70 lat temu, 6 sierpnia 1945 roku, świat dowiedział się co to takiego broń jądrowa. Amerykańska głowica bojowa zrzucona na Hiroszimę zabiła ponad 70 tys. cywilów, a 60 tys. wkrótce zmarło w wyniku choroby popromiennej. A polityczny skutek użycia broni był bezsporny – nieunikniona kapitulacja Japonii. Dziś rosyjskie media bardzo aktywnie wykorzystują wizerunek USA jako państwa zła, które na krwi cywilnych obywateli Japonii zbudowało swoją potęgę oraz zdobyło pozycję światowego lidera. Podobny motyw przewodni można prześledzić w archiwalnych filmach dokumentalnych rosyjskich kanałów telewizyjnych dobranych do daty, na przykład: „Hiroszima. Świat po amerykańsku” na kanale Pierwszym. W ten sposób grając na uczuciach, Rosja stara się nie tylko pogodzić z Japonią, którą chce wykorzystać dla równowagi swojej polityki wschodniej, ale też po raz kolejny namalować przestępczy, antyludzki wizerunek amerykańskiego imperializmu i całego „gnijącego świata zachodniego”. Oczywiście podobna „kuchnia” jest aktualna w pierwszej kolejności dla lokalnej ludności, ukierunkowana na dalsze rozdmuchiwanie wrogiego stosunku Rosjan do Amerykanów. Jednak zupełnie blisko Rosji, ściślej – u kierownictwa w pseudorepublikach DNR i ŁNR zaczęto mówić o możliwości użycia różnego rodzaju broni jądrowej.
Chodzi o radioaktywne cmentarzysko nieopodal Donieckiej Fabryki Państwowej Wyrobów Chemicznych (ДКЗХВ), niegdyś potężnego producenta amunicji i materiałów wybuchowych. Rzekomo substancje (promieniotwórcze odpady), które się tam znajdują można wykorzystać do budowy tak zwanej „brudnej bomby”. „Brudna bomba” w potocznym rozumieniu nie jest bronią jądrową. Jest to broń radiologiczna, typ broni masowego rażenia (ЗМУ), która wykorzystuje jako element rażenia promieniowanie jonizujące materiałów promieniotwórczych. Broń ta składa się z jądra z promieniotwórczymi izotopami i ładunku substancji wybuchowej (np. trotylu), a podczas wybuchu jądro z izotopami ulega zniszczeniu i dzięki fali uderzeniowej, radioaktywna substancja jest rozpylana na dość dużej przestrzeni. W ten sposób „brudną bombę” można nazwać raczej jednym z rodzajów broni chemicznej.
Istnieją dwie sprzeczne wersje pochodzenia tego typu plotek. Pierwsza: historię tę wymyślono w Rosji/DNR, aby zastraszyć Ukraińców. Bowiem według zapewnień ukraińskich żołnierzy, separatyści już wielokrotnie używali pocisków fosforowych i mogą jeszcze wielokrotnie użyć podobnego uzbrojenia przeciwko Siłom Zbrojnym Ukrainy. Równie „wdzięczną publicznością” będą Europejczycy, którzy mają silniej naciskać na Ukrainę w celu zamrożenia konfliktu według scenariusza z Mińska. Druga wersja to taka, że historię wymyślono w Kijowie, aby uzasadnić możliwy atak Sił Zbrojnych Ukrainy na Donieck. Drugi scenariusz „republikańscy analitycy” porównują ze scenariuszem, gdy USA szukało pretekstu do inwazji na Irak w 2003 roku. Wówczas w Pentagonie deklarowano, że Irak posiada broń chemiczną i biologiczną, której jednak nie znaleziono. Ale inwazja się odbyła, Saddama Husajna obalono, i jak ironicznie mówią „analitycy” o tej sytuacji, „cóż, broni nie znaleziono to co, teraz przywrócić Saddama?” W DNR i ŁNR (wg informacji z Moskwy) panicznie boją się przygotowanego rzekomo ataku Ukraińców, oczyszczenia terytorium Donbasu przez „nazistów”, dlatego podobną historię podaje się jako powód do takiego ataku.
Warto zaznaczyć, że separatyści wykorzystują dla prowokacji magazyny fabryki chemicznej dla składowania amunicji skutkiem czego fabryka stawała się niejednokrotnie celem dla ukraińskiej artylerii oraz grup dywersyjno-rozpoznawczych (przynajmniej według twierdzeń watażków DNR). Potężne wybuchy w przedsiębiorstwie, w tym także takie z grzybem przypominającym wybuch jądrowy oraz falami uderzeniowymi sięgającymi dziesiątek kilometrów miały miejsce w październiku 2014 roku oraz w czerwcu 2015 roku były źródłem szczególnej uwagi i zaniepokojenia mieszkańców Doniecka. Więc co tak naprawdę prezentuje sobą promieniotwórcze cmentarzysko w Doniecku?
