Znany politolog, filozof i publicysta Francis Fukuyama wystąpił we Lwowie w ramach cyklu wykładów programu „Wykłady i warsztaty dla studiów nad polityką publiczną”. Kurs przygotowano specjalnie dla pracowników uniwersytetów i centrów naukowych, działalność którego koncentruje się wokół badań nad polityką państwa.
W ramach wizyty we Lwowie Fukuyama wygłosił wykład pt. „Korupcja i progres reform na Ukrainie” podczas którego podzielił się swoimi obserwacjami co do aktualnej sytuacji na Ukrainie i tendencji w polityce światowej. Poniżej przedstawiamy kilka fragmentów wygłoszonego we Lwowie wykładu.
Regres demokracji na świecie
Mówiąc o ogólnej tendencji w polityce światowej obecnie warto rozpocząć od upadku Muru Berlińskiego. Niedawno miała miejsce 25 rocznica próby przewrotu w b. ZSRR, tzw. puczu Janajewa. W jego rezultacie odbyło się referendum i w 1991 roku Ukraina stała się niezależnym państwem. Było to ważne wydarzenie, choć teraz wydaje się być już odległą historią. Było to ważne także z innego powodu: Samuel Huntington nazwał je „trzecią falą demokratyzacji”. Przed tymi wydarzeniami krajów demokratycznych było 35-40, po nich liczba ta wyniosła ponad 100. Teraz niemal we wszystkich krajach istnieje taka lub inna forma wyborów demokratycznych, a faktycznie dzisiaj 2/3 państw świata można uznać za demokratyczne.
Aktualnie jednak możemy obserwować także odwrotną tendencję. Mój kolega z Uniwersytetu Stanforda nazywa to „regresem demokracji”. W ciągu 10 ostatnich lat organizacja Freedom House, która bada demokrację na całym świecie mówi o jej upadku, co można opisać pewnymi wskaźnikami – raczej jakościowymi, niż ilościowymi. Czołowe państwa świata działają nie tak dobrze, jak można by tego oczekiwać. USA i Europa przezywają wielkie kryzysy finansowe, co powoduje recesję i spowalnia wzrost i rozwój gospodarczy. USA pogorszyły sytuację także swoim wejściem do Iraku w 2003 roku.
Równolegle możemy mówić o nowych przejawach wzrostu pewności siebie w reżimach autorytarnych. Myślę, że aktualnie możecie widzieć skutki tego procesu. Pod rządami Władimira Putina Rosja odnowiła swoją pewność siebie. Stworzył on agresywną formę nacjonalistycznego reżimu albo quasi-demokratycznych rządów, która ma wielkie ambicje. Nie zważając na to, że spadek cen ropy tworzy negatywny nacisk na gospodarkę Rosji, dąży ona do wzmocnienia autorytaryzmu. To samo można powiedzieć również o Chinach, o których w ciągu następnych 15-20 lat będzie można mówić jako o największej gospodarce świata.
Podczas Zimnej Wojny rozumieliśmy, że istnieje podział pomiędzy liberalnymi demokracjami z gospodarką rynkową, a autorytarnymi reżimami z centralnie zarządzaną gospodarką. Obecnie na świecie wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane. Wydaje mi się, że walka pomiędzy demokracją a autorytaryzmem nadal trwa, ale odbywa się ona w innym obszarze. Chodzi o linię podziału pomiędzy rządami, które są faktycznie demokratycznymi, a tymi, które „udają” demokratyczne wybory – jak ma to miejsce w Rosji. Podstawą reżimu autorytarnego jest to, że sam siebie utrzymuje i pozwala funkcjonować dzięki zasobom, które są rozdzielane pomiędzy niewielką grupą elit, które dążą do wzmocnienia swojej pozycji finansowej, a następnie wykorzystują ją dla wzmocnienia władzy. Powiedziałbym, że reżim tego rodzaju stworzył na Ukrainie prezydent Janukowycz, a przeciwko niemu wystąpił Euromajdan. Nie chcieliście żyć w społeczeństwie, gdzie państwo jest właścicielem wszystkiego, ale w społeczeństwie, gdzie państwo traktuje na równi wszystkich obywateli.
Nacjonalizm jako wyzwanie
Jeszcze jeden światowy problem to otwartość społeczeństw i praca na rzecz rządów prawa. Obecnie obserwujemy formowanie się demokratycznego, jednak nie tolerancyjnego nacjonalizmu. Ten ruch rozszerza się z jednego kraju na drugi. Często przywołuję przykład pana Putina, ale można to obserwować także w innych krajach, w tym m.in. w Turcji za rządów prezydenta Erdogana, a także w innych krajach demokratycznych państwach, takich jak Indie. Tam też nie brak nacjonalizmu, który opiera się na wyznacznikach etnicznych i religijnych. Ten nacjonalizm nie jest otwartym i tolerancyjnym do reszty świata, jak to ma miejsce w społeczeństwach liberalnych. Widzimy także powstanie i rozwój partii radykalnych we Francji, Skandynawii i innych krajach europejskich. Niestety, ma to miejsce także w USA od czasu, gdy Donald Trump stał się uczestnikiem kampanii wyborczej z hasłem „Ameryka dla Amerykanów”.
