czwartek, 25 kwiecień, 2024
pluken
Home / polukr (page 235)

polukr

SBU znalazła skrytkę z materiałami wybuchowymi, które miały zostać wykorzystane w czasie wyborów

Share Button
Fot. ssu.gov.ua
Fot. ssu.gov.ua

Kijów, 22 października, UNN. W obwodzie donieckim funkcjonariusze SBU zlokalizowali i zlikwidowali skrytkę z materiałami wybuchowymi, które miały zostać użyte do zamachów w czasie wyborów do władz lokalnych.

Skonfiskowano łącznie 20 kg trotylu oraz detonatory i inny sprzęt niezbędny do produkcji bomb.

W sprawie trwa śledztwo.

Na podstawie: unn.com.ua

 

Share Button

Ołeksandr Czernenko: będziemy mieć wiele problemów i skandali podczas podliczania rezultatów wyborów

Share Button
Ołeksandr Czernenko, Fot.: Dmitry Raimov/facebook.com
Ołeksandr Czernenko, Fot.: Dmitry Raimov/facebook.com

Ołeksandr Czernenko wciąż używa słowa „My”, mając na myśli Komitet Wyborców Ukrainy. Z tą organizacją społeczną, która zajmuje się obserwacją wyborów, Aleksander związany jest już ponad 15 lat. Na jej czele stał od 2009 roku, będąc wcześniej jej rzecznikiem.

W zeszłym roku bezpartyjny Czernenko został deputowanym ludowym z listy Bloku Petra Poroszenki. Oświadczył następnie, że przyszedł do parlamentu przede wszystkim po to, aby reformować prawo wyborcze. Teraz 39-letni członek Komitetu Rady Najwyższej ds. polityki prawnej i sprawiedliwości pracuje w ścisłym kontakcie zarówno z Komitetem Wyborców Ukrainy, jak i innymi strukturami o tym samym profilu.

Wywiad z Ołeksandrem pozwala tym samym upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i uzyskać odpowiedzi na większą liczbę pytań, niż w przypadku tylko polityka lub eksperta. Z drugiej strony warto pamiętać, że Czernenko nie może być już uważany za bezstronnego eksperta. Sprawowanie funkcji polityka może wpływać na jego ocenę sytuacji przedwyborczej na Ukrainie.

„Wyniki nadchodzących wyborów mogą zniechęcić niektóre partie do działania na rzecz rozwiązania parlamentu”

Zacznijmy od pytania ogólnego. Czym różnią się nadchodzące wybory lokalne od poprzednich?

Po pierwsze, mamy przede wszystkim do czynienia z nową ustawą o wyborach, która nie jest podobna do żadnych poprzednich. Póki co nie jest to zbyt widoczne jeśli chodzi o kampanie wyborcze poszczególnych kandydatów. Innowacje pojawiają się dopiero w przypadku podliczania wyników oraz ustalania rezultatów wyborów. Właśnie wtedy będzie dużo niespodzianek. Dla przykładu ustawa przewiduje taką możliwość, że zwycięzca w określonym okręgu w ogóle nie znajdzie się w składzie rady lokalnej.

Druga cecha tych wyborów to dosyć krótka kampania wyborcza. Jej aktywna faza rozpoczęła się dopiero w ostatnim miesiącu, czyli kandydaci opierają się głównie na agresywnych strategiach krótkoterminowych.

Po trzecie, jeśli w pewien sposób uogólnić opinie obserwatorów na temat charakteru bieżącej kampanii, to jest ona bez treści. W rzeczywistości to kampania wyborcza nie do władzy municypalnej, a na skalę ogólnonarodową. Dotyczy to również haseł, które proponują poszczególne siły polityczne. Reklama polityczna pojawia się na kanałach centralnych, chociaż wybory są lokalne. Mniej mówi się o problematyce lokalnej, więcej – o ogólnonarodowych trendach. Wszyscy spodziewają się, że przyniesie to partiom sukces.

Dlaczego stosunek do wyborów lokalnych jest taki sam jak do wyborów ogólnonarodowych? Dlaczego wykorzystuje się takie hasła jak „wojsko zawodowe”, „odzyskamy pokój”, „oddziały bojowe zamiast generałów parkietowych”, chociaż nie zależy to od władzy municypalnej?

Większość sił politycznych, które dziś między sobą konkurują, są albo nowe, albo jak dotychczas nie były reprezentowane we władzach lokalnych. Nie wszystkie partie znają też chyba problematykę lokalną, specyfikę samorządów lokalnych, dlatego też wolą wykorzystywać hasła populistyczne. Jednocześnie warto podkreślić, że wśród wyborców istnieje zapotrzebowanie na takie treści. Na Ukrainie na porządku dziennym jest wiele wewnętrznych i ogólnopolitycznych problemów, które zastępują problemy codziennego życia i sprawy lokalne.

Czy można powiedzieć, że ta kampania to niejako próba sił przed przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi?

Wielu tak uważa. Ale to ma miejsce podczas każdej kadencji parlamentu – partie, którym jest to na rękę, zaczynają mówić o potrzebie rozwiązania Rady Najwyższej.

Powiedziałbym, że w zależności od rezultatów uzyskanych przez poszczególne partie będzie zależało, czy nadal będą one poruszać temat przedwczesnych wyborów parlamentarnych. Jeżeli określone siły polityczne odczują poparcie ze strony wyborców podczas wyborów lokalnych, aktywniej zaczną promować ideę ponownych wyborów do Rady Najwyższej, aby uzyskać jak największą reprezentację w parlamencie.

Jednocześnie, dla niektórych partii rezultaty tych wyborów mogą oznaczać zimny prysznic. Takie partie trochę ochłoną jeśli chodzi o przedwczesne wybory do Rady Najwyższej. To może dotyczyć m.in. Samopomocy, Batkiwszczyny, Partii Radykalnej i Ukropu.

