wtorek, 29 kwiecień, 2025
pluken
Home / Wiadomości / Piotr Tyma: antyukraiński ruch w Polsce rozszerza się geograficznie
Фото: facebook.com/piotr.tyma
Фото: facebook.com/piotr.tyma

Piotr Tyma: antyukraiński ruch w Polsce rozszerza się geograficznie

Share Button

W poniedziałek, 5 września, w polskim Sejmie odbyło się posiedzenie Komisji ds. mniejszości narodowych. Jedyną rozpatrywaną sprawą w tym dniu były napady na Ukraińców w Polsce. Wśród sprawozdawców był obecny kierownik Związku Ukraińców w Polsce, Piotr Tyma, którego POLUKR.NET zapytał, co stało się pretekstem do obrad Komisji i jak zmienia się nastawienie Polaków do Ukraińców od czasu przyjęcia w lipcu tego roku uchwały polskiego Sejmu ws. wydarzeń na Wołyniu, nazwanych ludobójstwem dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów w 1943 roku.

W polskim Sejmie pracuje Komisja ds. mniejszości etnicznych i narodowych – mówi Piotr Tyma. Została stworzona po pierwszych częściowo demokratycznych wyborach w 1989 roku. Pierwszym jej szefem był znany polski lwowiak, Jacek Kuroń (polski polityk i działacz antykomunistyczny, zm. 2004 – przyp. polukr.net). Komisja odbywa swoje obrady periodycznie i monitoruje sytuację mniejszości w Polsce. Ostatnie posiedzenie było poświęcone sytuacji ukraińskiej mniejszości w kontekście prac Ministerstwa Oświaty i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Polski. Z naszej strony, tj. Związku Ukraińców w Polsce pojawił się wniosek o przeprowadzenie takiego posiedzenia jeszcze w lipcu, tuż po napaści na procesję w Przemyślu, która miała miejsce 26 czerwca. Komisja nie wyszła nam naprzeciw i nie zwołała posiedzenia, odkładając je na okres powakacyjny.

Po pierwsze zagrożenia dla Ukraińców w Polsce ze strony środowisk skrajnie prawicowych narastały od dawna, ale dopiero teraz przybrały ostrzejszą formę. Po drugie, chcieliśmy powiedzieć przedstawicielom władz, że reakcja na takie wydarzenia jest nieadekwatną. Zaprezentowaliśmy materiały wideo z Przemyśla, a także omówiliśmy korzenie tych zjawisk. Z udziałem posłów odbyła się dyskusja. Niestety, nasz punkt widzenia problemu i punkt widzenia posłów – to dwie różne historie, które nie mają punktów wspólnych.

Czy jest to masowe zjawisko – napady na Ukraińców? I czy zmieniło się nastawienie Polaków do Ukraińców po przyjęciu przez polski Sejm uchwały o ludobójstwie na Wołyniu?

Według danych socjologicznych, negatywne nastawienie Polaków do Ukraińców wzrasta. To skutek innego sposobu przedstawiania historii, który stosują polskie władze. Nie chodzi jedynie o lipcową uchwałę parlamentu. Równocześnie mamy wokół historii relacji polsko-ukraińskich emocjonalne komentarze w sieciach społecznościowych, spotkania i inne wydarzenia, jakie nadają to tej dyskusji. Do tego dochodzi wojna informacyjna, jaką prowadzi Rosja i jej zwolennicy. Poza tym w ciągu ostatnich kilku lat można zaobserwować wzrost nasilenia antyukraińskich działań – niszczenia pomników i grobów, antyukraińską propagandę w mediach, zwłaszcza na portalach społecznościowych oraz „antybanderowskie” dyskusje. Tego rodzaju zjawiska były obecne również wcześniej, jednak znacząco nasiliły się od 2013 roku.

Podczas posiedzenia Komisji pokazaliśmy wideoklip, jaki można znaleźć w Internecie. Tam Polacy wzywają do zabijania Ukraińców, a zamieszkujących w Polsce nazywają „pasożytami”. Niestety, polskie organy władzy nie rozumieją albo nie chcą rozumieć tych zagrożeń. To posiedzenie tego dowiodło. Odpowiedź jednego z posłów partii „Prawo i Sprawiedliwość” brzmiała tak: „A na Ukrainie biją murzynów!”. Stwierdził on również, że w Polsce są co prawda antyukraińskie wystąpienia, ale jest przekonany, że w Ukrainie jest więcej antypolskich – mimo, że nie przedstawił żadnych danych na ten temat.

