Wyniki letniego sondażu opinii publicznej, które pokazały kolejny spadek notowań prezydenta Petra Poroszenki, ożywiły dyskusję na temat perspektyw „trzeciego Majdanu” i możliwych demonstracji przeciw władzy. W związku ze zbliżającymi się wyborami lokalnymi, zaplanowanymi na październik 2015r., rozpalenie nastrojów społecznych jest na rękę wielu siłom politycznym, które podsycają wśród obywateli niezadowolenie z obozu rządzącego. Czy to niezadowolenie przeleje się w masową akcję, a tym bardziej prowadzić będzie do obalenia rządzących? Pod warunkiem utrzymania obecnego stanu rzeczy, taki scenariusz rozwoju wydarzeń wydaje się mało prawdopodobny.
Kruchy lód pod wrogiem
W społeczeństwie podstaw do oburzenia nie brakuje: zubożenie obywateli w wyniku zawirowań gospodarczych i ostrego spadku hrywny, wzrost opłat za mieszkanie i cen na większość towarów i usług, działania wojskowe na wschodzie Ukrainy, których końca nie widać, wbrew przedwyborczym obietnicom Poroszenki. Znaczna część elektoratu narodowo-patriotycznego ma jednak największy zarzut do prezydenta jeśli chodzi o próby rozwiązania wojny w Donbasie poprzez porozumienia pokojowe z Mińska oraz wniesienie zmian do Konstytucji.
To właśnie reforma konstytucyjna, która przewiduje decentralizację państwa, jest w ostatnich dniach „na szczycie” piramidy pretensji wobec władzy – w związku z zaplanowaną na 31 sierpnia (wczoraj) nadzwyczajną sesją parlamentu w tej sprawie.
Zdaniem byłego szefa Obwodu Donieckiego, pozapartyjnego deputowanego ludowego Serhija Taruty, przewidziane w reformie zmiany ustawy zasadniczej Ukrainy doprowadzą do zaostrzenia nastrojów protestujących. „Wdrożenie tych elementów pozwoli zalegalizować władze bojowników, którzy zajęli część Obwodów Donieckiego i Ługańskiego. Może to doprowadzić do ogromnej frustracji w społeczeństwie, jest to ogromne wyzwanie. Po co tak wiele ofiar, tyle zniszczeń, tak wiele zaprzepaszczonych ludzkich losów i rozbitych rodzin, jeżeli można to było zrobić jeszcze rok temu?” – cytuje Tarutę stacja „Espreso TV”.
Były szef Donieckiej Obwodowej Administracji Państwowej radzi Poroszence wybrać, komu prezydent chce służyć – narodowi ukraińskiemu czy zachodnim politykom (decentralizacja oraz charakter samorządu w obwodach „problemowych” zostały przewidziane w Porozumieniach z Mińska i według niektórych informacji były żądaniem Putina wobec Ukrainy i jej sojuszników).
Zapewnienie „specjalnego statusu” dla Donbasu „nieuchronnie doprowadzi do narodowego buntu” – to wiodący obecnie temat dyskusji w ukraińskich sieciach społecznościowych.
Wśród aktywnych krytyków prezydenta jest też szef fundacji „Majdan Spraw Zagranicznych”, były Konsul Generalny Ukrainy w Stambule Bohdan Jaremenko. Nazywając Poroszenkę „bankrutem politycznym” dyplomata prognozuje jego przedwczesne odejście z urzędu, „prawdopodobnie w najbliższym półroczu”. Jaremenko wzywa, aby „rozwijać demokratyczne narzędzia nacisku na władze”, jednak nie wyklucza, że zmiana władzy może odbyć się w drodze rewolucji lub nawet buntu wojskowego.
„Sytuację w kraju prezydent nazwał chodzeniem po kruchym lodzie. Krytykę zmian do konstytucji i Porozumień Mińskich porównał do wypraw na Kijów i innych wrogich działań. Tak więc zamiast przeciwników Poroszenko chce mieć wrogów. Mnie to satysfakcjonuje” – napisał na swoim profilu na Facebooku Jaremenko po występie szefa państwa podczas parady w Dniu Niepodległości Ukrainy. Tradycyjnie już zebrał liczne pochlebne opinie od zwolenników.