Nawet w przypadku odniesionego sukcesu na ich miejscu nie cieszyłbym się tą iluzją. Specyfika wyborów lokalnych jest taka, że marka partyjna może uzyskać wysokie poparcie na podstawie rezultatów sondaży, jednak w rzeczywistości wynik uzależniony jest od kandydatów, których te partie wystawią w wyścigu do lokalnych organów władzy. Tutaj może dojść do niezgodności.

Powiedzmy, że dana partia ma spore poparcie, ale wysunęła słabych kandydatów do rady miejskiej czy rady obwodowej. Jej rezultat będzie słabszy w porównaniu z poparciem, jakie uzyskała abstrakcyjna marka polityczna.

Może być też odwrotnie. Lepszy wynik może otrzymać partia Nasz Kraj, która pojawiła się dopiero kilka miesięcy temu i jest jeszcze mało znana, ale w określonych okręgach postawiła na aktualnych merów, znanych gospodarzy miast.

Czy jest w ogóle jakikolwiek sens, aby tworzyć ogólnoukraiński ranking partii politycznych na podstawie nadchodzących wyborów lokalnych? W niektórych obwodach i miastach są partie, które nie zamierzają poszerzać swoich wpływów na sąsiednie terytoria.

Oczywiście niezwykle trudno będzie zmierzyć średni wynik poszczególnych ugrupowań. W Charkowie partia Odrodzenie, na czele której stoi obecny mer miasta Hennadij Kernes, w wyborach lokalnych w dniu 25 października może uzyskać nawet 40% głosów. Analogicznie, dzięki pracy radnych w Czerkasach dużą popularność ma Partia Wolnych Demokratów, a we Lwowie Samopomoc. W swoich regionach bazowych te siły polityczne będą miały zupełnie inny rezultat niż w pozostałych, dlatego też nie da się w ten sposób wyliczyć poparcia w skali całego państwa.

„Komisje wyborcze dopiero za dziesiątym razem są w stanie zrozumieć, jak należy liczyć głosy według nowej ustawy wyborczej”

Jak wygląda nowa ustawa o wyborach? Nie głosował Pan za jej przyjęciem, ale ona obowiązuje i określa reguły gry.

Obecnie możemy zauważyć już wiele sprzeczności technicznych i niespójności, które znalazły się w tej ustawie poprzez pośpiech Rady Najwyższej. Dotyczy to m.in. kwoty gender, możliwości łączenia startu do różnych rad, itd. Widzimy, że ustawa od strony technicznej jest niedopracowana. Ostateczną ocenę można będzie jednak dokonać dopiero po podliczeniu głosów. Zobaczymy, na ile skuteczne będzie rankingowanie kandydatów. Dzień głosowania oraz podliczenie wyników będzie sprawdzianem jakości tej ustawy.

Czy komisje wyborcze są przygotowane do podliczenia wyników wyborów według nowego systemu?

Jest z tym dość duży kłopot. Gdy prowadzimy szkolenia dla członków komisji wyborczej, zauważamy, że dopiero za dziesiątym razem zaczynają oni rozumieć w jaki sposób należy podliczać wyniki wyborów. Już teraz możemy śmiało prognozować, że podczas liczenia głosów będziemy mieć wiele problemów.

Niedociągnięcia techniczne można jednak naprawić. Tymczasem podliczenie rezultatów wyborów pokaże czy w ogóle nowy system wyborczy jest uzasadniony. Czy odpowiada on naszym oczekiwaniom co do otwartych list, demokracji wewnątrzpartyjnej, itd. Obawiam się, że jak na razie ta odpowiedź brzmi – nie.

Na czym polega charakter nowego systemu wyborczego. Jak ludzie będą głosować? Jak wpływa to na przebieg kampanii wyborczej?

Rezultat partii będzie sumą rezultatów uzyskanych przez kandydatów większościowych tej partii w danych okręgach wyborczych. Następnie, gdy będzie wiadomo, ile mandatów otrzyma partia, nastąpi procedura ich podziału. Który z kandydatów partyjnych uzyska w swoim okręgu najwięcej głosów, wyrażonych w procentach, ten będzie miał pierwszeństwo w wejściu do składu lokalnej rady.

Z założenia listy mają wzmacniać konkurencję pomiędzy kandydatami tej samej partii. Dzięki temu powstaje tzw. wewnątrzpartyjny ranking. Z jednej strony przewidziany przez nas system na to pozwala. Z drugiej strony jego wadą jest, że kandydaci z jednej partii konkurują między sobą w różnych okręgach.

W rezultacie zadaniem kandydata jest nie tyle uzyskać dobry rezultat, co otrzymać większy odsetek głosów niż inny kandydat z jego partii w sąsiednim okręgu wyborczym. Mówi się, że w niektórych przypadkach kandydaci jednej partii umawiają się z przedstawicielami innej partii w innym okręgu wyborczym, aby ci działali na rzecz mniejszego wyniku wyborczego jego partyjnego kolegi.

Całkiem możliwa jest opcja, w której kandydat zbierze najwięcej głosów w okręgu, ale jego partia nie pokona 5-procentowego progu wyborczego, a tym samym nie wejdzie on do lokalnej rady, co po podliczeniu głosów może wywołać nieporozumienia, sprzeczności i skandale.

Dlatego też trzeba klarownie wytłumaczyć to wszystko wyborcom. Widzimy jednak, że poważna kampania edukacyjna nie jest w tym zakresie prowadzona. Wiele ludzi biorąc udział w wyborach nie będzie rozumieć jak należy głosować i w jaki sposób będą podliczone wyniki wyborów.

Wyjaśnijmy tę sprawę. Wyborca otrzymuje jedną kartę do głosowania w wyborach do rady miejskiej. Na tej karcie znajduje się wiersz z nazwą partii, pierwszym kandydatem całej listy partyjnej oraz kandydatem w konkretnym okręgu.

