, przede wszystkim Polska. Wydaje się, że zasada solidarności, do której ostatnio często odwołują się przywódcy UE i największych europejskich państw, nie ogarnia kwestii polityki gazowej.
Rynek dla dwojga
Kluczowym zagrożeniem dla Polski obecnie jest projekt Nord Stream II. Warto zdawać sobie sprawę, że ten projekt jest dość drogi (około 9,5 mld euro). Nie byłby pewnie tak atrakcyjny, gdyby chodziło jedynie o dostawę gazu z Rosji do Niemiec. Podejmując decyzję o zaangażowaniu się w ten projekt obydwa państwa liczyły na to, że jego uruchomienie pozwoli nie tylko w lepszy sposób zaopatrywać niemiecką gospodarkę w gaz, lecz także otworzy możliwości do podboju rynków państw EŚW. Takie kraje jak Polska, Ukraina, Węgry budzą zainteresowanie jako duże konsumenci błękitnego paliwa.
Prowadząc rozmowy z niemieckimi oraz rosyjskimi ekspertami i urzędnikami można wyraźnie dostrzec, że inne państwa EŚW traktują oni wyłącznie jako konsumentów gazu i generalnie odbierają Europę Środkowo-Wschodnią jako strefę swych wyłącznych wpływów.
Rosja chce zachować monopol w dostarczaniu gazu, Niemcy zaś stać się kluczowym odbiorcą i pośrednikiem w handlu gazem rosyjskim. Symptomatycznym jest, że kraje te bardzo nerwowo reagują na to, że ktokolwiek usiłuje wejść na ten rynek i podważyć ich faktyczny monopol.
Niestety, w Europie środków nie ma zbyt wielu aktorów, którzy są w stanie stawić czoło temu sojuszowi. Teoretycznie rzecz biorąc, takie zagrożenie mogą stworzyć tylko Polska i Ukraina. Te dwa państwa mają dogodne położenie geograficzne, rozwiniętą infrastrukturę oraz dość pojemny rynek wewnętrzny. To stwarza przesłanki do możliwego przekształcenia tych krajów z biernych nabywców gazu w aktywnych graczy, potrafiących oddziaływać na rynek i prowadzić negocjacje z niemiecko-rosyjskim sojuszem.
Ukraina w tej chwili jednak jest bardzo osłabiona wskutek konfliktu z Rosją, stagnacji gospodarki oraz korupcji w elitach politycznych. Oprócz tego boryka się z deficytem gazu na własnym rynku. W takiej sytuacji trudno myśleć snuć plany zakładające zdobycie rynków regionalnych. Natomiast Polska w ciągu ostatnich lat wyrosła na poważnego gracza regionalnego, w tym na rynku gazowym. Szybko zmierza ku temu, aby uniezależnić się od Rosji i zniwelować niebezpieczne narzędzie wpływów Kremla – szantaż zaprzestaniem dostaw gazu. Jest to wielki postęp polskiej polityki energetycznej, ponieważ jeszcze kilka lat temu Warszawa miała bardzo słabą pozycję.
Sprawa polega na tym, że – podobnie jak wielu innych państw EŚW – Polska w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku znacząco skomplikowała sobie życie w rezultacie podpisania z Rosją niekorzystnego, długoterminowego kontraktu na dostawę gazu. W typowy dla siebie sposób Moskwa na wiele lat zapewniła gwarantowany wolumen sprzedaży gazu (w tzw. kontrakcie jamalskim zakontraktowano ilości pokrywające polskie zapotrzebowanie z klauzulą take or pay), niskie stawki za transfer rosyjskiego gazu przez Polskę oraz wpisała taki mechanizm ustalenia cen zakupu surowca, który doprowadził, że obecnie Polska płaci za rosyjski gaz najdrożej w Europie.
Formalnie rzecz biorąc, kontrakt jamalski obowiązuje do 2022 r. W 2010 r. Rosja, korzystając z pomyślnych okoliczności związanych z ówczesnym gwałtownym wzrostem cen na gaz, usiłowała skłonić Polskę do przedłużenia tego kontraktu do 2045 r. Negocjacje nie były skuteczne na skutek sztywności rosyjskiego stanowiska. Po inwazji na Ukrainę oraz ingerencji w sprawy Zachodu Rosja stała się zbyt nieprzewidywalnym partnerem gospodarczym, dlatego negocjacje w ogóle zostały zawieszone.
