Obecność prezydenta RP na obchodach 25 rocznicy ogłoszenia Deklaracji Niezależności Ukrainy jako jedynego w tej randze przedstawiciela innego kraju, to gest o wadze trudnej do przecenienia.
Można by stwierdzić, że obecność Andrzeja Dudy u boku Petra Poroszenki podczas oficjalnych uroczystości i defilady wojskowej na kijowskim Majdanie Niezależności to jedynie gest, jednak należy pamiętać o tym, że w świecie dyplomacji to właśnie tego rodzaju gesty są formą deklaracji, a nawet mogą urastać do rangi wyznaczników polityki zagranicznej danego państwa czy wzajemnych relacji pomiędzy krajami.
Ogłoszenie Deklaracji Niezależności przez Ukrainę w 1991 roku, wówczas będącą jeszcze członkiem formalnie (jeszcze) istniejącego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, w ocenie niektórych historyków i ekspertów stało się „gwoździem do trumny” ZSRR. Można stwierdzić, że wydarzenie to, a następnie dalszy bieg wypadków doskonale wpisał się w tezę Zbigniewa Brzezińskiego o tym, że bez Ukrainy Rosja nie jest w stanie być imperium. Wydaje się zresztą, że zgadzają się z tym także sami Rosjanie, zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę ostatnie kilkanaście lat i podejmowane w różnych formach i z różną intensywnością próby ponownego podporządkowania sobie Ukrainy – metodami politycznymi, ekonomicznymi, a na koniec także wojskowymi – choć wydaje się, że sięgnięcie po te ostatnie jest równoznaczne z przyznaniem się do porażki.
Już dzień po referendum, w którym ponad 90% głosujących opowiedziało się za niepodległością i wyjściem z ZSRR Polska, od ponad dwóch lat (tj. od wyborów 4 czerwca 1989 roku i powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego) funkcjonująca jako niezależne państwo, jako pierwsza uznała niezależność Ukrainy. Krok ten wynikał rzecz jasna nie tylko z sympatii, ale przede wszystkim z dobrze pojmowanych własnych interesów odradzającej się niepodłej Polski i wypływającego stąd przekonania, że w wymiarze strategicznym dla naszego bezpieczeństwa (jak również dla całego regionu) najkorzystniejszym będzie rozpad „Imperium zła” na mniejsze części w postaci niezależnych państw, które z czasem wejdą na drogę demokracji i rozwoju (nie wyłączając z tego także samej Rosji). Kolejne lata pokazały, że założenie to, choć słuszne, okazało się być zbyt optymistycznym, jako że nie wszędzie doszło do powstania systemów gwarantujących stabilność polityczną i społeczną.
Przez 25 lat, niejednokrotnie z wielkim trudem, Ukraina była w stanie obronić swoją niezależność. Było to możliwe przede wszystkim dzięki powstaniu i dynamicznemu rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego i pojawiającemu się w razie potrzeby masowemu społecznemu sprzeciwowi wobec działań władz, które godziły w niezależność kraju. Stało się tak dwukrotnie, na przełomie 2004 i 2005, w czasie tzw. „Rewolucji Pomarańczowej” oraz 2013 i 2014 roku, gdy wybuchła tzw. „Rewolucja Godności”. Ostatnie dwa i pół roku to już czas, gdy ceną za niezależność dla wielu obywateli Ukrainy – cywilów i żołnierzy stało się wypełnienie do samego końca słów hymnu państwowego: „duszu, tiło my położim za naszu swobodu”. Zmiany, jakie zaszły w tym czasie, a zwłaszcza te, które nastąpiły w Silach Zbrojnych Ukrainy, które w ciągu wspomnianego okresu czasu wykonały bezprecedensowy skok technologiczny, a także nabyły unikalnego doświadczenia w „symetrycznym” konflikcie zbrojnym pozwalają z umiarkowanym optymizmem patrzeć w przyszłość, nawet w momentach zaostrzenia relacji z Rosją i wiszącej cały czas na Ukrainą teoretyczną groźbą rosyjskiej inwazji na szerszą niż dotąd skalę.
Te 25 lat relacji polsko-ukraińskich to okres mniejszej lub większej aktywności we wzajemnych relacjach, w zależności od koniunktury politycznej w wymiarze wewnętrznym jak i międzynarodowym. Przeważają wydarzenia pozytywne, choć nie brak i takich, które negatywnie wpływały na wzajemne relacje. Kontrowersje w relacjach pomiędzy Warszawą a Kijowem wynikały głównie z różnicy w interpretacji wydarzeń historycznych oraz braku wzajemnego zrozumienia wzajemnych pretensji wobec trudnej, nieraz tragicznej przecież przyszłości (wydaje się, że w ostatnich latach przysłowiowej oliwy do ognia dolewa Moskwa, mniej lub bardziej jawnie wspierając środowiska skrajne w Polsce oraz na Ukrainie). Mimo tego, a także pomimo zmian politycznych w obu krajach przez cały ten czas wyznacznikiem polityki Warszawy wobec Kijowa i odwrotnie było przekonanie o zasadniczym znaczeniu partnerstwa strategicznego i współpracy dla bezpieczeństwa w wymiarze strategicznym. Co więcej, o ile niewątpliwie zasadnymi są pojawiające się pytania o to, czy Polska posiada koncepcję polityki wschodniej jako takiej, o tyle wydaje się, że można stwierdzić, że ma ją wobec Ukrainy – a podstawą tejże jest przekonanie o konieczności wspierania niezależnego i suwerennego państwa ukraińskiego (fakt, że realizacji tej koncepcji niejednokrotnie odbywała się metodą „ad hoc”, nie na bazie wcześniej wypracowanych algorytmów działania, ale w reakcji na zaistniałe kryzysy).
Również ostatnie dwa miesiące w relacjach polsko-ukraińskich upłynęły pod znakiem kontrowersji i dyskusji wokół uchwały polskiego Sejmu, w której znalazło się sformułowanie o ludobójstwie dokonanym na obywatelach II RP przez ukraińskie organizacje nacjonalistyczne podczas II wojny światowej. Choć problematyki tej nie można ignorować wobec jej wagi z punktu widzenia historii oraz jej wpływu na współczesność, to nie powinna ona przesłaniać innych obszarów relacji obu krajów, gdzie istnieje szerokie pole do współpracy – a jest to potencjał, który w wielu miejscach nadal czeka na zagospodarowanie.
Przekonanie to, jak widać podzielają elity rządzące w obu krajach, rozumiejąc znaczenie współpracy zwłaszcza wobec aktualnych wyzwań w polityce międzynarodowej i pojawiających się zagrożeń, wśród których na pierwsze miejsce wysuwa się to ze strony polityki Federacji Rosyjskiej. Dzięki temu mogliśmy kilka dni temu oglądać ukraińskich żołnierzy na defiladzie z okazji Święta Wojska Polskiego w Warszawie, a dzisiaj polskich wojskowych na defiladzie w Kijowie. To przekonanie o wielkiej wartości współpracy i jej przewadze nad konfliktem, zwłaszcza, ze poparte pozytywnymi epizodami we wspólnej historii, powinno już na zawsze stać się naczelną zasada relacji polsko-ukraińskich w przyszłości.
Dariusz Materniak