Zgadza się. Ale kandydata w ogóle w okręgu może nie być – będzie tylko sama partia oraz jej pierwszy na liście kandydat, który automatycznie zostanie deputowanym ludowym, jeżeli partia uzyska więcej niż 5%.

Przypomina głosowanie.

Dokładnie. Wyborca może mieć różne motywy, chcieć głosować na partię lub na osobę. W różnych okręgach będą różne przypadki.

Kampania jest krótka i możliwe, że nie wszyscy kandydaci zdążyli się zarekomendować. Wyborca zobaczy kartę do głosowania, na której wszystkie nazwiska będą dla niego nieznane. W takiej sytuacji będzie kierować się sympatią do partii. Możliwa jest też inna opcja – jeśli, dla przykładu, Iwan Iwanowicz wyasfaltował ulicę w danym okręgu i zareklamował się przed wyborcami, ci spojrzą nie niego nie przez pryzmat partii, a jego dokonań. W taki sposób poprą jego ugrupowanie.

„Pierwsze wybory bez komunistów, ale z jedną trzecią kobiet”

Kolejna cecha charakterystyczna tych wyborów – po raz pierwszy nie ma w nich partii komunistycznej.

Rzeczywiście, w tych wyborach lokalnych nie bierze udziału żadna partia „komunistyczna”. To skutek ustawy o dekomunizacji. Komunistyczna Partia Ukrainy widnieje jeszcze w rejestrze państwowym partii politycznych, ale nie dostała się na listę partii dopuszczonych do udziału w wyborach lokalnych, zatwierdzoną przez Centralną Komisję Wyborczą.

Ustawa o wyborach lokalnych po raz pierwszy przewiduje parytet płci – nie mniej niż 30% kandydatów. Jak w rzeczywistości działa ta norma prawa?

Nie wszystkie partie zastosowały się do tego przepisu prawa, i nie we wszystkich regionach. Jest tu jednak pewien niuans. W ustawie zapisano tę normę w części deklaratywnej, nie jako warunek obowiązkowy wystawienia oraz rejestracji kandydatów na wybory. Pojawiła się dyskusja – uważać tę normę za deklaratywną czy obowiązkową. Centralna Komisja Wyborcza wyjaśniła, że kwoty gender są wymogiem deklaratywnym.

Chociaż ten wymóg nie został przez wszystkich dotrzymany, to mimo wszystko partie starały się do niego zbliżyć. Już teraz można powiedzieć, że do władzy lokalnej jeszcze nigdy nie startowało tak wiele kobiet jak w tych wyborach. To znaczy, że założona przez nas norma zadziałała.

„Istnieje zagrożenie siłowych scenariuszy oraz problem z przekupywaniem wyborców”

Poprzednie wybory lokalne często były swego rodzaju poligonem doświadczalnym dla przeróżnych technologii przed wyborami ogólnonarodowymi – wystarczy wspomnieć Mukaczewo w 2004 roku. Czy jest możliwe wskazanie w nadchodzących wyborach takich problematycznych miejsc, gdzie temperatura rywalizacji jest wyższa niż w gdzie indziej?

Z zasady najbardziej gorące są wybory merów w centrach obwodowych liczących milion mieszkańców lub w innych dużych miastach, gdzie nie ma dokładnie określonego lidera. Nowa ustawa przewiduje możliwość wyboru mera w dwóch turach więc najostrzejszą walkę oraz najbardziej aktywne zastosowanie różnych technologii zobaczymy przed drugą turą wyborów.

„Gorące punkty” to dzisiaj zwłaszcza Dniepropietrowsk, (gdzie o fotel gospodarza miasta walczą deputowany Filatow z Ukropu i deputowany Wiłkuł z Bloku Opozycyjnego – przyp. polukr.net), Charków, Czernihów, Odessa, Kijów, Iwano-Frankiwsk.

Nawet na tle ostrej konkurencji nie ma jednak potrzeby mówienia o wyraźnych ekscesach, a tym bardziej o nowych technologiach. Wybory na Ukrainie odbywają się co roku i jest mało prawdopodobne, że można wymyślić jeszcze coś nowego.

Przypuszczam, że największe niebezpieczeństwo w nadchodzących wyborach to to siłowa interwencja w proces wyborczy. Kiedyś tituszki, dzisiaj jakieś bataliony. Widzieliśmy już takie scenariusze w niektórych okręgach większościowych podczas wyborów do Rady Najwyższej w 2014 roku, a także w tym roku w 205 okręgu w Czernihowie. Do krytycznego wskaźnika, czyli do zastosowania siły, na szczęście nie doszło – była tylko „gra mięśni”, „pobrzękiwanie bronią”. Niebezpieczeństwo siłowych starć w niektórych miejscach jednak występuje.

Jak Pan ocenia transparentność tych wyborów? Jaki jest poziom naruszeń i wykorzystania zasobów administracyjnych? Czy przekupstwa wyborcze to zjawisko masowe?

Jeżeli porównywać bieżącą kampanię wyborczą z tą za czasów Janukowycza (2010), to z pewnością mamy znaczący progres. Wtedy wykorzystywanie zasobów administracyjnych było na maksymalnie wysokim poziomie. W 2010 roku istniały wyraźne związki pomiędzy Prezydentem, lokalnymi administracjami państwowymi, policją, prokuraturą. Wszyscy działali na korzyść jednej siły politycznej (Partii Regionów). Tym razem nikt nie ma monopolu na wykorzystanie administracji.

Widzimy, że mer Kijowa startuje z ramienia jednej partii, mer Charkowa z ramienia innej partii, mer Lwowa z ramienia jeszcze innej partii, a mer Czernihowa kolejnej. Partia, którą reprezentuje Minister Spraw Wewnętrznych, w ogóle nie bierze natomiast udziału w wyborach.