Obecnie Polska nie ma zamiaru podpisywać nowego długoterminowego kontraktu z Rosją na dostawy gazu ziemnego po 2022 r. Import rosyjskiego gazu już nie stanowi krytycznie ważnego znaczenia dla energetycznej stabilności kraju, dlatego Warszawa ma możliwość wynegocjowania bardziej korzystnych warunków.
Od importera do eksportera
Obecnie roczne zapotrzebowania Polski na gaz wynosi około 16 mld metrów sześciennych surowca. Jedną trzecią zaspokaja wydobycie krajowe, a dwie trzecie importuje się głównie z Rosji (bezpośrednio 10,2 mld metrów sześciennych plus import pośredni poprzez Niemcy). Według rządowych prognoz zużycie gazu w Polsce w przyszłości będzie rosło. Wskaźnik ten osiągnie 19 mld w 2025 roku i 20 mld w 2030.
Tym samym, posługując się prostą arytmetyką widać, że rezygnacja z rosyjskiego gazu spowoduje dość istotną lukę na polskim rynku. Warszawa ma jednak rozwiązanie. Zrekompensować deficyt zamierza dzięki zwiększeniu wydobycia gazu z własnych zasobów, dostawom surowca z szelfu norweskiego przez planowany gazociąg Baltic Pipe oraz import gazu skroplonego poprzez gazoport w Świnoujściu.
Inwestycje w rozszerzenie własnego wydobycia surowca już ruszyły. Wśród ostatnich doniesień należy zwrócić uwagę na to, że PKN Orlen i PGNiG odkryły nowe złoże gazu na koncesji Kórnik-Środa Wielkopolska. Oszacowanie zasobów złóż jeszcze trwa, jednak według pierwszych doniesień wyniki są obiecujące.
Istotnego postępu Polska osiągnęła w sprawie zaopatrywania w LNG. Budowa Terminalu LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu od początku była dość ryzykownym przedsięwzięciem. Rozpoczynając ją Polska nie dysponowała twardym portfelem kontaktów na dostarczanie gazu i jego sprzedaży. Projekt można jednak uważać za udany. W chwili obecnej jest to jeden z podstawowych filarów, na których jest oparta rosnąca pozycja Polski w polityce energetycznej Europy Środkowo-Wschodniej. Na razie gazoport w Świnoujściu może przyjąć 5 mld metrów sześciennych gazu rocznie, czyli już w tej chwili może pokryć 1/3 polskiego zapotrzebowania. Po rozbudowie będzie mógł przyjmować nawet 7,5 mld metrów sześciennych surowca rocznie. W nieco dalszej perspektywie rozważa się możliwość dalszego zwiększenia przepustowości nawet do 10 mld.
W dość krótkim czasie Warszawie udało się znaleźć dostawców LNG. Obecnie przez ten terminal dostarczany jest gaz z Kataru oraz z USA. Polska kupuje gaz zarówno na rynku spot jak i na mocy kontraktów długoterminowych. Dąży przy tym do tego, aby przepustowość terminala w Świnoujściu w 60%była wykorzystywana dla dostaw kontraktowych, reszta — dla dostaw spotowych. Obecnie strona polska ma kontrakt długoterminowy jedynie z Qatargas, który ma zapewnić dostawy gazu na poziomie nawet 2,7 mld metrów sześciennych rocznie. Biorąc pod uwagę nadwyżkę gazu na rynkach USA podpisanie długoterminowego porozumienia z tym państwem w sprawie dostaw LNG wydaje się być kwestią czasu.
Natomiast projekt gazociągu Baltic Pipe o przepustowości 10 mld metrów sześciennych gazu dopiero ruszył. Jego celem jest połączenie złóż znajdujących się na szelfie norweskim z polskim systemem przesyłu gazu. Baltic Pipe został uznany przez Komisję Europejską za przedmiot wspólnego zainteresowania, co podkreśla jego ważne znaczenie regionalne. Zakłada się, że budowa gazociągu ruszy w 2019 roku i powinna skończyć się przed wygaśnięciem kontraktu jamalskiego, czyli w 2022 roku. Polski rząd liczy na to, że w perspektywie może pozyskiwać z kierunku północnego nawet 16 mld metrów sześciennych gazu ziemnego. Baltic Pipe ma wysokie szanse, by stać się kolejnym udanym projektem w zakresie dywersyfikacji dostaw. Nawet w najgorszym przypadku Polska będzie mogła zapewnić pracę tego gazociągu – będzie importowała około 2,5 mld metrów sześciennych gazu rocznie, który zamierza wydobywać w Norwegii polska korporacja PGNiG.