Dlaczego tak się dzieje? Wydaje mi się, że stoją za tym głębsze przyczyny. Jedna z nich jest związana z gospodarką. To wielkie wsparcie dla polityki nietolerancji i nacjonalizmu to reakcja na globalizację, proces, jaki obserwujemy od ponad 40 lat. Gdyby spojrzeć na okres pomiędzy rokiem 1970 a 2008, gdy rozpoczął się ostatni kryzys widać, że światowa produkcja zwiększyła się dwukrotnie. W tym czasie miał miejsce szybki rozwój i wzrost w USA, Chinach, Ameryce Łacińskiej i wielu innych krajach. Każdy z regionów zwiększył swoje przychody, a setki tysięcy ludzi weszły do tzw. klasy średniej. Ale problem w tym, ze nie wszyscy otrzymali jednakowy dostęp do dóbr zglobalizowanego świata. Chodzi przede wszystkim o tych, którzy są mniej mobilni, mają mniejsze kwalifikacje czy gorszą oświatę. Właśnie dlatego ludzie zaczęli bardziej popierać nacjonalistycznych polityków. Niemal na całym świecie neonacjonalistów popierają ci, którzy przegrali na globalizacji. Jeśli spojrzeć na USA, to tacy sami ludzie są podstawą elektoratu Donalda Trumpa – ludzie, którzy ukończyli co najwyżej szkoły podstawowe, przedstawiciele klasy robotniczej, wielu z nich w nie najlepszej kondycji finansowej: albo stracili pracę, albo mają niski poziom dochodów. Dlatego wierzą, że Donald Trump istotnie uczyni Amerykę znów wielką.
Jeśli spojrzeć na Europę, zwłaszcza na partię Marine Le Pen we Francji, widać tą samą tendencję. Zwykle takie partie wspierają niezbyt światli ludzie, o niższym poziomie oświaty i z nizin społecznych. Takie społeczeństwo jest również podstawą funkcjonowania dla pana Putina, którego popierają przede wszystkim mieszkańcy małych miast i wsi. W Moskwie czy Sankt-Petersburgu jest on mało popularnym i właśnie w tych miastach miały miejsce demonstracje przeciwko jego wyborowi na prezydenta. Podobnie Wiktor Orban, autor koncepcji demokracji nieliberalnej jest niezbyt popularnym w Budapeszcie, ale ma wielkie poparcie na wsi i wśród ludzi, o jakich mowa była wyżej.
To problem, jaki potrzebuje głębszego zrozumienia. Neoliberalne podejście do kwestii handlu czy inwestycji ma z jednej strony wiele zalet, ale z drugiej nie rozwiązuje wielu problemów społecznych. Kluczowe pytanie jest następujące: jak poradzić sobie z problemami tych, którzy przegrali na globalizacji? Stoimy przed poważnym problemem politycznym, jaki da znać o sobie w wielu krajach. Chodzi o wzrost nierówności pomiędzy różnymi częściami społeczeństwa i konflikty, jakie będą rodziły te nierówności.
Euromajdan jako druga szansa
Bardzo dokładnie przyglądam się wydarzeniom na Ukrainie. Śledziłem także wydarzenia Pomarańczowej Rewolucji w 2004 roku i byłem bardzo rozczarowany jej skutkami. Wiele energii włożyli w nią młodzi ludzie, ale nie udało się dokonać efektywnych reform, a rząd nie był w stanie wykonać zadań, realizacji których oczekiwało społeczeństwo. Pomarańczowa rewolucja była w ocenie wielu ludzi porażką, co pozwoliło Wiktorowi Janukowyczowi zwyciężyć w kolejnych wyborach. Druga rewolucja – Euromajdan – była bardzo ważnym wydarzeniem dla Ukrainy, a także dla polityki w wymiarze światowym.
Doświadczenie walki z korupcją w innych krajach pokazuje, że istnieje ona nie z powodu niewiedzy. Większość społeczeństwa rozumie, że korupcja to coś złego i kraj nie może efektywnie funkcjonować, jeżeli elity władzy kradną miliardy. Ale korupcja jest na tyle zakorzeniona, że działa w interesach samych elit – więc nie zniknie, dopóki nie pojawia się warunki polityczne aby usunąć z elit skorumpowanych rządzących i zastąpić ich innymi, z nowymi wartościami, którzy stworzą nowe instytucje. To nie może mieć miejsca bez wystąpienia trzech czynników: istnienia społeczeństwa obywatelskiego, które wystąpi przeciwko starym metodom, lidera i instytucji, które będą realizować te reformy. Jeśli policja otrzymuje wypłaty mniejsze, niż średnia w kraju, trudno jest powstrzymać ją przed przyjmowaniem łapówek i oczekiwać, że będzie właściwie wykonywać swoje obowiązki.