Odpowiedziałem mu, że po pierwsze – ja urodziłem się w Polsce, nie na Ukrainie i jestem obywatelem polskim, podobnie jak moi rodzice i dziadkowie. Dlaczego więc miałbym odpowiadać za to, co dzieje się na Ukrainie? Po drugie, mamy liczne przykłady pobicia członków mniejszości oraz obywateli Ukrainy przebywających w Polsce w różnych miastach Polski, zniszczone krzyże ustawione na części „Niebiańskiej Sotni” w Bartoszycach, ulotki i plakaty o treści antyukraińskiej w Gdańsku. To wszystko część jednego zjawiska. Dlatego właśnie podjęliśmy ten temat na posiedzeniu Komisji. Ale mam wrażenie, że żyjemy w odrębnych światach, gdyż władze nie widzą w przytoczonych przez nas przykładach żadnych niebezpieczeństw.

Posłowie z Komisji, która powinna dbać o prawa mniejszości zajmują się banalizacją zagrożeń i usprawiedliwianiem działań skrajnie prawicowej młodzieży. Mówią: z tym, co dzieje się w Internecie nic nie możemy zrobić, w Przemyślu doszło do zatrzymań, czego jeszcze chcecie? Tymczasem dwaj polscy ministrowie pojechali do Anglii po pobiciu kilku obywateli polskich. To analogiczna sytuacja i zupełnie inne nastawienie. Również w opinii socjologów Ukraińcy jako mniejszość są zagrożeni w Polsce – a tymczasem ludzie, którzy mają zajmować się ich ochroną, sprawdzać, jak działa administracja i organy służb porządkowych uważają, że problemu nie ma. Część z nich swoimi wywodami wyszła na poziom absurdu. Większość deputowanych po naszej prezentacji sprawy przeszła do ataku i stwierdziła, że sama mniejszość ukraińska nic nie robi – poza krytykowaniem władzy.

Czy zostały podjęte jakieś decyzje?

Nie było żadnej decyzji podsumowującej. Natomiast szef Komisji, poseł Danuta Pietraszewska (z partii „Platforma Obywatelska” – przyp. polukr.net) stwierdziła, że za jakiś czas będzie miało miejsce spotkaniu prezydium Komisji. Zrozumiała, że nie jest możliwe przyjęcie żadnej decyzji, jako że Komisja nie wykazuje zrozumienia. W prezydium zasiadają przedstawiciele wszystkich partii politycznych, jakie są reprezentowane w parlamencie, nie tylko z partii rządzącej, ale i z opozycji. Opozycyjni posłowie byli zaniepokojeni sytuacją. Ale jest to mniejszość w parlamencie. Natomiast większość posłów wywodzi się z partii „PiS” i „Kukiz-15”. Zwykle wspierają oni antymniejszościową retorykę albo lekceważą problemy. Zwłaszcza co do Ukraińców. Równolegle istnieją także problemy związane z mniejszością niemiecką czy diasporą żydowską – w sprawie udziału Polaków w zagładzie Żydów w czasie II wojny światowej.

To częściowo ksenofobiczna polityka polskich władz na wzór tej, która prowadzi na Węgrzech premier Wiktor Orban. Warszawa milcząco dawała swoją zgodę na funkcjonowanie skrajnie prawicowych środowisk w Polsce. Najgorzej, że na najwyższym szczeblu nikt nie chce wziąć za to odpowiedzialności. Na przykład w Przemyślu aresztowano najbardziej agresywnych protestujących młodych ludzi, którzy napadli na ukraińską procesję. Jednak organizatorów tych działań, podburzających miejscowych do takich działań pozostawiono w spokoju. Struktury, jakie za nimi stoją – także. Policja przesłuchuje jedynie wykonawców. Nie wiadomo jeszcze, jak zachowa się sąd, jaki przyjmie wyrok. Ci, którzy organizowali i wzywali do napadu spokojnie nadal prowadzą swoją antyukraińską działalność, która faktycznie jest równocześnie antypolską. Na szczeblu państwowym nie doczekaliśmy się potępienia tych działań.