Wspólnie gazoport w Świnoujściu oraz projekt Baltic Pipe dadzą możliwość pełnego pokrycia polskiego zapotrzebowania na gaz. Co więcej, pod warunkiem dalszej rozbudowy i wykorzystania pełnej mocy tych projektów Polska będzie dysponowała istotną nadwyżką surowca nawet bez importu gazu rosyjskiego.
Warto też podkreślić, że Warszawa niekoniecznie musi rezygnować z zakupu gazu z Rosji w ramach kontraktu jamalskiego. Jeśli Moskwa pójdzie na kompromis i zgodzi się na bardziej korzystne i elastyczne warunki to Warszawa chętnie będzie kontynuowała zakup gazu rosyjskiego. Nadwyżka gazu do sprzedaży więc może być olbrzymia. To będzie motywowało Warszawę do wejścia na rynki zewnętrzne. Polska może przekształcić się z biernego konsumenta w aktywnego gracza na rynku gazowym EŚW. Co ważne, nie jest to perspektywa dalekiej przyszłości. Warszawa już dziś wychodzi na rynki w postaci eksportera. W 2016 r. Polska miała nadwyżkę gazu, co pozwoliło jej rozpocząć eksport surowca na Ukrainę. Wolumen gazu dostarczanego do tego państwa wyniósł niemal 1 mld m sześć, i to nie jest górna granica istniejących możliwości.
Rynek EŚW jako szansa na przekształcenie Polski w aktora regionalnego
Pierwsze pozytywne wyniki dywersyfikacji dostaw gazu i inwestycji w sektor gazowy zainspirowały polski rząd i pobudziły go do snucia planów podbijania rynków EŚW. Jest to szansa na to, żeby wejść do pierwszej ligi polityki gazowej w Europie. EŚW jest jedynym rynkiem, gdzie Warszawa może realizować swój potencjał aktywnego aktora międzynarodowego w tej dziedzinie. Wszystkie inne kierunki są dla niej obecnie zamknięte. Jeśli się uda podbić rynki EŚW, Niemcy i Rosja będą zmuszone prowadzić równy dialog z Warszawą. Obecnie jednak jest jeszcze za wcześnie, aby o tym mówić. Sytuacja jest taka, że w 2022 r. Polska będzie miała bardzo rozwiniętą infrastrukturę do przyjmowania gazu, jednak będzie ograniczona w zdolności eksportu tego surowca. Zdobycie rynków państw tej części Europy wymaga modernizacji i rozbudowy systemu przesyłu gazu niemal do wszystkich państw sąsiedzkich.
Polski rząd zamierza ogarnąć swoimi działaniami wszystkie te kierunki, dlatego zastanawia się nad realizacją kilku projektów na raz. Zamierza zbudować interkonektory ze Słowacją (który także pozwoli dotrzeć do Węgier), z Czechami, z Litwą oraz z Ukrainą. Gazociągi te powinny być oddane do użytku wraz z uruchomieniem Baltic Pipe. Według założenia polskiego rządu gaz będzie dostarczany od północy, przesyłany przez polski system transportowy i oferowany krajom EŚW, które obecnie funkcjonują w ramach rosyjskiego monopolu.
Teoretycznie rzecz biorąc, taki układ wygląda znakomicie. Polska ma szansę na to, by stać się konkurentem dla Rosji, zdywersyfikować dostawy gazu i zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne państw regionu. Pozytywne polityczne konsekwencje takiego scenariusza są także nie do zakwestionowania: Rosja utraciłaby możliwość szantażowania państw regionu zaprzestaniem dostaw.
