Z pułkownikiem Iwanem Jakubcem, byłym dowódcą Wojsk Powietrznodesantowych Ukrainy i członkiem rady ekspertów Centrum Badań nad Armią, Konwersją i Rozbrojeniem w Kijowie rozmawia Dariusz Materniak.
Jak oceniłby Pan aktualną sytuację wojenną na wschodzie kraju?
Jak wiadomo, sytuacja na wschodzie Ukrainy jest trudna – o tym nie trzeba chyba nikogo przekonywać, ale trzeba zwrócić uwagę na kilka kwestii, które spowodowały taki stan rzeczy i dlaczego reakcja zarówno wspólnoty międzynarodowej jak i wewnątrz Ukrainy jest taka, a nie inna. Po pierwsze trzeba jasno stwierdzić, że na wschodzie Ukrainy toczy się wojna, którą przeciwko Ukrainie prowadzi Federacja Rosyjska. Działania wojenne rozpoczęły się od wprowadzenia wojsk rosyjskich na Krym, a następnie na Donbas. Niestety, nasze kierownictwo polityczne nadal popełnia błędy, także w polityce wewnętrznej, bo o ile na forum międzynarodowym można zrozumieć dlaczego nie mówi się wprost o wojnie, to wewnątrz kraju jest to przykład niedbalstwa, które uderza w społeczeństwo i pociąga za sobą kolejne konsekwencje. Odmawiając uznania konfliktu toczącego się na wschodzie kraju za wojnę prezydent nie wykonuje zapisów odpowiednich dokumentów państwowych przewidzianych na takie sytuacje – w tym przede wszystkim ustawy o obronie Ukrainy, w jakiej jest dokładnie napisane po kolei co trzeba robić w wypadku zewnętrznej agresji przeciwko Ukrainie, aby móc działać w takich warunkach. Ten „prawny nihilizm” jest niestety przedłużeniem podobnych zjawisk w okresie prezydentury Wiktora Janukowycza, a wcześniej Leonida Kuczmy i Wiktora Juszczenko. Właśnie dlatego musimy przejść jeszcze bardzo długą drogę do takiego stanu rzeczy w państwie, gdy prawo rzeczywiście będzie prawem i będzie wykonywane zgodnie z jego przeznaczeniem – tak samo dla prezydenta jak i dla żołnierza czy obywatela. Brak woli uznania wojny za wojnę i wprowadzenia odpowiednich norm postępowania i zarządzania strukturami państwowymi dla celów podwyższenia zdolności obronnych i prowadzenia działań wojennych są jednym z powodów porażek ukraińskiej polityki w tzw. strefie ATO.
Uznanie Rosji za agresora przez Radę Najwyższą Ukrainy jest wobec powyższego krokiem niewystarczającym?
Fakt wskazania agresora – w tym wypadku Federacji Rosyjskiej – nie ma większego znaczenia z punktu widzenia obecnej sytuacji, bo nie idą za nim żadne konsekwencje w praktyce. Jest to działanie być może istotne z punktu widzenia politycznego, ale mające raczej znaczenie psychologiczne niż jakiekolwiek inne. Nie pociąga za sobą wykonania jakichkolwiek norm prawnych związanych z sytuacją, w jakiej znalazł się kraj. Ma to za cel przyciągnąć uwagę wspólnoty międzynarodowej do konfliktu na Ukrainie. Jeśli jednak mowa jest o agresorze, to logicznym następstwem tego określenia powinno być stwierdzenie, że jesteśmy w stanie wojny. Faktycznie, ze względów ekonomicznych i społecznych trudno byłoby wprowadzić stan wojenny czy ogłosić wojnę z Rosją, ale trzeba też rozumieć, że aby poradzić sobie z zagrożeniem z jakim mamy do czynienia potrzebne jest skoncentrowanie działań władzy na głównym celu, jakim jest właśnie obrona państwa i obywateli. Dotyczy to zarówno sfery wewnętrznej, a więc zapewnienia niezbędnego wyposażenia Siłom Zbrojnym oraz nadzoru nad funkcjonowaniem tak armii jak i pozostałych struktur państwowych, jak i sfery zewnętrznej. Tworzenie trudnych do zdefiniowania pojęć zamiast uznania stanu faktycznego niestety nie sprzyja rozwiązaniu problemu.
Jak oceniłby Pan ostatnie wydarzenia w Donbasie?