Cmentarzysko promieniotwórczych odpadów to otoczone drutem kolczastym ziemne wzgórze, które przykrywa betonową piwnicę o szerokości 10 m, długości 20 m, głębokości 3 m, i objętości 600 metrów sześciennych, zbudowane w 1958 roku. Betonowe płyty pokryto wodoodporną warstwą papy, smoły i cementowo-asfaltową wylewką. W „radioaktywny grobowiec” skład przekształcił się w ciągu ośmiu lat po wybudowaniu, w 1966 roku. Do tego momentu zapełniono go odpadami przedsiębiorstw obwodu donieckiego i ługańskiego następnie zakonserwowano i zasypano z góry ziemią. Na razie przechowywane jest tam 400 metrów sześciennych odpadów, rozmieszczonych w 150 kontenerach i pojemnikach, a także nieznana ilość zbiorników z płynnymi substancjami.
Skład odpadów promieniotwórczych już wiele lat jest w stanie alarmującym. W czasie pokoju sytuacja uległa pogorszeniu ze względu na bliskość cmentarzyska z ogrodami działkowymi, polami kołchozu i poligonu Donieckiej Państwowej Fabryki Produktów Chemicznych, gdzie regularnie testowano materiały wybuchowe dla kopalń. Oprócz tego tuż obok znajduje wierzch wąwozu Domocha, który wchodzi w system kanalizacji Karliwskiego zbiornika wody pitnej na rzece Wowcza, który dostarcza wodę do całej aglomeracji donieckiej i makijowskiej.
Szczególnie interesujące jest to, że pomimo decyzji Rady Ministrów Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej z 1966 roku o oficjalnym przekazaniu cmentarzyska Donieckiej Państwowej Fabryce Wyrobów Chemicznych, prawnie nikt tego nie zrobił. We wszystkich dostępnych dokumentach widnieje wyraźnie, że skład nie posiada prawomocnego właściciela. Monitorowanie cmentarzyska starali się prowadzić przedstawiciele wyspecjalizowanego kombinatu UkrDO „Radon” ale nie wystarczało im środków na tę działalność. Kilka razy podnoszono kwestię ponownego zmagazynowania odpadów, jednak potrzebnych 500 000 dolarów nie znaleziono ani w 2006, ani w 2012 roku.
Cmentarzysko jeszcze w czasach pokoju był źródłem niebezpieczeństwa dla mieszkańców Doniecka. Bo co tu dużo mówić: obecnie w Donbasie trwa wojna. Czy można stworzyć „brudną bombę” wykorzystując zapasy cmentarzyska? Niewątpliwie „spiker rady narodowej DNR”, Andrij Purhin kłamie, gdy mówi, że „według moich informacji przechowywane są tam narzędzia i brudna odzież pracowników jednego z przedsiębiorstw przemysłu jądrowego. Jakiś krytycznie niebezpiecznych odpadów promieniotwórczych tam nie składowano”. Podobnym mydleniem oczu zajmuje się również watażka DNR Eduard Basurin, deklarując gotowość umożliwienia dostępu obserwatorom OBWE do tego obiektu, gdzie znajduje się „nie wiadomo co”. Aura tajemnicy stymuluje szerzenie plotek na temat cmentarzyska i planów jakie mają co do niego separatyści. Jednak warto myśleć racjonalnie: mamy XXI wiek. Po co wymyślać rower gdy wszyscy jeżdżą samochodem. „Brudna bomba” to narzędzie wojny z 1950 roku, budować ją z radioaktywnych odpadów jest trudno i niebezpiecznie podczas gdy „rosyjski przemysł zbrojeniowy” zaopatruje separatystów na zasadzie „all inclusive” a czasami i najnowszym sprzętem w postaci systemów rakietowych miotaczy ognia „Buratino” czy wieloprowadnicowych wyrzutni artylerii rakietowej „Tornado”. Nie jest tajemnicą, że Rosja wykorzystuje Donbas jako swego rodzaju poligon dla „testów” obiecującej nowej broni, która wkrótce będzie na wyposażeniu sił zbrojnych FR. Również informacja na temat budowy „brudnej bomby” jest raczej kłamstwem, które było specjalnie rozpowszechnione i to raczej przez Rosjan w celu wywierania nacisku na Ukrainę i Europę, poprzez przypominanie o niebezpieczeństwie, które niesie ze sobą konflikt w Donbasie.
Walerij Krawczenko