Przeciwko prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi należy wprowadzić sankcje – kiedy powiedziałem to ponad półtora roku temu koledze-dziennikarzowi z Niemiec, jakież było jego zdziwienie. Jednak dziś dla nikogo nie jest sekretem, że Putin wykorzystuje swoją pozycję także dla wzbogacenia się. Niektórzy uważają go za najbogatszego człowieka w Europie, co przestawiają zresztą m.in. filmy produkowane przez BBC, gdzie wspomina się o jego związkach ze światem przestępczym.
W ostatnim czasie David Kremer (instytut McCaina, Freedom House) być może po raz pierwszy otwarcie stwierdził, że należałoby wdrożyć takie sankcje wobec rosyjskiego prezydenta. Dodał przy tym, że jeśli przedstawiciele ukraińskich władz tak jak do tej pory będą prowadzić działania w ramach schematów korupcyjnych, to sankcje należałoby wprowadzić także wobec nich.
Trzeba pamiętać, że rosyjskie elity polityczne i biznesowe nie są izolowanymi, ale zintegrowały się, razem ze swoimi miliardowymi oszczędnościami z Europą i Ameryką – i można „wziąć się” za te miliardy, gdyby tylko była taka wola. Jak dotąd bowiem współpracy Rosji i Zachodu nie spowodowała demokratyzacji tej pierwszej, ale skorumpowała wielu z tych, którzy próbowali „oświecić” Moskwę.
Appeasement i realiści przeciwko zdrowemu rozsądkowi
Dwa lata temu Arsenij Jaceniuk, wówczas premier Ukrainy, operował globalnymi kategoriami: stwierdził, że aneksja Krymu to nie wydarzenie o znaczeniu lokalnym, ale element upadku całości ładu międzynarodowego, opartego na systemie zbudowanym po konferencji w Jałcie i akcie z Helsinek. Tym samym, sama idea międzynarodowych porozumień została bardzo mocno podważona.
Tymczasem jednak rząd Arsenija Jaceniuka podał się do dymisji, jako nieefektywny i rozczarowujący, zarówno dla ukraińskiego społeczeństwa jak i dla zachodnich partnerów. Brak jest nadal politycznej woli dla poważnych zmian, za to nie brak skandali korupcyjnych i konfliktów – osobistych i grupowych. Naród i ulica milczą, jednak jak pokazują doświadczenia ukraińskich rewolucji, takie milczenie może okazać się złowrogim.
W tych warunkach zachodni partnerzy Ukrainy są w stanie jak na razie „tolerować” ukraińskie elity polityczne. Na kijowskim Forum Bezpieczeństwa można było usłyszeć komentarze, w myśl których Zachód nigdy nie uzna aneksji Krymu i te o konieczności pełnego wykonania porozumień z Mińska. Mimo tego, w UE nie milkną wezwania do zniesienia sankcji wobec Rosji, a perspektywa wznowienia konsultacji pomiędzy NATO i Rosją wskazuje, że obie strony będą dążyć do normalizacji stosunków, nie oglądając się na sytuację Ukrainy. Przedstawiciele Sojuszu zaznaczają zresztą, że porozumienia z Mińska powinny być wykonane nie tylko przez Rosję, ale przez obie strony konfliktu.
Aktualnie zagrożonym jest nie tylko obszar liberalnej demokracji, ale pokój na całym świecie – zuchwałość polityki Kremla nie zostawia tutaj wielkich wątpliwości. Rosji, jak stwierdził były ambasador Wielkiej Brytanii, Edward Bud, pozostali dwaj sojusznicy – ropa i gaz, co czyni ją jeszcze bardziej niebezpieczną i agresywną.
Brak konsekwencji ataków cybernetycznych na Estonię w 2007 roku czy agresji wobec Gruzji z 2008 roku spowodował jedynie wzrost rosyjskich apetytów. Za pozytyw w tej sytuacji należy uznać fakt, iż na miesiąc przed szczytem NATO w Warszawie w Polsce mają odbyć się duże manewry NATO pod kryptonimem „Anakonda”, z udziałem ponad 20 tysięcy żołnierzy, także z USA. Polska, podobnie jak inne kraje wschodniej flanki NATO domaga się rozmieszczenia na swoim terytorium sojuszniczych żołnierzy, zresztą aktualne plany zakładają takie działania również w krajach bałtyckich, choć na razie w wymiarze symbolicznym.
Aktualna sytuacja jest w pewnym sensie zbliżona do tej sprzed wybuchu II wojny światowej. Rosja rozumie jedynie mowę siły. Zatrzymać agresję dzisiaj, podobnie jak Hitlera w latach 30-tych XX stulecia można jedynie siłą, w tym przede wszystkim wzmocnieniem strategii odstraszania (ang. deterrence). Ale dopóki liderem demokratycznego świata jest Barack Obamy, który nie chce pozycji lidera ani dla siebie, ani dla swojego kraju, możemy budować analogie pomiędzy nim, a postacią Nevilla Chamberlaina. Obama aktualnie to słaby prezydent u kresu kadencji. Również Chamberlain pod koniec lat 30-tych mówił o tym, że Wielka Brytania nie powinna włączać się w wojny związane z problemami narodów, które „są daleko i których nie rozumiemy”. Polityka appeasementu bardzo negatywnie zapisała się w historii, a odmowa przekazania Ukrainie broni przez prezydenta USA (mimo wsparcia ze strony Kongresu czy sekretarza obrony) wpisuje się w takie właśnie działania. Od tego, który wariant amerykańskiej polityki będzie dominującym: izolacja czy dążenie do siłowego powstrzymania agresji, może zależeć przyszłość Europy i świata. Warto przy tym pamiętać, że – jak stwierdził doradca byłego już premiera Ukrainy, Daniło Lubkivsky – Europa nie kończy się w Przemyślu.