Ukraina ma szczęście z wielu powodów. Funkcjonuje tutaj społeczeństwo obywatelskie – podczas Pomarańczowej Rewolucji siła tego społeczeństwa była dla mnie największym odkryciem. Ludzie byli gotowi wychodzić na ulice i ryzykować swoim życiem aby walczyć o swoje prawa. Wydaje mi się, że są obecni także liderzy, gotowi reprezentować to społeczeństwo. Są także instytucje, które mają swoje defekty, ale mają potencjał do zmian. Trzeba jednak położyć większy nacisk na te słabsze strony. Nie chodzi też tylko o to, by walczyć ze złym rządem, ale samemu dojść do władzy i zmieniać instytucje państwowe. Sądzę, że to właśnie spotkało znaczący opór na Ukrainie. Jeśli żyjecie w złym systemie politycznym, to wydaje się wam, ze wszyscy politycy muszą być skorumpowani, system jest zgniłym nie można go zmienić. Ale jeśli będzie sami trzymać się z dala od polityki, tym bardziej nic się nie zmieni. Dlatego to dobrze, że są przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego, którzy podjęli to wyzwanie i poszli do wyborów aby coś zmienić. Właśnie tacy ludzie są nadzieją.
USA potrzebowały 40 lat, a więc więcej, niż dwa pokolenia aby wykorzenić korupcję. Myślę, że u was uda się to zrobić szybciej. Macie wsparcie z zewnątrz, skonsolidowane społeczeństwo i wcześniej odrobiliście część lekcji. Wielu ludzi w różnych zakątkach świata uważnie przygląda się temu, co dzieje się na Ukrainie. Myślę, że teraz Ukraina jest natchnieniem dla wielu innych krajów.
Kto jest odpowiedzialny za zmiany globalne?
Wiele zmian, jakie mają miejsce w ostatnim czasie, trudno przypisać konkretnym osobom. Według tej logiki można nawet pewne technologię i jej rozwój. W Dolinie Krzemowej, gdzie mieszkam, aktualnie pracuje się nad projektami pojazdów zdolnych do pracy bez kierowców. Czy domyślacie się, ilu ludzi może stracić pracę w związku z takimi wynalazkami? Kto za to odpowiada? Firmy? Myślę, że trudno wskazać odpowiedzialnego. Jeśli idzie o negatywne skutki zmian, winę za zły stan spraw w świecie mogą ponosić polityczni gracze, którzy mają możliwość manipulowania obawami ludzi. Rozumieją, że mogą z tego otrzymać wielkie korzyści. Zrobił to np. Slobodan Miloszević, który roztaczał wielkie perspektywy i możliwości przed serbskim nacjonalizmem. To samo można powiedzieć o Donaldzie Trumpie, który manipuluje obawami Amerykanów co do kwestii imigracji. Wydaje mi się, że także Putin stara się obecnie skorzystać na możliwościach jakie daje agresywny nacjonalizm.
O przyszłości świata
Myślę, że globalizacja i społeczne nierówności jakie stoją za wzrostem nacjonalizmu odegrają swoją rolę, dlatego trudno prognozować, jak dalej będzie rozwijał się świat. Np. w USA, moim zdaniem, Donald Trump nie będzie w stanie wygrać wyborów. Najprawdopodobniej wygra Hillary Clinton i republikanie stracą swoje głosy w Senacie, co spowoduje zmniejszenie liczby zwolenników ich polityki.
Co do Europy, to prognozowanie czegoś konkretnego jest bardzo trudnym. Nie ma obecnie jaskrawego i silnego lidera. Ale mam nadzieję, że nie nastąpi masowy rozwój ruchów populistycznych. Jak już mówiłem, tego typu tendencje rozwijają się na skutek obaw i niezadowolenia. Trzeba myśleć, jak dać sobie radę z takimi problemami. Już teraz wiele robi się, by opanować rozwój ruchów nacjonalistycznych, nie można więc twierdzić, że demokracja nie ma w sobie potencjału.
O Ukrainie i NATO
Moim zdaniem członkostwo Ukrainy i Gruzji w NATO nie było dobrym pomysłem. USA nie mogą wykonywać obowiązków obrońcy wszędzie, mimo, że napad na jednego z członków NATO oznacza atak na wszystkich. Jednak poza tym Ameryka może zrobić bardzo wiele by wspomóc Ukrainę. Obama ponosi konsekwencje udziału USA w operacjach wojskowych w Iraku i Afganistanie, dlatego nie chciał udzielać otwarcie pomocy wojskowej jeszcze jednemu krajowi. W tym obszarze pani Clinton będzie bardziej aktywna i zapewne chętniej wystąpi z propozycjami wsparcia, także wojskowego. Oczywiście, jeżeli wygra wybory.
Mirosława Iwanik