Czy zmienia się nastawienie do Ukraińców w zależności od regionu Polski?

Na wschodzie Polski ten temat zawsze był bardziej aktualnym niż na zachodzie. Tutaj funkcjonuje czynnik bliskości do granicy z Ukrainą, tragicznej historii okresu II wojny światowej, deportacji (w latach 1944-46 odbyła się tzw. „wymiana ludnością” z ZSRR – setki tysięcy Polaków wysiedlono z zachodniej Ukrainy, a Ukraińców – ze wschodniej Polski – przyp. polukr.net). Do tego trzeba dodać akcję deportacyjną „Wisła” w 1947 roku, „korektę” granicy z 1951 roku (porozumienie pomiędzy PRL a ZSRR o wymianie terytoriami o powierzchni 480 km2 – przyp. polukr.net). Cześć Polaków mieszka tam, gdzie kiedyś mieszkali Ukraińcy i odwrotnie. Także w Przemyślu mieszka wielu przesiedlonych z Kresów, którzy przed wojną mieszkali na terytorium dzisiejszej zachodniej Ukrainy – i u nich do dziś trwa realna albo ideologiczna „obraza” na Ukraińców.

Natomiast obecnie antyukraiński ruch rozszerza się geograficznie – w tym roku po raz pierwszy miały miejsce antyukraińskie wystąpienia na Podlasiu. Nigdy nie było tam sporów pomiędzy Polakami i Ukraińcami. Podczas II wojny światowej nie było tam praktycznie żadnego ukraińskiego podziemia czy przesiedlonych z Wołynia lub innych regionów, gdzie miały miejsce działania Ukraińców. Natomiast również tam obecnie odbywają się spotkania pod hasłem „Ukrainiec nie jest moim bratem”.

Na północy i zachodzie Polski takie nastroje są mniej obecne. Po pierwsze społeczeństwo jest tam nastawione bardziej liberalnie. Po drugie – to daleko od granicy z Ukrainą. Co nie oznacza rzecz jasna, że takie nastroje nie mogą się tam pojawić. Niektórzy politycy grają na emocjach i spekulują nimi na podstawie ksenofobiczno-antyimigranckiej retoryki. Niestety, w polskim Sejmie są posłowie, którzy nie mają nic przeciwko by na tym właśnie budować swoje poparcie.

Czy jest to związane również z ukraińskimi pracownikami w Polsce?

W latach dziewięćdziesiątych działała w Polsce partia chrześcijańsko-narodowa, która próbowała organizować akcje przeciwko imigracji ekonomicznej. Ale wówczas to się nie udało, gdyż był to praktycznie niezauważalny problem. To samo próbują robić niektórzy politycy obecnie – teraz jest to aktualny i ważny problem.

Z jednej strony polscy przedsiębiorcy mówią, że potrzebują setki tysięcy dodatkowych rąk do pracy. Z drugiej strony poseł partii skrajnie prawicowej Robert Winnicki proponuje, by znacząco ograniczyć migrację z Ukrainy, zakazać wjazdu czy usuwać z Polski Ukraińców sympatyzujących z „banderyzmem”,  a także by kontynuować praktyki socjalistycznej Polski – by ludność ukraińska nie przeważała liczebnie w żadnej miejscowości, co miałoby przeszkadzać ich integracji z polskim społeczeństwem.

Istnieje celowość pozyskania większej liczby pracowników, o czym zresztą mówią przedsiębiorcy. Polska też ma z tego korzyści, bo legalny pracownik to wpływy do budżetu i funduszy emerytalnych. I Ukraina ma z tego korzyści: ocenia się, że pracownicy z Ukrainy przesyłają do domy do 5 miliardów euro rocznie. Istnieje jednak polityka populizmu, która straszy Polaków imigrantami, spekuluje na hasłach antyislamskich i antyukraińskich.

Warszawa pracuje nad prawem, które ma uprościć możliwość podejmowania pracy przez Ukraińców. Jednak równocześnie zamyka oczy na wzrost antyimigranckich i antymniejszościowych nastrojów i ich przyczyny. Polscy politycy chętnie mówią o problemach Polaków w Anglii, mniej chętnie – o podobnych problemach Ukraińców w Polsce. PR wygrywa nad rozwiązaniem problemów.