Dwuznaczności konstytucyjne i technologie wyborcze
Z apelem, aby „nie przyznawać Donbasowi specjalnego statusu”, do prezydenta zwrócili się także przedstawiciele ukraińskiej elity intelektualnej. Pod jednym z takich otwartych listów podpisało się ponad 30 wybitnych działaczy ukraińskiej polityki i kultury, a wśród nich Dmytro Pawlyczko, Jurij Sierbak, Myrosław Popowycz, Wiaczesław Briuchoweckyj, Wiktor Szyszkin, Wołodymyr Ogryzko, Lewko Lukjanenko i inni.
Jeden z poważniejszych zarzutów wobec prezydenta to ten, jakoby nowa konstytucja mogła przyznawać separatystom w Donbasie faktyczne prawo weta w sprawie określania polityki zewnętrznej Ukrainy, czyli umożliwiała blokowanie integracji europejskiej.
„Żadnego specjalnego statusu dla Donbasu w projekcie konstytucji nie ma. Ale nawet gdyby był, tzw. trzeci Majdan na Ukrainie nie jest możliwy” – podkreśla w komentarzu dla polukr.net politolog Wołodymyr Fesenko. „Możemy zaobserwować wiele takich wniosków i skarg od organizacji społecznych i osób prywatnych w tej sprawie, ale jest mało prawdopodobne aby ci, którzy takie listy piszą, wyszli później na ulicę aby walczyć z władzą” – dodaje Fesenko.
Jego zdaniem sytuację zaostrzają partie polityczne. W koalicji parlamentarnej coraz bardziej widoczny jest podział na linii „władza” (Front Narodowy, UDAR, Blok Petra Poroszenki) i „opozycja” (Batkiwszczyna, Partia Radykalna, Samopomoc).
Rzecz jasna byłoby to nieprawdopodobne, gdyby partia będąca w koalicji przypuściła działania rewolucyjne przeciwko prezydentowi i gabinetowi ministrów, na którzy sama głosowała i w którym ma swoich przedstawicieli – chodzi przede wszystkim o dążenie do zebrania jak największego kapitału politycznego przed wyborami lokalnymi w październiku br. Dzięki opozycji do mało popularnego rządu.
Jeśli chodzi o Samopomoc, partię mera Lwowa Andrija Sadowego, Fesenko podkreśla, iż podczas wyborów parlamentarnych w 2014r. partia weszła do Rady Najwyższej dzięki swojemu wizerunku „nowych twarzy”, ale obecnie jest zmuszona szukać nowych argumentów aby przyciągnąć do siebie wyborców. To właśnie przedstawicielka Samopomocy, Oksana Syroid, będąca wiceprzewodniczącą Rady Najwyższej, dała impuls do egzaltacji w sprawie zmian konstytucyjnych pisząc na profilu Facebook o „silnej presji na deputowanych ludowych ze strony społeczności międzynarodowej, aby DNR i LNR otrzymały specjalny status w ukraińskiej Konstytucji”.
Pojęcie „specjalnego statusu” w projekcie zmian do ustawy zasadniczej jest tymczasem nieobecne. Dotyczy ono jedynie uzupełnienia rozdziału „Przepisy przejściowe” o następujący punkt: „Szczególny charakter samorządów lokalnych w osobnych rejonach Obwodów Donieckiego oraz Ługańskiego są określone odrębna ustawą”.
Przeciwnicy innowacji konstytucyjnych podkreślają, że taką ustawę w każdej chwili może uchwalić zwykła większość parlamentarna, licząca 226 głosów. Ponadto nie ma żadnej gwarancji, że większość ta będzie wówczas proukraińska. Politolodzy przypominają jednak, że „szczególny charakter samorządu lokalnego” to nie „specjalny status” i w przypadku niezgodności zapisów z konstytucją prezydent zawsze będzie mógł zastosować prawo weta wobec takich zmian legislacyjnych.