Wykorzystanie zasobów administracyjnych przejawia się, ale na poziomie lokalnym. Nie ma takiej presji jak wcześniej. Główne zadanie to przeznaczenie pewnych środków z budżetu do dyspozycji wyborców, aby mogli oni realizować projekty obserwacji wyborów. Będzie to zasługą każdego z gospodarzy miast.

Widzimy to chociażby w Czernihowie i Kijowie.

Tak, są to najbardziej wyraźne przykłady. Chociaż w innych miejscach również zdarzają się takie przypadki.

Przekupstwo może być bezpośrednie i pośrednie. W pewnym miejscu wprost z budżetu państwa, w innym jako rozdawanie drobnych prezentów, np. osławionej kaszy gryczanej. Powiedziałbym, że to jest właśnie główny problem tych lokalnych wyborów.

Kasza gryczana jest już jednak coraz mniej powszechnym zjawiskiem niż chociażby podczas poprzednich wyborów parlamentarnych. Mniejsza jest też ranga mandatów. Ten problem dotyczy przede wszystkim dużych miast z dużymi zasobami.

„Wybory w Donbasie przebiegną spokojnie. Rezultat – bez iluzji”

Czy są podstawy, aby mówić o problemach z wyborami w Donbasie? Szefowie Donieckiej i Ługańskiej Administracji Wojskowo-Cywilnej opowiadali się za anulowaniem wyborów na całym obszarze ich obwodów, wskazując na zagrożenie aktami terrorystycznymi i dojście do władzy kandydatów antyukraińskich.

Nie dostrzegamy póki co nic nadzwyczajnego. Wygląda na to, że zagrożenie dla wyborów [na ukraińskich terytoriach Donbasu] zmniejszyło się. To zasługa w pewnej części deeskalacji sytuacji w strefie ATO w związku z procesami w Mińsku. Widzimy mniej-więcej spokojne kampanie wyborcze w ukraińskich miastach Donbasu.

Jeśli chodzi natomiast o rezultaty – owszem, żadnych iluzji nie ma. Przewaga Bloku Opozycyjnego jest znacząca, miejscami także Partii Odrodzenie i Nasz Kraj (do których należą przede wszystkim byli działacze Partii Regionów – przyp. polukr.net).

Możliwie, że sytuacja byłaby inna, gdyby wśród kandydatów w Donbasie istniała ostra konkurencja polityczna. Sytuacja jest stabilna, a zagrożenie dla bezpieczeństwa nie jest wysokie.

Nawet w takich warunkach wybory na Wschodzie są jednak powodem dla potencjalnych prowokacji. Warto pamiętać, że wybory na Ukrainie skupiają uwagę całego świata i żeby otrzymać jak największy rozgłos zainteresowane siły mogą wykorzystać okres wyborów do nowej destabilizacji.

„Przesiedleńców z Donbasu nie pozbawiono prawa do głosu, a terytoriów, gdzie mogą to prawo realizować”

Organizacje społeczne, m.in. Opora, a także niektórzy zagraniczni eksperci akcentują problem wymuszonych przesiedleńców z Donbasu. Zostali oni pozbawieni prawa do wyboru władzy lokalnej, nawet jeśli osiedlili się w innych miastach. Czy można było rozwiązać ten problem na poziomie ustawodawczym?

Problem jest trudny. Prostego rozwiązania nie ma. Po pierwsze, ja nie zgadzam się z opinią, że istnieje jakaś dyskryminacja przesiedleńców z powodów politycznych (np. że zagłosują oni nie na tych kandydatów, na których „trzeba”). Przesiedleńcy mają prawo do głosu w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Gdyby Rada chciała  to prawo w jakiś sposób ograniczyć, zrobiłaby to w ramach ogólnokrajowej kampanii.

Po drugie, jaką statystyką posługiwać się, jeśli chodzi o miejsce zamieszkania przesiedleńców? Według oficjalnych danych służby migracyjnej oraz służby ochrony socjalnej zarejestrowanych jest prawie 1,5 miliona przesiedleńców. To oznacza, że te osoby znajdują się w bazie danych, wiele z nich otrzymuje państwowe renty, ale nikt nie może przecież powiedzieć jaka część tych ludzi realnie zamieszkuje w miejscach, gdzie zostali zarejestrowani.

Prosty przykład. Rejon Miłowski w Obwodzie Ługańskim. Organy ochrony socjalnej zarejestrowały tam 160% przesiedleńców w porównaniu z regularną ilością wyborców. Faktycznie więc na każde dziesięć osób, które tam na stałe mieszkają, przypada 16 zarejestrowanych przesiedleńców. Chodzi tymczasem przede wszystkim o tych ludzi, którzy tylko przyjeżdżają tam po rentę i inne świadczenia, a w rzeczywistości mieszkają na terytoriach okupowanych.

Jak oddzielić tych ludzi od osób, które przeprowadziły się na terytoria pod kontrolą Ukrainy i stały się członkami nowych wspólnot, płacą tam podatki, korzystają z usług komunalnych, a ich dzieci uczęszczają do szkół? Nie ma takiego mechanizmu.

Istnieją dwa podejścia. Pozwolić głosować w wyborach lokalnych wszystkim – i tym „realnym” przesiedleńcom, i „nominalnym”, którzy nie są członkami wspólnot terytorialnych. Albo nie pozwolić nikomu. Parlament postanowił pójść w innym kierunku, chociaż część ludzi ucierpiała na tym.

Może to nie najlepsze rozwiązanie, ale mniejsze zło gdy nie wszyscy członkowie wspólnot terytorialnych zagłosują, aniżeli gdybyśmy przyznali prawo głosu tym, którzy nie powinni go mieć.

Wokół tego problemu toczy się zacięta dyskusja. Moje stanowisko jest następujące: przesiedleńcom nie zabrano prawa do głosu – zabrano im terytoria, na których oni mogą to prawo głosu realizować. Musimy więc rozwiązać kwestię odzyskania okupowanych terytoriów.