W praktyce zaś ta droga nie będzie tak łatwa. Istnieje jednak sporo problemów, które na pewno napotka Polska. Kluczową barierą dla aspiracji Warszawy jest to, że nie ma zaufanych partnerów w tym regionie. Lekceważenie tego faktu może mieć fatalne konsekwencje dla regionalnej polityki gazowej. Należy zdawać sobie sprawę z tego, że partnerzy Polski w Grupie Wyszehradzkiej nie są partnerami niezawodnymi nawet jeśli przywódcy tych państw wydają się najlepszymi przyjaciółmi. Wbrew temu, że często mają absolutnie zbieżne z Warszawą poglądy w wielu sprawach Węgry, Czechy i Słowacja przede wszystkim dbają o własne interesy.
Sytuacja z gazociągami South Stream i Eastring bardzo wyraźnie pokazała, że pozostali członkowie V4 współdziałają z Polską przeciwko rosyjskiej ekspansji gazowej tylko w przypadku, jeśli gazociągi nie biegną przez ich terytoria. W innym przypadku chętnie pomagają Moskwie prowadzić podobną ekspansję.
W dodatku sytuacja związana z wyborem Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej w dość klarowny sposób potwierdziła, że te państwa nie są w stanie i po prostu nie chcą konfliktować się z Niemcami. Dyskusje w pewnych obszarach są dopuszczalne, jednak otwarty konflikt polityczny to coś zupełnie innego. Generalnie trudno wyobrazić sobie, by Węgry, Czechy i Słowacja w ogóle ośmieliły się wystąpić przeciwko interesom Rosji i Niemiec. Nawet jeśli do tego dojdzie, Moskwa i Berlin szybko ten opór przezwyciężą
Koniec sojuszu energetycznego pomiędzy Polską a Ukrainą?
Jedynym partnerem nadającym się na rolę strategicznego sojusznika Polski w jej aspiracjach do wejścia na rynek EŚW jest Ukraina. Państwa mają wspólne interesy, jednego przeciwnika i posiadają odpowiednią infrastrukturę. Co ważne, Ukraina po zerwaniu relacji z Gazpromem mogłaby stać się olbrzymim rynkiem zbytu dla polskich dostawców gazu. Obecnie Ukraina importuje około 11 mld metrów sześciennych gazu rocznie. W miarę odrodzenia gospodarki import ten będzie rosnąć.
Na pierwszy rzut oka sytuacja idealnie nadaje się do maksymalnego zacieśnienia stosunków w tej dziedzinie. Przywódcy państw nawet zaczęli deklarować, że strategicznym celem współpracy ma być stworzenie wspólnego polsko-ukraińskiego hubu gazowego i wspólnego rynku gazu. Jest to bardzo ambitny pomysł, ponieważ wychodzi naprzeciwko hegemonii niemiecko-rosyjskiej. Zakłada, że Polska i Ukraina staną się jednym z centrów rynku gazowego w Europie. Uruchomienie takiego hub-u wymagałoby dużo czasu i pracy. Po pierwsze należałoby zharmonizować regulacje prawne Ukrainy i Polski po to, aby hub działał w ramach jednego reżimu prawnego. Akurat w dzisiejszej sytuacji to będzie najmniej trudnym zadaniem, ponieważ Ukraina od 2014 roku w dużej części wdraża europejskie rozwiązania prawne. Po drugie należałoby w odpowiedni sposób połączyć infrastruktury gazowe obu państw. Obecnie przepustowość gazociągu, przez który polski gaz dostarcza się na Ukrainę, wynosi zaledwie 1,5 mld metrów sześciennych rocznie. Warszawa i Kijów uzgodniły, że chciałyby zwiększyć przepustowość do 6-7 mld rocznie. Porozumienie w tej sprawie Ukrtranshaz i Gaz-System S.A. podpisały w grudniu 2016 roku. Przewiduje ono zbudowanie polsko-ukraińskiego interkonektora na odcinku „Hermanowice-Wolica”. W Kijowie mówi się, że Polska obiecała, że nowy interkonektor zostanie uruchomiony pod koniec 2020 roku lub na początku 2021 roku. Są jednak olbrzymie wątpliwości, czy tak będzie.