Czy polskie media piszą o wypadkach ksenofobii, gdyż już mają one miejsce?

Lokalne media zawsze piszą. Takie sytuacje opisuje również liberalna „Gazeta Wyborcza”, są także organizacje pozarządowe, które zajmują się takimi problemami. Problemem nie są jednak media i społeczeństwo, ale brak zainteresowania problemem ze strony władz, które udają, że zagrożenia nie ma.

Na przykład, zgodnie z prawem, Komisja ds. mniejszości narodowych, której zebrania domagaliśmy się powinna zebrać się w ciągu maksymalnie miesiąca. Mamy wrzesień, a minister odpowiedzialny za mniejszości narodowe dotąd nie odpowiedział na nasz wniosek. To naruszenie prawa.

Problemem  jest zresztą  nie tylko nastawienie do mniejszości, ale także praca organów państwa. Z jednej strony są wskazania prawne, z drugiej – pewna „ideologia państwowa”. Należy do tego dodać brak profesjonalizmu urzędników, którzy swoją bezczynność zasłaniają właśnie ideologią. Państwo powinno rozumieć, że te działania są niekorzystnymi nie tylko dla nas jako obywateli, ale także dla samych struktur. Polskie władze nie prowadzą systemowej, strategicznej polityki, a taktyczny PR dla utrzymania poparcia elektoratu, oparty na populizmie – przez co cierpią liczne sfery życia państwowego i społecznego.

Wcześniej polskie środowiska skrajnie prawicowe były marginalizowane. Natomiast teraz są one reprezentowane w parlamencie przez partie „Kukiz-15” i „PiS”. Pomiędzy nimi odbywają się polityczne zmagania, pokazała także lipcowa uchwała na temat Wołynia. Nawet jeśli część polityków rozumiała, że w czasie wojny na Ukrainie i wobec zagrożenia ze strony Rosji przyjęcie takiej uchwały będzie szkodliwe, to mimo tego głosowali „za”, gdyż bali się, że zostaną nazwani zdrajcami. Prawicowy populizm to choroba całej Europy. Tani populizm i nacjonalizm biorą górę nad strategicznymi interesami państw.

Właśnie, wielu ekspertów ostrzegało, że te dyskusje wokół Wołynia i przegląd na nowo pamięci historycznej będą miały negatywny wpływ na relacje międzynarodowe…

Już teraz mają i my to widzimy. I jeśli polskie władze będą nadal zamykać na to oczy, to sytuacja będzie się jeszcze pogarszać.

Rozmawiał: Ihor Tymots

Piotr Tyma – szef Związku Ukraińców w Polsce od 19 lutego 2006 roku, członek Komisji ds. mniejszości etnicznych i narodowych. Urodził się 4 maja 1966 roku w mieście Szprotawa w zachodniej Polsce. Absolwent Liceum nr 4 z ukraińskim językiem nauczania w Legnicy i Wydziału Filologiczno-Historycznego Uniwersytetu Gdańskiego, magister historii. Dziennikarz i publicysta. Od początku lat dziewięćdziesiątych zajmuje się kwestiami związanymi z relacjami polsko-ukraińskimi. W latach 1990-94 sekretarz redakcji ukraińskiego czasopisma „Zustriczi” (pol. „Spotkania”). Publikował również w „Tygodniku Powszechnym”, tygodniku „Polityka i kultura” (Kijów), miesięczniku „Nowa Polska”. Redaktor ukraińskiego tygodnika „Nasze słowo”, współautor książki „Wiele oblicz Ukrainy” (2005). W 2006 roku nagrodzony ukraińskim orderem „Za zasługi” III stopnia. W 2014 roku współzałożyciel organizacji „Społeczny komitet solidarności z Ukrainą”.

Share Button

Czytaj również

Fot. pravda.com.ua

Prezydenci USA i Ukrainy spotkali się w Rzymie

Spotkanie miało miejsce przed uroczystościami pogrzebowymi papieża Franciszka. Według słów Wołodymyra Zelenskiego, podczas krótkiego spotkania …

One comment

  1. Gdzie chowacie te komentarze?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.