Przebieg działań zbrojnych w ostatnim okresie czasu daje podstawy do pozytywnych ocen, problem polega jednak na tym, że porozumienie, jakie zostało podpisane w Mińsku jest wykonywane tylko przez stronę ukraińską, która wycofuje swoje jednostki wojskowe zgodnie z przyjętymi zapisami. Z kolei wojska rosyjskie i grupy bandyckie dokonują jedynie imitacji wycofania swoich sił zgodnie z postanowieniami z Mińska. Specjaliści OBWE nadal nie są dopuszczani do miejsc, gdzie powinni prowadzić kontrole, wobec czego nie mamy pewności co ta naprawdę dzieje się na terenach przez nich opanowanych. Efekt tego procesu może być taki, że wobec faktu, iż ukraińska armia wycofała się dość daleko od linii rozgraniczenia wojsk, jeśli przeciwnik podejmie działania ofensywne, możemy stracić kolejne terytoria. Wycofując nasze siły dajemy przykład, pokazujemy bandytom i okupantom, że wykonujemy przyjęte porozumienie. Trzeba jednak pamiętać, że mamy bardzo negatywne doświadczenia jeśli chodzi o wykonywanie tego rodzaju porozumień przez stronę rosyjską. Doskonały przykład to podpisanie przez Rosję memorandum w Budapeszcie, którym w zamian za pozbycie się przez Ukrainę broni atomowej, gwarantowała nam bezpieczeństwo. Niestety, nie potrafimy się uczyć na cudzych błędach i dopiero własne doświadczenia mogą nas przekonać do zmiany polityki. A wspólnota międzynarodowa patrzy i niespecjalnie przejmuje się tą agresją, jako że każdy stwierdza, że to nie jego terytorium jest zagrożone. Dlatego działania, jakie podejmuje Ukraina powinny być w pierwszej kolejności pragmatyczne.
Jak oceniłby Pan postawę i działania Wojsk Powietrznodesantowych Ukrainy podczas trwającego konfliktu zbrojnego?
Dowodziłem tymi wojskami przez siedem lat, od 1998 do 2005 roku, brałem udział w wielu ich działaniach, między innymi w ćwiczeniach w Polsce. Chociaż doszło do zmniejszenia liczebności i degradacji Sił Zbrojnych Ukrainy, to udało się uratować ich podstawę, swoisty „szkielet” właśnie w postaci czterech brygad powietrznodesantowych, jako jednych z nielicznych zdolnych do wykonywania działań zbrojnych w obronie kraju, stanem na początek marca 2014 roku czyli moment, gdy zaczęła się agresja. Żołnierze wojsk powietrznodesantowych objęli najważniejszy odcinek – od Charkowa do Doniecka jeszcze w marcu zeszłego roku, a potem jako jedni z pierwszych podjęli działania bojowe w ramach ATO. Gdyby nie było tych jednostek, państwo nie miałoby czym reagować na zagrożenie jakie pojawiło się u naszych granic. Działania te były w większości skuteczne, pomimo stanu moralno-psychologicznego żołnierzy i oficerów po niezrozumiałego dla wielu oddania kontroli nad Krymem bez walki. Także w Donbasie bardzo długo żołnierze nie mogli używać broni kiedy napadali na nich zarówno uzbrojeni bandyci jak i cywile. Także podczas ostatnich działań to właśnie żołnierze wojsk powietrznodesantowych prezentowali najwyższy poziom przygotowania do realizowanych działań bojowych. Wiele jednostek zmechanizowanych, pancernych czy artyleryjskich dopiero pod koniec 2014 roku zaczęła funkcjonować tak, jak powinna w warunkach operacji zbrojnej.
Czy jest Pana zdaniem szansa na rozwój tego rodzaju wojsk w Ukrainie?
Tak, wysoki poziom przygotowania do realizacji zadań bojowych potwierdza zasadność inwestowania w wojska powietrznodesantowe. Główne ograniczenie polega na tym, że nie da się w krótkim czasie sformować i wyszkolić takiej jednostki. Na to potrzeba czasu aby oficerowie byli w stanie przekazać podwładnym swoje doświadczenia i umiejętności. Samo sformowanie brygady i nazwanie jej powietrznodesantową niczego nie zmieni – tu potrzeba długotrwałego procesu przygotowawczego.
Jak oceniłby Pan współpracę z Polską na obecnym etapie?
Jesteśmy bardzo wdzięczni Polsce za okazywaną pomoc – Polska jest jednym z najbardziej aktywnych partnerów Ukrainy, którzy od samego początku wspierają Ukrainę, prezentując pragmatyczną ocenę i podejście do działań, jakie prowadzi Federacja Rosyjska. Podobną postawę prezentują także Wielka Brytania, USA i Kanada oraz Litwa. Na pewno Ukrainie przydałaby się pomoc materialno-techniczna, zwłaszcza ze strony tych krajów europejskich, które posiadają zapasy postradzieckiego uzbrojenia, już nieużywane, a które pozwoliłyby nam na uzupełninie strat sprzętowych. Także kwestia szerszego wsparcia materialnego ze strony USA pozostaje istotną.
Dziękuję za rozmowę.