Błyskawiczna operacja kontrnatarcia armii ukraińskiej we wrześniu, w wyniku której udało się wyzwolić ponad 4000 kilometrów kwadratowych terytorium, wzbudziła podziw zachodnich ekspertów wojskowych, międzynarodowych analityków i polityków. Co więcej, Ukraińcy udowodnili światu nie tylko, że potrafią przeciwstawić się „drugiej armii świata”, ale także umiejętnie zaatakować wroga, który zmuszony był do niechlubnej ucieczki, pozostawiając na polu bitwy znaczące trofea dla Sił Zbrojnych Ukrainy. Szok w reakcji rosyjskich propagandystów, którzy próbowali znaleźć nowe tezy i sformułowania, by scharakteryzować kolosalne porażki na froncie, tylko potwierdził sukces działań ukraińskiego wojska. Klęska znacząco wpłynęła na stan psychiczny okupanta – i wraz z już wewnętrznymi procesami politycznymi na początku sezonu jesiennego może stać się impulsem do rozpoczęcia końca reżimu Władimira Putina.

Autor: Pawło Łodyn

W drugą niedzielę września w Federacji Rosyjskiej odbyły się planowane wybory regionalne, które niektóre głosy polityczne w Rosji proponowały odwołać w związku z „operacją specjalną”. Frekwencja była niezwykle niska, co tylko świadczy o zrozumieniu przez społeczeństwo „czystej formalności” procesu wyborczego i niemożności wpływania w jakikolwiek sposób na procesy społeczne. Oczekuje się, że przy obecnym poziomie dyktatury i braku realnej konkurencji we wszystkich 14 podmiotach federacji, w których odbyły się wybory, przedstawiciele władz zostali gubernatorami, w 12 okręgach, a także w okręgach jednomandatowych, zdecydowaną większość uzyskali przedstawicieli „Jednej Rosji”. Poprawili swoje wyniki w stosunku do 2017 roku i według list wyborczych, w szczególności w Moskwie. Jednocześnie idea przeprowadzenia pseudoreferendów na czasowo okupowanych terytoriach w dniu wyborów regionalnych popadła w zapomnienie w wyniku sukcesów armii ukraińskiej – a od kilku dni są one przeprowadzane chaotycznie i bez większego planu logistycznego.

To na poziomie lokalnym zachodzą na pierwszy rzut oka teoretycznie nieznaczące procesy. Najpierw petersburscy deputowani municypalnej jednostki Smoleńskie złożyli petycję o dymisję i oskarżenie Putina o zdradę stanu. Później dołączyli do nich koledzy z Moskwy, a także z kilku innych regionów Rosji – Niżnego Nowogrodu, Jakucka, Nowosybirska i Tomska. W sumie na dzień 13 września jest 47 podpisów, zauważa inicjator petycji. Widać wyraźnie, że Kreml już dawno nauczył się ignorować sygnały z dołu, zwłaszcza w warunkach obecnej ostentacyjnej konsolidacji wokół postaci lidera. Możemy jednak przypomnieć nieoczekiwaną skalę protestu w Chabarowsku w 2020 roku na przykład. Dzisiejsza atmosfera w Rosji jest znacznie bardziej niepokojąca i taka, w której w każdej chwili może nastąpić eksplozja społeczna.

Takie procesy, których rezultatem będzie usunięcie Putina (polityczne lub nawet fizyczne), mogą zacząć wspierać i karmić kremlowskie, i bliskokremlowskie elity. Jeden obóz polityczny otwarcie cierpi z powodu nałożonych przez Zachód sankcji, których nie zniesiono, i nie rozumie powodów decyzji o rozpoczęciu tego etapu wojny. Inny przeciwnie, krytykuje niepowodzenie dowództwa „operacji specjalnej” i wzywa do dalszej eskalacji. Nie bez powodu Kadyrow, wierny „piechotny żołnierz Putina”, najwyraźniej bez zgody z góry, wezwał wszystkie rosyjskie regiony do szkolenia ochotników. Będzie to oznaczać kolejny etap utraty przez Kreml monopolu na przemoc, co oznacza dalszą dezintegrację scentralizowanej władzy.

Sytuacja, w jakiej znalazł się reżim Putina i dalszy możliwy scenariusz nie jest unikalny. Wręcz przeciwnie, jest to typowe dla dyktatur. W przeddzień rewolucji lutowej upadek monarchii rosyjskiej poprzedziła „zmowa Guczkowa”. W nią poirytowana niepowodzeniami Mikołaja II elita polityczna wraz z generałami starały się zmusić cesarza do wyrzeczenia się władzy. Jednak monarcha nie tylko stracił tron, ale także stracił życie wraz z rodziną w wyniku kolejnych rewolucyjnych wydarzeń. Tak było już ze współczesnymi bliskowschodnimi dyktatorami Husajnem czy Kaddafim – poprzednio potężni i żądni krwi, najpierw zostali oni odizolowani przez własne elity, a później odsunięci od władzy i straceni. Los ostatniego, mówią, mocno swego czasu poraził Putina, który dziś znalazł się między dwoma ogniami, biorąc pod uwagę nastroje kremlowskich elit. Przy nagromadzeniu problemów i niepowodzeń mogą zrobić z niego kozła ofiarnego.

Reżim rosyjski zawsze trzymał się obrazu siły i nie tolerował porażki głównego przywódcy. Jednak Akella spudłował. A szakale kremlowskie już ostrzą pazury i zęby.

Pawło Łodyn – dyrektor wykonawczy Centrum Narracji Politycznych Demokracji; korespondent portalu „Obserwator Międzynarodowy” w Ukrainie.

Tekst ukazał się na portalu obserwatormiedzynarodowy.pl