Bezpieczeństwo informacyjne
Jak przekazać zachodnim rządom informację o tym, że Rosja i jej polityka stanowi zagrożenie także dla nich, kiedy w krajach demokratycznych na zachodzie kontynentu dominuje milcząca większość? Większość społeczeństw nie jest nastawiona na rozwój czy zmiany, ale na utrzymywanie status quo. Większość mieszkańców Unii Europejskiej nie uważa Rosji za zagrożenie i nie traktuje jako takiego rosyjskiej agresji na Ukrainę. Także dla Ameryki i Kanady rosyjskie zagrożenie to coś, co ma znaczenie co najwyżej regionalnego problemu.
Dlatego właśnie kwestia bezpieczeństwa informacyjnego pozostaje kwestią kluczową. Kraje zachodnie powinny nareszcie rozdzielić kwestie wolności prasy od informacyjnej dywersji i propagandy. Jak to zrobić – jak na razie odpowiedzi na to pytanie nie ma. Mówi się zwykle, że w krajach demokratycznych można mieć różne punkty widzenia i tak jest dobrze. Ale w warunkach wojny informacyjnej to nie jest odpowiedź.
Zachodnie rządy wkrótce mogą zetknąć się z sytuacją, w której rosyjskie pranie mózgów obywatelom UE spowoduje sytuację, w której aktualny establishment stanie się marginesem. Nie można zapominać, że Rosja wydaje na utrzymanie narzędzia propagandy, jakim jest „Russia Today” setki milionów dolarów. Gdy doda się do tego kryzys klasycznych partii politycznych, brak możliwości sprawnego funkcjonowania państw socjalnych, wzrost popularności ruchów skrajnie prawicowych i migracje – kłamstwo, jak u Orwella, stanie się prawdą. I ponownie pojawi się realne ryzyko podziału świata na strefy wpływów, a podzielony Zachód nie będzie w stanie się temu przeciwstawić. Reżim Putina stara się pozbawić obywateli państw zachodnich punktów orientacyjnych – i nie będzie to trudne, jako że relatywizm na Zachodzie jest dość popularnym, więc najpewniej wielu bez problemu zaakceptuje świat półprawd i pół-kłamstw. Jednak od rosyjskich trolli, trudniących się „praniem mózgów” znacznie niebezpieczniejsi są „polityczni realiści”, którzy przekonują, że kraje zachodnie są zbyt małe i zbyt słabe, by przeciwstawić się Rosji Putina. Jeśli coś zagraża Europie, to tylko taki „polityczny realizm”.
Teoretycznie można przeciwstawić się rosyjskiej machinie propagandowej. Szczególnie istotną kwestią jest rozwiązanie problemu słabości audytorium, które łatwo poddaje się negatywnym wpływom. Analogiczny problem istnieje zresztą na Donbasie – i na okupowanym, i na części pozostającej pod kontrolą władz w Kijowie. Trudno pracować z ludźmi, którzy są słabo poinformowani, nie myślą krytycznie i nie opierają się manipulacjom. To wielkie wyzwanie, zwłaszcza, że większość ludzi żyje potrzebami dnia codziennego i jest dla nich stan normalny.
***
James Scherr wielokrotnie podczas obrad Forum w Kijowie powtórzył, że KGB pojawia się tam, gdzie widzi słabość. Demokratyczny Zachód powinien dokonać przeglądu swoich instytucji i zasobów, tak, aby zlikwidować te słabości, które mogłyby zachęcać Putina. Do tego jednak jest bardzo daleko. Zaledwie 5 z 28 krajów NATO wydaje na obronność więcej niż 2% swojego PKB, gdy jednocześnie odsetek ten w przypadku Izraela wynosi 10%, a Ukrainy – 5% (dla porównania w czasie II wojny światowej Wielka Brytania wydawała na obronę 22% swojego ówczesnego PKB).
Jeśli chodzi zaś o Ukrainę – nasze bezpieczeństwo jest w naszych rękach. Społeczeństwo, a także kraje zachodnie nie będą w nieskończoność tolerować obecnej sytuacji. Niestety wydaje się, że elity polityczne Ukrainy nie są w stanie tego zrozumieć, a powstające dopiero społeczeństwo obywatelskie nie jest w stanie w nieskończoność wyręczać rządzących. Szczególnie niebezpiecznym byłby moment, w którym zachodni liderzy stwierdziliby, że Ukraina jest niereformowalną. Taki wniosek pozwoliłby nowemu amerykańskiemu prezydentowi stwierdzić, że nie warto więcej zajmować się Ukrainą i pozostawić jej problemy krajom europejskim – a tym brakuje wszystkiego, może poza własnymi problemami…
Wołodymyr Kuchar