Nie chodzi o to, że ukraiński kierunek nie jest atrakcyjny dla Polski. Wręcz przeciwnie – polskie spółki chętnie zwiększą eksport gazu do Ukrainy. Problem polega na braku przewidywalności ukraińskiej polityki na rynku gazowym. Podczas II Polsko-Ukraińskiej Konferencji Gazowej, która odbyła się w Warszawie w czerwcu tego roku, zastępca Minister Energetyki i Przemysłu Węglowego Ukrainy I. Prokopiw wielokrotnie podkreślał doniosłość znaczenia budowy nowego interkonektora, jednak w tym samym wystąpieniu zawiadomił, że Ukraina ma zamiar oprzeć się na własnym wydobyciu gazu i całkowicie zrezygnować z importu.
Przedstawiciele polskiej strony na pewno zastanowili się nad tym, po co wtedy budować nowy gazociąg, skoro Ukraina wkrótce zrezygnuje z importu gazu. Połączenie polskiego systemu przesyłu gazu z podziemnymi magazynami usytuowanymi na Ukrainie Zachodniej nie stanowi wystarczającego uzasadnienia dla budowy nowego gazociągu. Polska poradzi sobie bez nich, jeśli Ukraina zrezygnuje z zakupów gazu.
Jeszcze bardziej zaskoczył prezes NAK „Naftohaz Ukrainy” A. Kobolew, który w końcu czerwca oświadczył, że Ukraina mogłaby wznowić zakupy gazu z Rosji. Ukraińcy niemal co drugi dzień dumnie relacjonują, ile dni żyją bez rosyjskiego gazu. Okazuje się jednak, że wcale nie jest to konsekwentna polityka. Ukraina może w każdej chwili powrócić do kontraktów z Gazpromem i zaniechać dalszego rozwoju w kierunku zachodnim. Nie ma wątpliwości, że w końcu tak się stanie, ponieważ jest to zdecydowanie bardziej korzystna opcja. Wznowienie bezpośrednich zakupów gazu w Rosji jest kwestią czasu.
Oprócz tego wszystkiego nie można nie zauważyć braku spójności polityki władz ukraińskich w zagadnieniach polityki gazowej. Kierownictwo NAKu oraz kierownictwo Ministerstwa Energetyki i Przemysłu Węglowego Ukrainy należą do różnych grup wpływów, które rywalizują ze sobą. Szef rządu ma własną wizję, jednak nie ma kontroli nad tym segmentem polityki państwowej. Prezydent i jego otoczenie, związane oligarchami prowadzącymi działalność w tej branży, wydają się w ogóle patrzeć na sytuację z perspektywy własnych interesów biznesowych. Trudno liczyć na to, że nie skuszą się na zablokowanie projektów zwiększających konkurencję na ukraińskim rynku gazowym.
Taka sytuacja podważa skuteczność ukraińskiej polityki energetycznej i zaufanie do niej ze strony partnerów zagranicznych. Większość projektów w tej branży to działania długoterminowe, dlatego stabilność i konsekwencja partnerów są koniecznym czynnikiem takiego partnerstwa. Kijów w chwili dzisiejszej nie jest w stanie spełniać tych warunków.
Generalnie wygląda na to, że deklaracje o zacieśnieniu relacji w branży gazowej pomiędzy Ukrainą a Polską zostaną tylko deklaracjami. Wspólne projekty sprowadzą się do importu gazu na Ukrainę oraz do udziału polskich spółek w przetargach na dostawę sprzętu i technologii wydobycia gazu w trudnych warunkach geologicznych.
Ogólnie rzecz biorąc, zdobycie rynku gazowego EŚW jest kuszącym, jednak bardzo ryzykownym przedsięwzięciem. Z jednej strony sukces w tej sprawie może przyczynić się do tego, że Polska przekształci się we wpływowego regionalnego gracza w branży energetycznej. Z drugiej strony kierunek wschodni może okazać się pułapką i impasem dla gazowych ambicji Warszawy. Cały czas istnieje ryzyko powtórzenia casusu „lotniska w Radomiu”, czyli sytuacji, gdy rozwinięta infrastruktura gazowa, na którą wydano olbrzymie środki, pozostanie niezagospodarowana.
Polska potrzebuje prawdziwych partnerów w tym regionie, jednak żaden z nich obecnie nie nadaje się do takiej roli. W tej sytuacji trzeba korygować albo plany wejścia na rynek regionu albo swoje podejście do zacieśnienia stosunków z krajami EŚW. Są to czasami dość trudni partnerzy, jednak innych w tej części Europy po prostu nie ma.
Aleksy Mołdowan