Pomimo wrażliwości tej kwestii i istniejących niejasności, Fesenko uważa, że status Donbasu ani krach porozumień z Mińska nie będzie wystarczającą podstawą do masowych protestów.
Warto mieć na uwadze, że według badań opinii publicznej większość obywateli Ukrainy opowiada się za pokojowym rozwiązaniem problemu Donbasu, a nie wojskowym. Nawet biorąc pod uwagę obecny poziom poparcia dla Petra Poroszenki, połowę niższy niż we wrześniu ubiegłego roku, jego przeciwnicy to w dużej mierze zwolennicy „bloku opozycyjnego” oraz różnorodne siły prorosyjskie, które również występują w obronie pokojowego rozwiązania konfliktu i nie popierają radykałów, którzy odrzucają zawarte porozumienia oraz próby negocjacji.
Nieufność do liderów
Według sondażu przeprowadzonego przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii (w dniach 27.06-09.07 2015r., 2,044 respondentów we wszystkich regionach Ukrainy z wyjątkiem Krymu) wśród tych wyborców, którzy byli pewni swoich sympatii, na Poroszenkę zagłosowałoby 26,9% ankietowanych. To prawie dwa razy mniej, niż kiedy obecny prezydent wygrał wybory w 2014r. Po piętach depcze mu Julia Tymoszenko (25,6%), której notowania ciągle rosną.
Na jeszcze niższym poziomie, blisko 17%, kształtuje się poziom zaufania do Poroszenki.
„Poroszenko jeszcze nie osiągnął tego poziomu nieufności, który miał Janukowycz przed rozpoczęciem Majdanu” – przyznał zastępca dyrektora Instytutu Socjologii Państwowej Akademii Nauk Ukrainy, Jewhen Gołowacha. „Bez wątpliwości to jednak sygnał ostrzegawczy – coś w pracy tego rządu poszło nie tak. Poroszenko i Jaceniuk, jeszcze wczoraj liderzy Majdanu, nie potrafili przekonać narodu ukraińskiego, że nie są tacy, jak poprzednie władze” – dodał Gołowacha.
Jednocześnie socjolog jest przekonany, że trzeciego Majdanu w najbliższej przyszłości nie będzie. „Ludzie rozumieją, że w kraju toczy się wojna i nie jest to najlepszy czas dla rewolucji, dlatego też są oni gotowi tolerować tą władzę” – uważa.
Tego samego zdania jest Wołodymyr Fesenko, który przypomina, że w ciągu pierwszego roku urzędowania notowania wszystkich ukraińskich prezydentów ulegały spadkowi. Przy tym politolog zaznacza, że nawet po gwałtownym spadku zaufania Poroszenko pozostaje najbardziej popularnym wśród wszystkich ukraińskich polityków i jeżeli już protestować przeciw komuś, to logiczne, że miałoby to dotyczyć przede wszystkim rządu.
W tym kontekście warto podkreślić, że notowania partii premiera Arsenija Jaceniuka „Front Narodowy”, która w ubiegłym roku zdobyła największą liczbę głosów, obecnie spadł do poziomu błędu statystycznego – 1-2%. Dla aktywnej części patriotów-nacjonalistów Jaceniuk odszedł na tylny plan, a uosobieniem „polityka zdrajcy i bankruta” stał się Petro Poroszenko.
Potrzebny zbieg okoliczności
Rzecz jasna odrzucać prawdopodobieństwa masowych protestów nie warto. Zaostrzenie demonstracji możliwe jest jesienią w związku z zaplanowanym kolejnym etapem podwyżek rachunków, które niefortunnie nakładają się na retorykę uczestników wyborów lokalnych i związaną z nimi sytuacją polityczną w Radzie Najwyższej.