Rozmawiał: Dmytro Lychowij

Tłumaczenie: Nataliia Sokolova

Share Button

Ukraina i Polska: skute jednym łańcuchem, połączone jednym celem?

Share Button
Fot. wschodnik.pl
Fot. wschodnik.pl

Na początku października Fundacja imienia Stefana Batorego przeprowadziła w Warszawie interesującą dyskusję, poświęconą polityce bezpieczeństwa Ukrainy i Polski.

Przedstawione tam oceny i wypowiedzi wydają się być pomocne dla analizy stanu obustronnych stosunków i sytuacji politycznej w Europie w ogóle. Wydarzenie odbyło się na tle wzrostu liczby uchodźców w Europie. Czynnik ten jest bardzo wrażliwy dla UE, w której i bez tego nie ma jedności w stosunku do Rosji i Władimira Putina. Polacy zdążyli już pozbyć się związanych z przystąpieniem do NATO obaw w związku z ewentualną rosyjską agresją. Udało im się rozwiązać problemy europejskiej i euroatlantyckiej integracji podczas względnej słabości Rosji, a dziś polscy politycy i eksperci bardzo agresywnie udzielają ukraińskim przedstawicielom rady.

Istnieją dwa kluczowe punkty dla zrozumienia sytuacji: Ukraina w dużej mierze sama jest sobie winna, że straciła szanse, ale pozycja strony polskiej często wyraża się mentorskim tonem. Na początku lat 90-tych udało się przeprowadzić terapię szokową w gospodarce i znacznie zwiększyć swoje znaczenie polityczne po wejściu do Unii Europejskiej, Polska otrzymała wiele przywilejów. Jej konsekwentna linia wsparcia naszego kraju to świadectwo posiadania wizji strategicznej perspektywy obustronnej współpracy. Ale Kijów wydaje się Warszawie niezbyt otwartym na sugestie partnerem. Sytuację pogarsza przeciąganie „Wschodniego Partnerstwa” z powodu wewnątrzpolitycznego kryzysu w Mołdawii i intensywnych umizgów Azerbejdżanu do Kremla.

Polska elita nie do końca zrozumiała zachowanie ukraińskich parlamentarzystów, którzy w kwietniu tego roku przyjęli ustawę o dekomunizacji od razu po przemówieniu z trybuny Rady Najwyższej ówczesnego prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego. W ustawie, jak wiadomo, wymieniono w pozytywnej tonacji UPA, która w Polsce jest postrzegana zupełnie inaczej. I podniesienie tematu „Rzezi Wołyńskiej” ma całkiem logiczne wyjaśnienie. Szereg polskich ekspertów uważa, że kwietniowy incydent w Radzie Najwyższej był jedną z przyczyn porażki Komorowskiego w wyścigu o fotel prezydencki. Warto przy tym zauważyć, że nowy szef RP, Andrzej Duda, na razie nie za bardzo spieszy się do wyciągania ręki do Ukrainy.

W partii „Prawo i Sprawiedliwość”, szykującej dziś pełnowymiarowy polityczny rewanż (25 października w Polsce odbędą się wybory parlamentarne), uważają Petra Poroszenkę za niepotrzebnie proniemieckiego polityka i nie rozumieją, dlaczego Polska nie została zaproszona w charakterze uczestnika negocjacji na temat uregulowania spraw w Donbasie. Przedstawiciele polskiej elity tymczasem dyskutują o tym, czy Ukraina wytrzyma rosyjski atak. Ich opinie w ważnych kwestiach (dostawa śmiercionośnej broni, pomoc gospodarcza dla naszego kraju) są różne. Uznają oni, że polscy wyborcy nie chcą zbliżenia ze strefą konfliktu. Ale z drugiej strony, to właśnie w Polsce i krajach bałtyckich ludzie najbardziej interesują się przejawami wojny hybrydowej – tam rozumieją, że ewentualna porażka Ukrainy przynosi właśnie im bezpośrednie i realne zagrożenie.

W historii ukraińsko-polskich stosunków jest sporo skomplikowanych stron, ale nie mogło być inaczej na „krwawych ziemiach”, jak nazwał amerykański historyk Timothy Snyder terytorium pomiędzy Morzem Bałtyckim i Morzem Czarnym. Dlatego formuła „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” w obecnej sytuacji wygląda wyjątkowo.

Naiwne jest zaprzeczanie, że w Europie czuje się zmęczenie ukraińskimi problemami i brakiem doświadczenia praktycznej integracji tak dużego i do tej pory niereformowanego państwa. Jako adwokat Ukrainy i jej przewodnik Polska otrzyma wiele bonusów, które mogą wzmocnić jej wpływy polityczne w Unii Europejskiej. Tym, którzy wątpią w celowość partnerstwa strategicznego Kijowa i Warszawy, warto zwrócić uwagę na brak Ukrainy na mapie politycznej Europy i perspektywy dla Polski w tym kontekście. Trzeba pamiętać, że z Polską sympatyzuje 58% Ukraińców, co pozwala budować obustronne stosunki na solidnym fundamencie.

Jewhen Magda – Centrum Stosunków Społecznych, Kijów

Tekst ukazał się na łamach portalu Wschodnik.pl

 

Share Button

Mychajło Hałuszczak: Najważniejsze, co mogę zaproponować wyborcom to mój czas

Share Button
Fot. facebook.com/m.halushchak
Fot. facebook.com/m.halushchak

Z Mychajło Hałuszczakiem, kandydatem do rady obwodowej obwodu lwowskiego z partii „Swoboda” rozmawia Dariusz Materniak.

Jakie są główne punkty Pana programu wyborczego?

