W zeszłym tygodniu ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca wystąpił ze sprostowaniem dotyczącym wypowiedzi polskiej premier Beaty Szydło podczas debaty w Parlamencie Europejskim w Brukseli, która wspomniała o blisko milionie rzekomych „uchodźców” z Ukrainy w Polsce. Deszczyca zabrał głos mimo tego, że rozumiał przyczyny, dla jakich polska premier użyła takiego, a nie innego sformułowania.
„Gdy mowa jest o imigrantach – to poważny problem. Polska przyjęła blisko milion uchodźców z Ukrainy, ludzi, którym nikt nie chciał pomóc. O tym także trzeba mówić”. Beata Szydło, Parlament Europejski, Bruksela, 19 stycznia 2016r.
„Premier mówiła o uchodźcach z Ukrainy, ale w Polsce nie ma uchodźców z Ukrainy. Są osoby, które przyjeżdżają i przebywają tutaj legalnie, pracują, uczą się, płacą podatki i przyczyniają się do rozwoju polskiej gospodarki. Oni nie są uchodźcami, nie otrzymali takiego statusu i w związku z tym nie otrzymują żadnej pomocy socjalnej”. Andrij Deszczyca w komentarzu dla PAP, 20 stycznia 2016r.
„W Polsce przebywa być może do miliona osób – ukraińskich pracowników, którzy przybyli tutaj i przebywają legalnie, którzy zajęli te miejsca pracy, które zwolniły się po tym, jak ponad milion Polaków wyjechało za granicę w poszukiwaniu lepszego zajęcia. Także dzięki nim polska gospodarka może się rozwijać. Z pewnością, Polakom jest na rękę opowiadać o tym, że są rzekomo problemy z uchodźcami z Ukrainy, w ten sposób bowiem wykorzystuje się fakt przebywania w Polsce ukraińskich pracowników jako argument w dyskusji z UE w sprawie przyjęcia uchodźców z Bliskiego Wschodu”. Andrij Deszczyca, komentarz dla agencji UKRINFORM, 20 stycznia 2016r.
Warto dodać, że o „uchodźcach” z Ukrainy w ciągu ostatniego tygodnia wspominał także wicepremier Mateusz Morawiecki podczas wywiadu dla telewizji Bloomberg w Davos. Nie jest tajemnicą, że rząd Beaty Szydło jak i poprzedni rząd Ewy Kopacz próbuje wykorzystać fakt przebywania w Polsce znacznej liczby imigrantów z Ukrainy jako argumentu przeciw zwiększeniu kwot przyjmowanych uchodźców z krajów Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. W komentarzu dla UKRINFORM Andrij Deszczyca przyznał, że wie, dlaczego taką retoryką posługują się przedstawiciele polskiego rządu.
Niestety, komentarz Andrija Deszczycy dla PAP nabrał znacznego rozgłosu i to nie tylko w polskich, ale także w europejskich mediach, co mogło wpłynąć na osłabienie pozycji rządu Beaty Szydło w dyskusji co do podziału kwot uchodźców pomiędzy kraje UE. Trzeba pamiętać, że w Polsce nie do końca minęło jeszcze wrażenie, że ukraiński rząd i prezydent nie przywiązują zbyt wielkiej wagi do relacji z Polską. Takie opinie pojawiły się po rozmowie telefonicznej prezydentów Polski i Ukrainy w sierpniu 2015 roku: wówczas prezydent Ukrainy stwierdził, że zasadnym jest rozszerzenie formatu rozmów ws. uregulowania sytuacji w Donbasie, a gdy Andrzej Duda przekazał tę informację mediom, Poroszenko zaprzeczył (więcej na ten temat: http://www.polukr.net/blog/2015/10/polska-po-wyborach-a-kwestia-ukrainska/).
