Miejsce emocji po czwartkowym oświadczeniu rządu i pierwszych dwóch dniach Euromajdanu na Ukrainie zaczynają zajmować bardziej wyważone oceny sytuacji. Ważne, aby w tym momencie i władza i opozycja zrozumiały, że grają w jednej drużynie.
Piątek, 22 listopada zgromadził w większości dużych miast Ukrainy setki, a miejscami nawet tysiące ludzi, którzy wyszli na ulice, aby wyrazić swoje poparcie dla podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Najwięcej, bo ponad dziesięć tysięcy osób zebrało się we Lwowie, a ponad pięć tysięcy w Kijowie, gdzie pojawili się także liderzy partii opozycyjnych: Arsenij Jaceniuk, Witalij Kliczko i Oleg Tiahnybok. Kulminacyjnym momentem protestów ma być niedziela 24 listopada – organizatorzy oczekują, że w Euromajdanie w stolicy może wziąć udział nawet 100 tysięcy ludzi.
Wydaje się, że także strona unijna zdążyła już ochłonąć z pierwszego „szoku” po czwartkowym ogłoszeniu przez Gabinet Ministrów Ukrainy zawieszenia działań na rzecz podpisania umowy stowarzyszeniowej i w piątkowych wypowiedziach europejskich polityków było zdecydowanie więcej zdroworozsądkowego podejścia niż emocji. Komisarz ds. rozszerzenia UE i polityki sąsiedztwa Stefan Fule zapowiedział, że Ukraina może wznowić rozmowy z Brukselą kiedy uzna, że jest na to gotowa, a umowę można podpisać za kilka miesięcy, na szczycie UE w pierwszej połowie 2014 roku. Z kolei wysoka przedstawiciel ds. polityki zewnętrznej UE Catherine Ashton oświadczyła, że mimo wszystko UE nadal oczekuje na pojawienie się prezydenta Wiktora Janukowycza w Wilnie na szczycie Partnerstwa Wschodniego.
Takie postawienie sprawy wskazuje na to, że Unia Europejska poważnie podchodzi do kwestii integracji europejskiej Ukrainy i proces ten będzie kontynuowany pomimo pojawiających się trudności. O tym, czy strona unijna będzie w stanie zaproponować Ukrainie konkretne wsparcie na wypadek konfliktu handlowego z Rosją, którego obawiają się władze w Kijowie przekonamy się w najbliższych dniach – niewykluczone, że jeszcze przed rozpoczynającym się w najbliższy czwartek szczytem Partnerstwa Wschodniego do Kijowa uda się prezydent RP Bronisław Komorowski.
Wiele zależy jednak od samych Ukraińców, zarówno od przedstawicieli władz, jak i od opozycji. Premier Mykoła Azarow stwierdził, że odsunięcie w czasie podpisania umowy stowarzyszeniowej ma charakter taktycznego posunięcia, a cel strategiczny, jakim jest podpisanie umowy stowarzyszeniowej pozostaje niezmienny. Zapewnił także, że nie oznacza to, że ukraińskie władze dążą do wstąpienia do Unii Celnej. Z kolei prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz w rozmowie telefonicznej z prezydent Litwy Dalią Grybauskaite miał stwierdzić, że obecna sytuacja jest wynikiem szantażu ze strony Moskwy.
Pomimo wszystko, wydaje się, że dążenie obecnych władz Ukrainy do podpisania umowy stowarzyszeniowej istotnie było i nadal jest podyktowane chęcią podpisania porozumienia z UE. Nawet w wypadku, gdy przyjmiemy założenie, że elitami rządzącymi kierowało nie głębokie przekonanie do europejskich wartości, ale czysty pragmatyzm, dążenie do utrzymania władzy i dbałość o interesy własne lub grupy oligarchów. Nie można pomijać niezaprzeczalnego faktu, że proces zmian i reform na Ukrainie nabrał tempa właśnie za rządów prezydenta Wiktora Janukowycza. Obecne wstrzymanie przygotowań, wynikające niestety także z zaniechań po stronie unijnej, jest elementem pragmatycznej polityki rządu Ukrainy, dla której niestety jak na razie nie widać alternatywy (choć nie jest wykluczone, że takowa się pojawi jeszcze przed szczytem w Wilnie lub w czasie jego trwania).
Zarówno ukraińska władza jak i opozycja powinny zrozumieć, że ich cele w obecnej sytuacji są jak najbardziej zbieżne. Jedni i drudzy mogą odnieść potencjalne korzyści z podpisania umowy stowarzyszeniowej, jak również ponieść wymierne straty w wypadku jej niepodpisania. Dlatego wskazane byłoby, aby obie strony powstrzymały się od jakichkolwiek gwałtownych ruchów – opozycja od wzywania do obalenia rządu i prezydenta (zmianom władzy służą odpowiednie procedury na forum parlamentu oraz wybory), a władze – od prób tłumienia wydarzeń związanych z Euromajdanem, gdyż faktycznie nie jest on wymierzony w rząd czy prezydenta – choć rzecz jasna pierwsza negatywna reakcja społeczeństwa była i nadal jest skierowana przeciwko rządzącym. Jednak jak wskazał jeden z komentatorów, tym razem Ukraińcy nie protestują tym razem „przeciw” czemuś ale „za”. Jak pokazywała wielokrotnie historia (także m.in. w Polsce) tylko przemiany oparte na kompromisach miały szanse powodzenia w dłuższym okresie czasu. Działania przeciwko tej akcji nie mają uzasadnienia tym bardziej, że Euromajdan może wpłynąć w znaczący sposób na stanowisko Unii Europejskiej w kwestii wsparcia Ukrainy w działaniach mających na celu podpisanie umowy stowarzyszeniowej.
Dariusz Materniak