W ostatnim czasie można zaobserwować następującą tendencję: programy większości partii są niemal jednakowe: każdy mówi o tym, że chce coś zmienić i zrobić coś dla wyborców. Faktycznie większość z tych obietnic pozostaje niezrealizowana, a praca polityka po wyborach wygląda inaczej, niż było to zapowiadane. Moim zdaniem, to co mogę zaproponować ludziom, moim wyborcom to mój czas – to, co jest najcenniejszym dla każdego człowieka. Najważniejszym dla każdego polityka powinien być kontakt z jego wyborcami, z ludźmi, którzy go wybrali i których on reprezentuje.

Jakie konkretne zmiany powinny zajść w Mikołajowie, rejonie z którego Pan kandyduje?

To niewielkie miasto oraz kilka otaczających je wiosek. Dla lokalnej społeczności, wśród której jest wielu rolników ważne są kwestie związane z produkcją żywności, zwłaszcza z cenami sprzedawanych przez nich produktów rolnych – chodzi o to, by rolnik otrzymywał uczciwą zapłatę za swoją pracę, a nie by był zmuszony sprzedawać za minimalne stawki. Są też inne problemy, związane z kwestiami własności ziemi, jawności obrotu gruntami i wynikającymi z tego procesu problemami. Wiele miejscowości potrzebuje także inwestycji komunalnych takich jak kanalizacja czy remonty dróg, a także gospodarka odpadami. Jest dużo spraw, które wymagają uwagi i jak już powiedziałem – podstawą jest komunikacja i kontakt z wyborcami. Dzięki temu, gdy wiadomo co jest dla danej społeczności najważniejsze, możliwe jest poszukiwanie rozwiązań.

Jak można rozwiązać jeden z najpoważniejszych obecnie problemów Ukrainy jakim jest korupcja?

Ukraina posiada dobre warunki dla zagranicznych inwestycji, jednak nie raz już zdarzało się, że wobec zagrożenia korupcją inwestorzy wycofywali się z naszego kraju. Zdarzało się to także na szczeblu lokalnym, gdy politycy i urzędnicy domagali się łapówek od zagranicznych partnerów. Niestety, nadal wielu ludzi uważna pełnione funkcje nie za okazję do prowadzenia przypisanej danemu stanowisku działalności, ale jako szansę na dodatkowe przychody finansowe i korupcja nadal kwitnie. System jest „zaprogramowany” w taki sposób, że nawet jeśli ktoś nie chce dawać łapówek, to bywa, że jest zmuszony je dawać. Problem dotyczy wielu sfer, także systemu zamówień publicznych: według niektórych źródeł codziennie Ukraina traci z tego tytułu taką sumę pieniędzy, jaką pochłaniają działania wojenne w Donbasie. Sposoby na walkę z tym zjawiskiem są dość oczywiste: przede wszystkim odpowiednie uregulowania prawne, które będą wykonywane przez sądy.

Walka z korupcją to jedno, druga spraw to reformy. Jakie Pana zdaniem są obecnie najważniejsze?

Przede wszystkim te, które dotyczą sfery prawnej, jako że ma ona największy wpływ na funkcjonowanie państwa i jego struktur. Konieczne jest wprowadzenie modelu rządów prawa. Istotne znaczenie ma realizowana aktualnie reforma Policji, zwłaszcza powstanie Policji Patrolowej. Trzeba jednak rozumieć, że choć ta reforma jest ważna, bo jej skutki bezpośrednio odczuwają obywatele, to w przypadku zatrzymania tego czy innego przestępcy przez Policję i tak zasadnicze decyzje podejmuje sąd. Dlatego reforma w systemie sądownictwa i prokuratury jest tak ważna. To co dzieje się teraz, to maleńkie kroki, które jednak nie obejmują jak na razie całości problemu.

Czy na Ukrainie, zwłaszcza wśród polityków różnych opcji, jest wola prowadzenia reform?

Wydaje się, ze nie wszyscy uświadamiają sobie wagę problemu. W wojnie jaka toczy się w Donbasie wielu ludzi straciło swoich bliskich – i można zadać pytanie, może naiwne: czy za taką Ukrainę ci ludzie oddali swoje życie? Wydaje się, że wielu polityków tego nie rozumie i nie uświadamia sobie znaczenia stojących przed nimi zadań. Mimo Rewolucji i późniejszych wydarzeń, wielu ludzi pozostało takimi, jak byli przed Majdanem. Politycy często nie nadążają za zmianami, jakie zachodzą w społeczeństwie i jego ewolucją.

Jak ocenia Pan nowy kodeks wyborczy?

Aktualnie obowiązująca ustawa o wyborach została napisana pod potrzeby dużych partii politycznych. Utrudnia kandydowanie mniejszym partiom i praktycznie uniemożliwia to niezależnym kandydatom. Wysoki próg wyborczy ma podobne działanie, którego celem jest wyeliminowanie mniejszych sił politycznych, także na szczeblu lokalnym.

Jak odnosicie się do współpracy z Polską na szczeblu lokalnym?

Wiemy, że warto korzystać z polskich i europejskich doświadczeń w zakresie rozwoju gospodarki komunalnej na szczeblu lokalnym, także szukać inwestorów zagranicznych na szczeblu lokalnym i regionalnym. Warto jednak, by zmieniła się formuła tej współpracy i aby politycy wyjeżdżający na szkolenia do krajów Unii Europejskiej rzeczywiście spędzali tam czas na zdobywaniu nowych umiejętności.

Dziękuję za rozmowę.

Share Button

Jaceniuk: wybory w Donbasie jedynie po wycofaniu wojsk

Share Button
Fot. unn.com.ua
Fot. unn.com.ua

Kijów, 20 października, UNN. Według premiera Ukrainy Arsenija Jaceniuka, przeprowadzenie wyborów do władz lokalnych w Donbasie na obszarach okupowanych będzie możliwe dopiero po wycofaniu wojsk rosyjskich z tego terytorium.

Dla głosowania i organizacji procesu wyborczego konieczne będzie przyjęcie odrębnej ustawy.