„Aby protest stał się potężną siłą napędową, potrzebny jest zbieg kilku czynników” – mówi Fesenko. „Moim zdaniem tymi czynnikami mogłyby być katastrofalna porażka na froncie oraz krach gospodarczy. Na przykład dwukrotny spadek wartości hrywny w ciągu kilku dni” – typuje ukraiński politolog.
Inne powody trzeciego Majdanu eksperci uważają za sztuczne i niemal jednogłośnie zgadzają się, że radykalne demonstracje uliczne przeciwko ukraińskiej władzy byłyby na rękę przede wszystkim Moskwie.
Na przykładzie ustawionych demonstracji górniczych, które odbyły się w Kijowie w kwietniu tego roku, można wnioskować na ile propaganda rosyjska zdolna jest zrobić z muchy słonia – nawet z porównywalnie niewielkiej i opłaconej akcji protestu. Ukraińcy, mimo niezadowolenia z władzy, odróżniają jednak ziarno od plewu i nie spieszą się przyłączać do żadnego Majdanu.
Terminowa „pacyfikacja”
W obecnych warunkach, gdy po kraju „wędruje” duża ilość broni, istnieje co prawda możliwość zbrojnego powstania przeciwko rządowi ze strony stosunkowo niewielkiej, ale radykalnej i dobrze zorganizowanej grupy paramilitarnej. To prawdopodobieństwo jest jednak czysto teoretyczne.
Według Wołodymyra Fesenko znacznie większe zagrożenie było w roku ubiegłym, gdy wystąpił problem z radykalizmem i brakiem kontroli nad batalionami ochotniczymi. Od tego czasu miała miejsce ich „polityczna pacyfikacja” poprzez włączenie w struktury Sił Zbrojnych Ukrainy (najwyraźniej ten proces przebiegał przy wskazówkach ze strony partnerów zachodnich), dzięki czemu zmniejszyła się groźba przewrotu zbrojnego.
Wyjątek stanowi Prawy Sektor i część batalionu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, jednak i tutaj ryzyko jest nieznaczne. Jak przyznał Fesenko, Dmytro Jarosz i inni przywódcy Prawego Sektora po wydarzeniach w Mukaczewie zdecydowali się nie eskalować napięcia i faktycznie wycofali się z kwestii konfrontacji z władzami.
Nie warto być zbyt pewnym siebie
Socjologowie wskazują, że choć kryzys gospodarczy odczuła praktycznie cała ludność Ukrainy („bardzo poważnie” – 59%, „w pewnym stopniu” – 37%), nie doprowadziło to do zaostrzenia nastrojów protestujących. Świadczą o tym wyniki sondażu opinii publicznej, przeprowadzonego w dniach 22-27 lipca przez Fundusz Inicjatyw Demokratycznych im. Ilka Kuczeriwa.
Według opublikowanych danych tylko 3,9% Ukraińców jest gotowych wziąć udział w strajkach oraz demonstracjach bez żadnych wahań, a 14,2% „raczej gotowych” do przyłączenia się. Kolejne 14,8% obywateli nie ma zdania, reszta – zdecydowanie lub prawie zdecydowanie nie pójdzie strajkować.
Jednocześnie dyrektor Funduszu, Iryna Bekeszkina, podkreśla, że rząd nie powinien być zbyt pewny siebie, ponieważ na Ukrainie możliwe są nagłe wybuchy aktywności protestacyjnej. Na przykład w styczniu, kiedy nastąpił gwałtowny spadek wartości hrywny, gotowość wyjścia na ulice wyraziło 42% obywateli.
W końcu nie warto zapominać, że wiosną 2013r. żadni eksperci nie byli w stanie przewidzieć Rewolucji Godności, a tym bardziej jej sukcesu w obaleniu władzy siłą. W maju 2013r. tylko 26% Ukraińców wierzyło, że w ich miastach i wsiach mogą rozpocząć się masowe protesty. W lipcu 2015r. ta liczba wyniosła 28%.
Dmytro Lychowij
Tłumaczenie: Nataliia Sokolova
Fot. polukr.net