W mediach społecznościowych komentarz Deszczycy spotkał się z pozytywnym przyjęciem znacznej części imigrantów z Ukrainy w Polsce, która nie chce, by uważano ich za odbiorców pomocy socjalnej i aby częste używanie słowa „uchodźcy” spowodowało negatywne nastawienie polskiego społeczeństwa do nich samych. Pojawiły się jednak także głosy wskazujące, by nie prowokować niepotrzebnych sprzeczek z polskim rządem i przeceniać wyrażonego przez ambasadora przekonania o znaczeniu imigrantów z Ukrainy dla polskiej gospodarki.
Tak czy inaczej, sprostowanie ambasadora Ukrainy dotyczące wystąpienia polskiej premier mogło spotkać się z negatywną reakcją tej części polskiego społeczeństwa, która popiera stanowisko rządu i występuje przeciw przyjęciu uchodźców z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu (a jest to ponad 63% Polaków, jak wynika z badań przeprowadzonych przez CBOS), tym bardziej, że w Polsce wielu ludzi jest przekonanych, że wzrost liczby imigrantów zarobkowych z Ukrainy jest spowodowany trwającym konfliktem zbrojnym w Donbasie, a nie wzrostem popytu na siłę roboczą w Polsce. Do przyjmowania uchodźców z Ukrainy pozytywnie odnosi się 61% Polaków (co ciekawe są wśród nich ci, którzy występują przeciwko przyjmowaniu uchodźców w ogóle – jest tak dlatego, że nie uważają oni Ukraińców za typowych uchodźców i podobnie jak rząd traktują to pojęcie dość szeroko).
W polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych podjęto decyzję, by publicznie nie sprzeczać się z Andrijem Deszczycą. Jedyną uwagę pod jego adresem wygłosił zastępca szefa MSZ Konrad Szymański, który w rozmowie z dziennikarzem telewizji TVN24 stwierdził, że „ambasador ma ten przywilej, że może rzetelnie zbadać znaczenie każdego słowa”. Z kolei do wypowiedzi Beaty Szydło należy zastosować zasady „debaty parlamentarnej”, co pozwala jej na pewne uogólnienia, a nie stosowanie zasad „seminarium naukowego”.
O wiele gorszym dla ukraińskiej dyplomacji jest fakt, że komentarz Andrija Deszczycy został wykorzystany przez polskie media o profilu opozycyjnym do ataków na polski rząd. Od razu po wizycie Beaty Szydło w Brukseli, dziennikarze „Gazety Wyborczej” przygotowali kilka artykułów, w których szczegółowo wypunktowali wystąpienie polskiej premier w Brukseli, próbując sprawić wrażenie, że nie raz pojawiły się w nim przekłamania. Jeden z tych artykułów poświęcony był właśnie słowom o milionie uchodźców z Ukrainy w Polsce i odnosił się m.in. do oficjalnych danych o liczbie osób, jakie otrzymały ten status. Można stwierdzić, że gdyby „GW” nie szukała pretekstu, by obwinić premier Beatę Szydło o kłamstwo, słowa o „uchodźcach” z Ukrainy nikogo by nie interesowały. Stało się jednak inaczej i komentarz ukraińskiego ambasadora dla PAP został wykorzystany między innymi w publikacjach „Gazety Wyborczej”, a nazwisko ambasadora pojawiło się m.in. w kontekście tytułu o „kłamstwie premier Szydło”. Tym samym ambasador Ukrainy stał się mimowolnie uczestnikiem wewnętrznej gry politycznej w Polsce, co nijak ma się do statusu dyplomaty.
Próby wciągania dyplomatów innych (zwłaszcza zachodnich) państw w wewnętrzną walkę polityczną na Ukrainie trwają od dawna, ale opisywany przypadek jest pierwszym, w którym w innym kraju w spory polityczne wciągnięto ukraińskiego dyplomatę. W takich wypadkach dyplomaci powinni zachowywać szczególną ostrożność i brać pod uwagę konsekwencje swoich słów, aby nie szkodzić relacjom z krajami pobytu, zwłaszcza, że w Polsce nie ma żadnych oznak zbliżających się wcześniejszych wyborów.
Dmytro Borysow