„Kluczowy warunek to wycofanie rosyjskich wojsk, warunki dla politycznej konkurencji, dostęp władz ukraińskich do tych terenów i możliwość zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom (…) także pełne spełnienie kryteriów OBWE” – powiedział Jaceniuk.

Wybory do władz lokalnych na obszarach DNR i ŁNR miały odbyć się w październiku br., jak wynika z oświadczeń przedstawicieli samozwańczych republik, zostały one przesunięte na 16 lutego.

Na podstawie: unn.com.ua

 

Share Button

Bojownicy DNR grozili obserwatorom OBWE rozstrzelaniem

Share Button
Fot. unn.com.ua
Fot. unn.com.ua

Kijów, 20 października, UNN. Bojownicy samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej nie dopuścili obserwatorów OBWE do miejscowości Łukowo koło Doniecka, a także zapowiedzieli że ich rozstrzelają, jeśli ci ponownie zjawią się w tym miejscu – poinformowała służba prasowa misji OBWE monitorującej sytuację w Donbasie.

OBWE zarejestrowała także przypadki prób zagłuszania sygnałów stacji pozwalających na kontrolowanie pracy samolotów bezzałogowych pozostających w dyspozycji misji obserwacyjnej.

Na podstawie: unn.com.ua

 

Share Button

Siły Zbrojne Ukrainy otrzymają na uzbrojenie czołgi „Opłot”

Share Button
Fot. mil.gov.ua
Fot. mil.gov.ua

W 2016 roku jednostki pancerne Sił Zbrojnych Ukrainy otrzymają pierwsze dostawy czołgów „Opłot”, dotąd produkowanych jednie na eksport – poinformował generał Jurij Melnyk.

Generał wyjaśnił również przyczyny wprowadzenia do służby czołgów typu T-72. „W czasie mobilizacji pojawiło się wiele załóg, które przechodziły wcześniej służbę na tym typie czołgu. Ponadto, ich wdrożenie do służby nie wymagało wielkich nakładów finansowych, a dzięki nim można było dokompletować część jednostek” – powiedział gen. Melnyk.

Planowana jest także modernizacja systemu optycznych i systemu kierowania ogniem czołgów T-72 przez koncern UKROBRONOPROM z udziałem polskich firm sektora zbrojeniowego.

Poza modernizacją kolejnych wozów T-64BV do standardu „Bułat” lub zbliżonego trwają także prace remontowe czołgów typu T-80.

Planowane jest także wprowadzenie na uzbrojenie systemów aktywnej ochrony przed pociskami przeciwpancernymi.

Na podstawie: mil.gov.ua

Share Button

Informacyjny Opór donosi: Prowokacje na potrzeby rosyjskich mediów i kolejna fala mobilizacji DRL

Share Button
Fot. sprotyv.info
Fot. sprotyv.info

W ciągu minionego weekendu (17-18.10.2015) oddziały wojsk rosyjsko-terrorystycznych niejednokrotnie czyniły próby sprowokowania sił ATO do otwarcia ognia odwetowego.

Między innymi, w okolicach miejscowości Pisky odnotowano ostrzał, przeprowadzony przez bojówkarzy z automatycznej broni strzeleckiej, wykorzystano dla ostrzału także granatnik automatyczny AGS-17.

Prowokacje bojówkarzy miały miejsce również w okolicach miejscowości Szumy, Szyrokyne oraz na wschód od miejscowości Zajcewe. Prowokacje przeprowadzano według tego samego scenariusza: do zarośli na pasie „ziemi niczyjej” przedostawały się grupy piechoty przeciwnika i rozpoczynały chaotyczny ostrzał. Ogień prowadzono bądź w kierunku pozycji sił ATO, bądź wzdłuż linii frontu. W każdym z wypadków, w oczekiwaniu na otwarcie ognia odwetowego przez oddziały ukraińskie. W strefie przeprowadzenia prowokacji znajdowali się przedstawiciele środków masowego przekazu Federacji Rosyjskiej oraz/lub miejscowi „dziennikarze”.

Manewrowanie na pierwszej linii grup piechoty bojówkarzy (często posiadających na swoim uzbrojeniu, oprócz regulaminowej broni strzeleckiej, również granatniki automatyczne AGS-17 oraz moździerze o kalibrze 82 mm) zauważono w Pietrowskim rejonie miasta Donieck, na odcinku pomiędzy miejscowościami Szyrokyne i Sachanka, w okolicach miejscowości Holmiwśkyj i Rozsadky, w okolicach przyczółku w Switłodarze, na północny wschód od miejscowości Perwomajsk, oraz w okolicach miejscowości Krymske, Szczastia i Stanycia Łuhanśka.

Otrzymano informację o dotarciu od razu do kilku „centrum szkoleniowych” „1-ego korpusu armijnego (KA) DRL” tak zwanego „młodego poboru” (lokalnych mieszkańców, „powołanych” do służby w szeregach „armii DRL-u”). Poborowi dowożeni są grupami po 30-40 osób. Ogółem, według ocen grupy IO, w wyniku wszystkich „akcji mobilizacyjnych” w „DRL-u” w ramach „jesiennej kampanii” (wliczając poborowych i zwerbowanych) „pod broń” stanęło około 3500 osób uzupełnienia (jak już informowała grupa IO, wcześniej w „DRL-u” poinformowano o „powołaniu do służby” 5000 osób).

Częściowe „przeorientowanie” przez FR swej agresji militarnej z Donbasu na Syrię wywołało wśród dowództwa formacji bojówkarzy „DRL-u” rozpowszechnienie pogłosek o zaprzestaniu przez stronę rosyjską zabezpieczania terrorystów sprzętem bojowym i uzbrojeniem. W trakcie przeprowadzanych konsultacji i narad przywódcy „DRL-u” potwierdzają, że rzeczywiście maja miejsce przerwy w dostawach, jednak są one zjawiskiem przejściowym.

