
W najważniejszej dzisiaj dla ukraińskiej gospodarki sprawie restrukturyzacji zadłużenia osiągnięto w ubiegłym tygodniu może nie decydujący, ale bardzo znaczący sukces. Ten sukces to osiągnięcie kompromisu z grupą niezadowolonych wierzycieli, którzy mieli wszelkie szanse, aby zablokować wymianę ukraińskich euroobligacji biorąc pod uwagę niesprawiedliwe, ich zdaniem warunki restrukturyzacji. Jak poinformowano 9 października w oświadczeniu kancelarii Shearman&Sterling, która reprezentuje interesy niezadowolonych wierzycieli, właściciele ukraińskich euroobligacji zapadających we wrześniu (na 500 mln dolarów) i październiku (600 mln euro) wesprą restrukturyzację, jeżeli ich spłata będzie odroczona nie dłużej niż 4 lata. Ponieważ Ministerstwo Finansów wprowadziło odpowiednie zmiany do pierwotnego planu restrukturyzacji ukraińskich euroobligacji, już nic nie stoi na przeszkodzie wymiany ich większej części. Tak naprawdę jednak wszystko może się zdarzyć do zaplanowanego na 14 października spotkania inwestorów, na którym ma zostać przeprowadzone decydujące głosowanie.
Tak więc pozostaje niewyjaśnioną tylko kwestia restrukturyzacji zadłużenia przed Rosją na sumę 3 mld dolarów. Rosja jako posiadacz obligacji zdecydowanie odmawia przeprowadzenia restrukturyzacji tego długu na warunkach uzgodnionych ze specjalnym komitetem wierzycieli. 9 października minister finansów Ukrainy Natalia Jareśko starała się przekonać do takiego rozwiązania ministra finansów Rosji Antona Siluanowa na corocznych spotkaniach Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego w stolicy Peru Limie. Pomimo tego, że wniosek został złożony w obecności ministra finansów Niemiec Wolfganga Schäuble, porozumienie w sprawie restrukturyzacji nie zostało osiągnięte. Według Antona Siluanowa, Rosja nie widzi dla siebie możliwości restrukturyzacji zadłużenia na zasadach ogólnych, jak chciała tego Natalia Jareśko i domaga się dla siebie specjalnych warunków. Faktycznie jednak stanowisko Rosji nie jest krytyczne dla procesu restrukturyzacji, ponieważ stan zadłużenia zostanie określony oddzielnie, z udziałem MFW.
Jeśli do procesu restrukturyzacji ukraińskiego zadłużenia nie ma więcej pytań, to inne oświadczenia, które wypowiedziała Natalia Jareśko w ubiegłym tygodniu, nie tylko wywołują zdziwienie, ale i budzą czujność. 9 października w wywiadzie dla gazety „Financial Times” główny finansista państwa wezwała międzynarodowe organizacje finansowe by podwoiły pomoc finansową dla Ukrainy – twierdząc, że 40 miliardów dolarów przewidzianych w programie MFW to za mało dla uzyskania długoterminowej stabilności w kraju. Jej zdaniem, rząd potrzebuje większej pomocy darczyńców w finansowaniu infrastruktury i innych inwestycji, a „pomoc od takich ofiarodawców, jak Stany Zjednoczone… powinna być podwojona”. Środki te, zdaniem minister, należy wykorzystać na „pobudzenie inwestycji”. Chociaż, jak można „stymulować inwestycje”, gdy na Ukrainie prawie nic nie zrobiono w kierunku stworzenia korzystnego, nie mówiąc już o atrakcyjności biznesowej, klimatu do inwestowania? Dalsze kredyty bez nauczenia Ukrainy jak zarabiać, po prostu „uzależnią” kraj od „igły” łatwych pieniędzy i uczynią go całkowicie zależnym od finansowania zewnętrznego, wstrzymanie którego doprowadzi do kolapsu. Ukraina już przerabiała podobną sytuację w 2005 roku, kiedy gospodarka była rozpuszczona prawie bezpłatnym rosyjskim gazem, który opłacano barterem 50 dolarów za 1000 metrów sześciennych jako opłata za tranzyt do Europy, przejście na ceny rynkowe stało się prawdziwym szokiem dla gospodarki. Ukrainie udało się uwolnić od zależności od rosyjskiego gazu dopiero po 10 latach, dzięki radykalnemu zmniejszeniu zużycia i zrównoważeniu cen. Obecnie dodatkowych 10 lat na to po prostu nie ma.
Pełny tekst artykułu dostępny na portalu Wschodnik.pl