Artykuł ukazał się na łamach portalu Wschodnik.pl

 

Share Button

Bieg 11 listopada a niedostatek wzajemnej wrażliwości

Share Button
Fot.mil.gov.ua
Fot.mil.gov.ua

Dość szerokim i niezbyt pozytywnym echem odbiła się u naszych wschodnich sąsiadów informacja o tegorocznym plakacie promującym doroczny Bieg Niepodległości (który to plakat miał zawisnąć m.in. w siedzibie polskiego MSZ) i na którym przedstawiona jest mapa Polski obejmującej swoimi granicami tereny wchodzące w skład II i III RP – a więc zarówno tzw. Kresy Wschodnie jak i tzw. Ziemie Odzyskane.

To nie pierwszy i rzecz jasna nie ostatni tego typu incydent wywołujący negatywne komentarze, wskazujące na rzekome polskie ambicji „kolonialne” wobec obszarów Litwy, zachodniej Białorusi i Ukrainy. Na szczęście pomysły jakichkolwiek dążeń rewindykacyjnych nie są w Polsce traktowane poważnie, jeśli nie liczyć marginalnych ugrupowań skrajnie prawicowych o znikomym poparciu społecznym (i, zupełnie przypadkiem rzecz jasna, jawnie lub niejawnie prorosyjskim nastawieniu). Jednak pojawianie się podobnych grafik (a zwłaszcza w budynkach administracji państwowej) w obecnej sytuacji politycznej z jaką mamy do czynienia we wschodniej części naszego kontynentu zmusza do zadania pytania, czy jest to tylko przeoczenie i niezręczność czy już prowokacja, idąca zresztą niemalże wprost tropem wypowiedzi skrajnych polityków rosyjskich takich jak Władimir Żyrinowski, który postulował m.in. rozbiór Ukrainy z udziałem Polski, Słowacji, Węgier i oczywiście Rosji.

Niestety, podobnych „niezręczności” w wydaniu pracowników polskiej administracji jest więcej: jeżeli na dużej polsko-ukraińskiej konferencji pada zdanie „o Ukrainie nie da się rozmawiać bez Rosji”, to nawet jeśli jest to tylko żart-dygresja, nie można przejść obok tego obojętnie jeśli chcemy poważnie myśleć o budowaniu dobrych relacji polsko-ukraińskich.

Wiadomo, że Polska nie wysuwa żadnych roszczeń terytorialnych wobec krajów sąsiednich, co wynika zarówno z obowiązujących traktatów jak i z czystego realizmu politycznego. Zwykle więc podobne incydenty nie są planowanymi działaniami, a wynikają raczej z braku zrozumienia dla odczuć i pojmowania pewnych faktów i symboli przez mieszkańców innych krajów. Działa to zresztą w dwie strony: falę negatywnych komentarzy wywołała w połowie października grafika przygotowana przez ukraiński IPN dotycząca historii Ukraińskiej Powstańczej Armii, gdzie w rubryce opowiadającej o przeciwnikach UPA w czasie II wojny światowej pojawia się symbol Polski Walczącej. I nie byłoby w tym pewnie nic złego, jako że istotnie miały miejsce walki pomiędzy jednostkami UPA i AK, gdyby nie fakt, że symbol Polskiego Państwa Podziemnego pojawił się obok symboli III Rzeszy i ZSRR (w tym miejscu warto też zwrócić uwagę, że aby prawdzie historycznej stało się zadość należałoby umieścić w tym miejscu także informację o bojowym współdziałaniu oddziałów AK/WiN i UPA zarówno przeciwko hitlerowskim Niemcom jak i Sowietom).

Wracając jednak do plakatu Biegu Niepodległości: trzeba z przykrością stwierdzić, że promująca go grafika to przynajmniej niezręczność. O ile polskości Wilna czy Lwowa nie można negować (zresztą nie robi się tego również na Ukrainie w odniesieniu do Lwowa czy innych miast, które mają w swojej historii okres funkcjonowania w ramach I czy II RP), to warto zadać sobie pytanie, jakie byłyby reakcje Polaków, gdyby w Niemczech odbyło się podobne wydarzenie sportowe z promującą je mapą III Rzeczy lub nawet kaiserowskich Niemiec? Czy nie uznalibyśmy tego za przejaw niemieckiego imperializmu i nie odczytalibyśmy tego jako zagrożenia (choćby teoretycznego) dla naszej integralności terytorialnej? Z pewnością tak właśnie by było, nie ma więc co dziwić się reakcji strony ukraińskiej, zwłaszcza wobec trwającego aktualnie konfliktu we wschodniej części kraju.

Chcąc więc budować dobre relacje z sąsiadami – a jest to (a przynajmniej powinien być) jeden z priorytetów polskiej polityki zagranicznej – warto na każdym szczeblu pokusić się o chwilę refleksji nad możliwymi reakcjami sąsiadów na pozornie (z polskiego punktu widzenia) fakty i okoliczności.

Dariusz Materniak

 

Share Button

Odessa: 14 osób zginęło w wypadku kutra; ofiar mogło być więcej

Share Button
Fot. mns.gov.ua
Fot. mns.gov.ua

Kijów, 18 października, UNN. W wyniku wczorajszego wypadku kutra niedaleko Odessy zginęło 14 osób, a 22 udało się uratować. Dzięki temu, że ratownicy szybko dotarli na miejsce udało się uniknąć większej liczby ofiar wobec tego, że warunki pogodowe były trudne a temperatura wody niska.

„Od momentu otrzymania informacji o wypadku o 15.38 do momentu hospitalicaji ofiar minęło 2 godziny 40 minut. To czas odpowiadający normom instrukcji ratowniczych” – powiedział minister Gienadij Zubko.

Jak wynika z dotychczasowych ustaleń, kuter „Iwołga”, który przewrócił się u wybrzeży Odessy był przeciążony. Jego kapitanowi grozi do 10 lat więzienia.

Na podstawie: unn.com.ua

 

Share Button